9.

88 3 8
                                    

Marysia siedziała na dworze po czym ruszyła przed siebie. Dzień dziś był nie najlepszy. Szczególnie, że wszystko wokół jest mokre od deszczu. Co poradzić... Życie.

Przechadzała się po mieście rozmyślając. Tu i ówdzie słuchać było słychać rozmowy ludzi, kłótnie, śmiechy...

Zatrzymała się przed schroniskiem. Coś przykuło jej uwagę. Krzyczącego właściciela, a może pracownika placówki? Usłyszała trzask. Dość głośny, a potem zawycie bezbronnego psa. Zainteresowana weszła do środka. Jej oczom ukazała się niemiła scena. Człowiek znęcający się nad psem. Pod wpływem impulsu chwyciła za nadgarstek zabierając Tym samym jego broń - długi, drewniany kij.

Obejrzał się za siebie. Na jego twarzy widać było gniew.

-Czego tu Ty smarkulo?! Oddawaj mój kij.- Wykrzyknął próbując złapać "tępą broń." Jednak Marysia była szybsza i uskoczyła.

-Co Pan robi temu bezbronnemu psu?!- wykrzyknęła jeszcze dalej się odsuwając.

-Bezbronnemu?! - jego twarz stała się jeszcze bardziej czerwona pod wpływem gniewu. Po czym podwinął rękaw ukazując ugryzienie na skórze z, którego ciekły stróżki krwi.

-Ten kundel mi za to zapłaci!! - zwinął rękaw obracając się w stronę leżącego, nadal wyjącego psa.

-Nie pozwolę Panu! - zaczęła się awanturować.

Ponownie złapała za nadgarstek chłopaka. Próbowała zrobić to co Goldy. Walnęła z całej siły w nogę chłopaka. Ten jednak ani drgnął. Był znacznie silniejszy niż Fabian.

Nie wiedziała co zrobić. Nie miała szans wygrać z 2 razy silniejszym mężczyzną. Przypomniała sobie o drewnianym kiju, który teraz znajdował się w kącie pokoju.

-Jaka ja durna...- mruknęła łapiąc kij. Zamachnęła się z całą swoją siłą waląc pracownika w głowe. Nic nie powiedział. Zemdlał.

Wpatrywała się w to co zrobiła. Nigdy nie wyrządziła komuś TAK wielkiej szkody.

Ale... Zrobiła to w imię wyższego dobra, gdyby nie ona - pies leżał by teraz na podłodze, a z niego wydobywała by się kałuża krwi.

Podeszła do pieska. Był on śliczny. Biały z czarnymi plamkami z dość gęstym futrem.

Zaskomlał, gdy dziewczyna próbowała do niego podejść. Osłabiony i poobijany poddał się nie ruszając. Tylko czasami wydobywał cichy jęk. Złapała go, a może ją? Delikatnie. Na karku zwierzęcia widniała skórzana obroża z wisiorkiem na, którym pisało: Pandzia.

Do domu miała dość daleko, a ulice były zatłoczone ludźmi. Wzbudzała by pewne podejrzenia, że ukradła, a może nawet sama pobiła psinę?

Wyszła z schroniska zostawiając nieprzytomnego człowieka samego. Miała gdzieś czy inne psy go zagryzą czy coś w Tym stylu. Dla Marysi znaczenie zbirów i oprychów znaczyło tyle co nic. Może z nimi stać się co tylko chce.

Pies znów cicho zawył.
Po czym delikatnie polizał dłoń dziewczyny, która właśnie uratowała mu życie. Był jej wdzięczny.

Wróciła do domu bez najmniejszych problemów. Nikt nie zwracał uwagi na tą sytuację. Jacyś ludzie potrafią być samolubni.

Pierwszą osobą, która zobaczyła Marysię z cierpiącym zwierzątkiem była Mangle.

-O matko! Trzeba mu pomóc! - rozkazała dziewczyna wpatrująca się w pieska.- Szybko! Położymy go w salonie.

Po czym obie udały się do salonu kładąc psa na wygodnej kanapie. Wpatrywały się w spokojne zwierzę. Pewnie chłopak zbyt wiele mu nie zrobił. Ale jest cały poobijany.

Risausemetus || FNaF Story || ÷Wstrzymane÷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz