~~Ross~~
Obudziliśmy się pod wieczór.
Miałem jedną wiadomość.
Ukradkiem ją przeczytałem.
Nieznany numer: Myślałeś, że przyjadę cię wykończyć? Pff. Bardzo mi przykro, że pomyślałeś, że nic ci nie zrobie. To za zabicie mojego kumpla. A ta twoja Jo niech na siebie uważa, bo wiem, że ona wysadziła mojego brata w powietrze.
Przestraszyłem się.
Ja: Czego chcesz?
Nieznany numer: Chcę, żebyś zginął w męczarniach.
Ja: Tomsonowi się należało
Nieznany numer: Tak samo jak tobie. Do zobaczenia w piekle, Ross.
Napisałem jeszcze do Jo.
Ja: Ten facet wie, że wysadziłaś jego auto w powietrze, uważaj na siebie.
Jo: O mnie się nie martw. :)
Ja: :)
Spojrzałem na Laure.
- Dobry wieczór, która gdzina panie Lynch?
- 20:23. Panna Marano niech się nie śmieje z mojego nazwiska, bo kiedyś może być też panny.
- Moje?
- No? Przecież wiem, że tego chcesz.
- Nie chcę...- udała obrażoną.
- Nie? Nie podoba ci się wizja małych Laurusiów i Rossiaczków biegających po domu?
- Podoba....
- No właśnie...
Pocałowała mnie w policzek.
Zaśmiałem się cicho.
- Głodna?
- Nie.
- To idź spać. Ja muszę iść do toalety.
Pokiwała głową.
Wyszedłem z pokoju i udałem się na zewnątrz budynku. Wcale nie musiałem iść do łazienki.
Usiadłem na ziemi i gapiłem się w gwiazdy.
8 lipiec, czwartek
Zostawiłem na poduszce kartkę.
Wyszedłem, wrócę za kilka godzin. Niger lub Sean przyniesie wam coś do jedzenie. Nie martw się o mnie.
Ma się o co martwić, ale niech myśli inaczej.
Pocałowałem ją w czoło i po cichu opuściłem pokój, a potem budynek.
Założyłem kask i odpaliłem motor.
Wyjechałem.
Mam ze sobą broń.
***
Po trzech godzinach dotarłem do naszych wynajętych domków.
Auto cioci wciąż tam stało. Niezbyt mnie to interesuje.
Zsiadłem z motoru i zdjąłem kask. Zawiesiłem go na kierownicy i poszedłem do swojego domku.
Szyba w drzwiach wybita. Na podłodze dużo krwi.
- Wiedziałem, że tu przyjdziesz.- usłyszałem głos za sobą.
Wyciągnąłem broń i odwróciłem się do tyłu.
Stał za mną wysoki baaaardzooo masywny (umięśniony) mężczyzna.
- Czego chcesz?- spytałem.
- Już ci pisałem. Chcę twojej śmierci.
Przestraszyłem się i to bardzo, ale próbowałem tego nie pokazywać.
- To czemu teraz tego nie zrobisz? Masz przecież broń.- pokazałem palcem na pistolet trzymany przez jego rękę.
- Bo chcę żebyś cierpiał.- wycelował pistoletem w moje ramie.
Upuściłem swoją broń.
Skrzywiłem się z bólu.
Podszedł do mnie.
Złapał za szyje i zaczął dusić.
Opierałem mu się. Próbowałem odciągnąć od siebie jego łapy, ale nie udawało mi się.
Powoli przestawałem kontaktować.
C.D.N.
Jeżeli się spodobało zostaw gwiazdkę i komentarz <3
![](https://img.wattpad.com/cover/79261019-288-k652749.jpg)
CZYTASZ
Wiadomość [R.L]
FanfictionNastoletnia Laura Marano na imprezie u kolegi daje komuś numer. Nie ma pojęcia komu. To co się dzieje później jest dla niej dość dużym zaskoczeniem. ...