Rozglądam się uważnie po hali głównej lotniska Robin Hood AirPort Doncaster Shaffiled. Szukam wzrokiem brązowej czupryny Louisa, który ma mnie odebrać z lotniska. Ciągnę za sobą walizkę i staram się przepchnąć przez tłum ludzi zmierzających we wszystkie strony i czekających na swoich bliskich. Wreszcie dostrzegam Louisa, który stoi wygodnie oparty o ścianę nieopodal drzwi z telefonem w ręku. Biorę głęboki wdech i wolnym krokiem ruszam w kierunku kuzyna.
- Cześć- witam się, kiedy już znajduję się kilka kroków od chłopaka.
- Niall, co tam stary?
Louis podchodzi i klepie mnie mocno po plecach, a ja wydaję z siebie głuche stęknięcie. Spod rękawa chłopaka wyłaniają się tatuaże, których najwyraźniej przybyło, odkąd go ostatni raz widziałem. Louis prowadzi mnie na parking obok lotniska.
- To moje maleństwo- mówi wskazując na stare auto, z obdartym czerwonym lakierem. Nie wiem nawet jaka to marka. Nie znam się na samochodach. Uśmiecham się tylko i lustruję wzrokiem samochód udając, że mam jakiekolwiek pojęcie o tych wszystkich rzeczach.
- Podaj mi walizkę- Louis pierwszy przerywa krępującą ciszę panującą miedz nami. Robię to, o co prosił i pomagam mu wsadzić bagaż do bagażnika, a następnie sam ładuje się na miejsce pasażera. W samochodzie jest dość brudno. Wszędzie walają się opakowania po chipsach i puszki po Coli oraz napojach energetycznych. Mój kuzyn wsiada za kierownicę. Samochód odpala z głuchym warkotem, po czym ruszamy z parkingu. Louis otwiera okno i wyciąga z kieszeni jeansów paczkę papierosów po czym zapala jednego.
- Chcesz?
Kręcę lekko głową i poprawiam okulary na nosie.
- Nie dzięki. Nie palę.
- Jak chcesz- chłopak wzrusza ramionami z obojętnym wyrazem twarzy- Tylko nie mów nic mojej mamie.
- Nic nie powiem.
Louis uśmiecha się szczerze, po czym zaciąga się mocno i wypuszcza dym nosem. Nie wiem dlaczego, ale mnie to śmieszy. Jazda nie zajmuje nam więcej niż dwadzieścia minut. Louis skręca w piaskową drogę kawałek za miasteczkiem. W oddali widnieje mały biały domek i kilka innych budynków. Znam bardzo dobrze to miejsce, w końcu kiedyś przyjeżdżałem tu niemal w każde wakacje. Mijamy krowy pasące się na pastwisku przed posiadłością Tomlinsona. Kiedy zbliżamy się do domu, widzę jak Louis coraz mocniej zaciska płac na kierownicy. Aż mu kostki bieleją.
Parkujemy przed dużą, ceglaną stodołą i wysiadamy. Ciepły wiatr rozwiewa mi włosy. Nerwowo poprawiam okulary na nosie. Louis otwiera bagażnik i wyciąga z niej moją torbę. Prowadzi mnie po drewnianej werandzie. Nic się tu nie zmieniło. Ten sam biały domek, te same zielone okiennice, ten sam zapach krów...
- Niall, kochanie. Jak się cieszę, że cię widzę.
Kobieta zmierzająca w naszym kierunku jest średniego wzrostu, ma brązowe włosy, takie same jak jej syn. Ciocia Jay jest ubrana w luźną koszulkę z krótkim rękawem, podarte jeansy, a na stopach ma wysokie skórzane buty. Włosy ma związane w luźny kok. Wyglada bardzo młodo. Ściska mnie mocno i całuje w jeden policzek.
- Niesamowite, jak ty wyrosłeś.
- Miło mi cię widzieć, ciociu.
- Ciebie też, Ni. Louis- zwraca się do syna stojącego z boku i przyglądającego się całej scenie powitania.- Zaprowadź swojego kuzyna do waszego pokoju.
- Jasne, już się robi.
Louis wchodzi do domu, a ja łapię walizkę i idę w jego ślady. Chłopak prowadzi mnie do swojego pokoju. Jest to niewielkie pomieszczenie na samym końcu korytarza. Po wstawieniu tu drugiego łóżka wolna przestrzeń jest bardzo ograniczona. Ledwo przeciskam się z bagażem do szafy. Jest ty bardzo klaustrofobicznie.
- Przebieraj się- mówi Louis stając w drzwiach.
- Co?
- Powiedziałem, żebyś się przebrał. Jedziemy do miasta. Będziemy grać w nogę.
- My?- pytam jednocześnie zaciekawiony i przestraszony- Czyli ty i ja?
- Nie ciołku. My. Ja, ty i moi przyjaciele. Czas, żebyś wreszcie kogoś poznał.
- Może ja nie mam zamiaru nigdzie iść- nie ma mowy, że pójdę gdzieś z Lou i jego kolegami.
- Czy ja cię pytam o zdanie? Matka kazała mi się tobą zająć, więc dobrze ci radzę, rusz dupę i przebierz się. Czekam w samochodzie.
CZYTASZ
If you can change my mind // n.h
Fanfiction{Chyba wolno pisane} Good girls love bad boys. A może jednak: Good boys love bad girls. Niall Horan nigdy nie był duszą towarzystwa. Od głośnych imprez wolał posiedzieć w domu, z książką na kolanach. I mimo, że był przystojny, nie chciał tego pokaz...