25.

230 29 5
                                    

Stoję przed zniszczonymi drzwiami. Miejscami odchodzi z nich brązowa farba, a gdzie nigdzie dziury są wyraźnie widoczne, tworząc wgłębienia w drewnianej powierzchni. Cudem udało mi się wyciągnąć adres Jen od Louisa. Potrzebowałem przynajmniej godziny, zanim wreszcie kuzyn mruknął niechętnie odpowiedź. Biorę głębszy oddech i sięgam do dzwonka, a następnie go naciskam. Przez chwilę nic się nie dzieje, ale po chwili zza drzwi dobiegają mnie stłumione odgłosy krzątaniny. 

- Niall? - głowa Jen wychyla się na zewnątrz. - Co ty tu robisz?

Uśmiecham się , ale wcześniejsza pewność siebie nagle znika. Dziewczyna nie wygląda na zirytowaną, bardziej na zdziwioną. Wychodzi przed mieszkanie. Ma na sobie za duży sweter i wytarte legginsy, a włosy rozpuszczone luźno na ramiona. Pochylam się i całuję ją w policzek. Dziewczyna uśmiecha się, ale nic nie mówi, tylko stoi i wpatruje się we mnie tymi wielkimi i ciemnymi oczami. Wzdycham i odchylam głowę zirytowany. Jen miała ostatnio humory, ale dałem jej kilka dni i miałem nadzieję, że dziewczyna się ich pozbędzie. Nie odzywałem się, nic jej nie mówiłem i pozwalałem, żeby odreagowała. Ale prawda jest taka, że nawet nie wiem co. 

- Wiesz co? - odwracam się do niej i patrzę prosto w oczy. - Mam dość. Chcesz mnie spławiać do końca? Świetnie. Może powinienem dać sobie spokój. 

Odwracam się i zaczynam schodzić po schodach, ale Jen łapie mnie za rękę i ciągnie z powrotem na górę. Prowadzi mnie do drzwi mieszkania, ale zaraz przed nimi zatrzymuje się. Patrzę na nią z góry i zastanawiam się, co chodzi jej po głowie. 

- Wejdziemy? Czy będziemy tak stać? 

Jen kiwa głową i otwiera drzwi, które skrzypią głośno. Wchodzimy do środka. Wnętrze nie jest urządzone bogato, raczej skromnie. Od wejścia od razu wchodzimy do salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Znajduje się tam tylko kanapa, stół i krzesła. Przy drewnianym stole siedzą Tony i Daisy. Pochylają się nad książkami i zeszytami, pisząc w nich zawzięcie. Jen staje w progu i uśmiecha się do rodzeństwa, które na nią patrzy. Z jednego z pokoi wychodzi starsza kobieta. Ma na sobie wyraźnie używany szlafrok i podniszczone kapcie. Uśmiecha się dobrotliwie na nasz widok. 

- Jen kochanie, przyprowadziłaś kolegę? - pyta słabym, ochrypłym głosem podchodząc do maluchów i głaszcząc ich po głowach. 

Uśmiecham się najszczerzej jak tylko potrafię. Na moim nadgarstku zaciska się lodowata dłoń Simons, która stoi osłupiała. Muszę ją szturchnąć delikatnie, żeby w końcu się ruszyła. 

- Miło mi panią poznać. - mówię i podaję rękę babci Jen. - Jestem Niall.

Starsza kobieta śmieje się cicho. O dziwo uścisk ma zaskakująco silny.

- Czy ty nie jesteś przypadkiem kuzynem Louisa Tomlinsona? 

Kiwam głową i otwieram buzię, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale Jen uprzedza mnie jakby instynktownie. Mówi, że musimy coś załatwić we dwójkę, po czym ciągnie mnie przez korytarz do najbardziej oddalonego od kuchni pokoju. Otwiera drzwi i wpycha mnie do środka, a ja niemal potykam się o próg. Pokoik jest mały, ale przytulny. W oknie wiszą jasne firanki, a półki uginają się pod stosami książek. Stoję po środku pokoju, gdy Jen zamyka drzwi na klucz i niemal zabija mnie wzrokiem. 

- Co ty sobie wyobrażasz Niall? 

Patrzę na nią spod uniesionych brwi. Nie rozumiem o co jej chodzi. Jen siada na łóżku z ciężkim westchnieniem i ukrywa twarz w dłoniach. Wygląda na zmęczoną, ale i wściekłą.

- Nic sobie nie wyobrażam. - mój głos brzmi oschle, ale w tym momencie niezbyt mnie to obchodzi. - Właściwie to tylko zastanawiam się co ci odwala. Chodzisz na mnie wkurzona i wydzierasz się za każdym razem jak się do ciebie odezwę. I nie rozumiem dlaczego.

Jen podrywa się z łóżka tak gwałtownie jak na nie uprzednio opadła. Podchodzi do mnie niebezpiecznie blisko, wciąż piorunując mnie wzrokiem. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak złej. 

- Wkurzam się, bo wytkasz nos w nieswoje sprawy. Mam ciebie dość. Mam dość tego, że ciągle traktujesz mnie jak księżniczkę. I mam dość tego, że tak bardzo chcesz pomóc, a nie masz w czym pomóc Horan. Rozumiesz?

Odwracam się wściekły. W tamtym momencie mam ochotę ją uderzyć, ale od razu karcę się w myślach za to. Nie ważne co do mnie mówi. Nigdy nie uderzyłbym dziewczyny. Podnoszę ręce i łapię się za głowę. Jestem wściekły, a nie mam na czym odreagować. Nie chcę się kłócić z Jen, kiedy w pokoju obok jest jej rodzeństwo. Nie chcę żeby to słyszeli. 

- Nie rozumiem cię Jen. - mówię i odwracam się. Oddycham głęboko starając się uspokoić. - Najpierw jest dobrze. Wręcz świetnie. A potem nagle na mnie krzyczysz i uciekasz. Posłuchaj mnie. 

Podchodzę do niej i łapię ją za ręce zwracając twarzą do siebie. W jej oczach wciąż widzę gniew, ale jeśli chcemy to wyjaśnić nie możemy tego robić przez krzyk. To nic nie daje, a jedynie krzywdzi wszystkich wokoło. Nie tylko nas, ale również Tony'ego i Daisy, którzy to wszystko słyszą. 

- Chcę tylko, żebyś powiedziała mi, dlaczego tak jest. Potem mogę się odczepić i już mnie więcej nie zobaczysz. Ale chociaż pozwól mi zrozumieć, Jen. 

Dziewczyna bierze głębszy oddech i patrzy mi prosto w oczy. Widzę, że nieco się uspokaja. Odsuwa się ode mnie, a ja jej na to pozwalam. Siada na łóżku, a ja po chwili robię to samo. Stykamy się nieco ramionami. 

- Nie chciałam,  żebyś to zobaczył. - mówi cicho, a ja marszczę brwi.

- Co miałbym zobaczyć? 

Jen wzdycha i unosi oczy ku sufitowi. Widzę, jak jej policzki płoną szkarłatnym rumieńcem, słowa sprawiają jej trudność. Ale skoro już mówi nie przeszkadzam jej. 

- To wszystko. - ogarnia ręką pokój. - Nie chciałam, żebyś wiedział jak żyję. Wstydzę się tego. 

Kręci głową znów wlepiając wzrok w ziemię. Przysuwam się bliżej i obejmuję ją ramieniem. Nagle robi mi się głupio. Bała się mi powiedzieć, wstydziła się. Jeśli dziewczyna, która mi się podoba i wie o tym wstydzi się mi pokazać własnego życia, jak może to świadczyć o mnie. 

- Nie powinnaś się niczego wstydzić. Nigdy bym nic nie powiedział, wiesz. 

Unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy. Po jej policzkach raz po raz spływają łzy. Unoszę rękę by je otrzeć. 

- Tylko Matt był tu przed tobą. I Harry. Nikt inny o tym nie wie. Moi rodzice stracili prawo do opieki nad nami, dlatego mieszkamy z babcią. Ale tak naprawdę ja się tu wszystkim zajmuję. Pilnuję, żeby działało. 

Całuję ją w czoło, a Jen opiera głowę o moją klatkę piersiową. Czuję ciepło bijące od dziewczyny, ale i wielką ulgę, która płynie od nas obojga. Przytulam ją mocniej do siebie, otaczając ją szczelnie ramionami. W tym momencie wydaje się tak krucha.

- Nigdy więcej nie myśl, że możesz się wstydzić czegokolwiek przede mną, wiesz? - mówię cicho, a Jen kiwa głową. - Nie musisz się wstydzić. 

Powinienem teraz powiedzieć te dwa słowa. Wiem, że to dobry moment na ich wypowiedzenie, ale tego nie robię. Siedzimy w milczeniu. 

If you can change my mind // n.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz