20.

402 37 2
                                    

W Londynie nie pada non stop, jak wszyscy mówią. Czasem wychodzi też słońce i przyjemnie grzeje plecy przechodniów, którzy biegną we wszystkie strony spiesząc się na spotkania i do pracy.

Jednak teraz w piątkowy wieczór, kiedy razem z Jen pokonujemy kolejne ulice Londynu nie ma ani deszczu, ani słońca, ani przechodniów. Właściwie to jest przyjemnie. Delikatny wiaterek chłodzi nasze twarze i choć mimo tego, że jest środek lata nie jest wcale najcieplej. Nam jednak to nie przeszkadza i przemy do przodu z uporem, aby dotrzec do London Eye przed jego zamknięciem. Milczymy niemal od wyjścia z hotelu, jedynie co jakiś czas rzucamy ciche uwagi na niemal wszystkie tematy. O zabawnych butach mijanego właśnie mężczyzny, o kolorze domów w tej dzielnicy miasta i o deszczu, który nie pada. Mimo to cisza wcale mi nie przeszkadza, bo przynajmniej mogę pomyśleć.

Jen nigdy wcześniej nie zwracała na mnie większej uwagi, aż do momentu zerwania z chłopakiem. Nie ukrywam, wcześniej moja fascynacja Simons sięgała tak wysoko, że czasem sam nie mogłem tego pojąć, ale teraz... Jen znów staje mi się zupełnie obca i choć zdaję sobie sprawę, że było tak już wczesnej nie mogę oddalić od siebie myśli, że może jednak nie jest taka, jaką ją sobie wyobrażałem. Stała się raczej małomówna i cicha, co niesamowicie kontrastuje z osobą za którą ją miałem zaledwie tydzień temu. Może to zerwanie z Mattem tak zmieniło Jen, ale dopuszczam do siebie też inne myśli. Przecież w ogóle jej nie znam...

- Podoba mi się Londyn wieczorami. - Jen odzywa się pierwsze raz od dłuższego czasu.

Idziemy już ponad dwadzieścia minut, mimo że z hotelu Lottie do London Eye można przejść w sześć. Kroczymy bocznymi uliczkami, ciagle zmieniając kurs, jakbyśmy nie byli jednak do końca pewni gdzie zmierzamy.

- Fakt. - mówię nie patrząc dziewczynie w oczy. - Robi wrażenie.

- Tsa...

Jen wyciąga z kieszeni jeansów paczkę papierosów i wyciąga jednego. Delikatny płomień zapalniczki oświetla nasze twarze i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że ona na mnie patrzy. Świdruje mnie ciemnymi oczami, na co tylko marszczę brwi. Kiedyś cieszyłbym się z faktu, że Jen Simons na mnie patrzy, ale coś się zmieniło. Może tamte czasy już minęły?

W słabym balasku żaru papierosa jej oczy wydają się ciemniejsze i bardziej obce. Ruszam znów przed siebie i muszę przyznać, że to naprawdę przyjemne uczucie, krążyć tak po mieście, które z dala od centrum wydaje się dziwnie puste.

- Właściwie to chyba zgłodniałem. - mówię, a Jen rzuca mi przelotne spojrzenie.

Uśmiecha się lekko i wskazuje głową na pobliski bar, jedyne otwarte miejsce w okolicy. Światła neonu nad wejściem sprawiają, że na nasze twarze pada bladoniebieska poświata.

- Może tu? Potem pójdziemy dalej do centrum.

Kiwam głową i skręcamy z głównej drogi w boczną.

- Ty stawiasz. - Jen przyjacielsko szturcha mnie w ramię z szerokim uśmiechem na ustach, kiedy otwieram jej drzwi.

If you can change my mind // n.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz