Smak Życia.
Opróżniwszy szklankę do końca po raz kolejny przeczytał reklamę na pudełku, po czym skrzywił się na samo wspomnienie tego, co przed chwilą miał w ustach. Jeśli faktycznie tak smakuje życie, to chyba najwyższy czas się zabić. Obrzucił talerz wymownym spojrzeniem, lecz znajdująca się na nim szarobura masa, zdawała się tym nie przejmować. Nadal, za żadne skarby świata, nie chciała przypominać kolorowego zdjęcia, które skusiło go na sklepowej półce. To ono i wielki czerwony napis ŁATWY PRZEPIS, sprawiły, że postanowił zaryzykować, porzuciwszy tradycję mrożonych dań. Jak widać decyzja okazała się błędem.
-Czy naprawdę aż tak bardzo spieprzyłem? – Obracał karton w dłoniach zastanawiając się, co takiego zrobił źle. Przecież postępował zgodnie z instrukcją! No może dał odrobinę za dużo soli, na przyszłość musi zapamiętać, żeby dokładnie zakręcać solniczkę. Trochę też, za długo trzymał całość w piekarniku. Nie mógł jednak mieć do siebie pretensji. Po dwunastogodzinnej harówce oczy same mu się zamykały. Każdy, w takiej sytuacji, by przysnął! Zresztą obudził się, zanim dym dotarł do czujników dymu i zaangażował, w jego pierwszą przygodę z gotowaniem, panów strażaków. – Ech... Nie nadaję się do tego. – Zrezygnowany ruszył w stronę lodówki. Jeśli chce dzisiaj mieć w ustach cokolwiek, poza kanapkami pochłoniętymi jeszcze w pracy, to nie bardzo ma wybór. W lodówce, jak to przed wypłatą, pingwiny skrobały lód, a ostatnie drobne, jakie zaplątały mu się w portfelu starczyłyby, w najlepszym razie, na wafelka. Zresztą nie takie rzeczy się robiło. Ze studiów, poza dyplomem, wyniósł jedną ważną naukę – wszystko da się zjeść pod warunkiem, że użyje się odpowiedniej ilości ketchupu! Sięgnął po czerwoną buteleczkę licząc, że żołądek po raz kolejny wytrzyma te tortury.
Poznaj Smak Życia.
-Jesteś pewien? – Obracał w dłoniach projekt ulotki. Widniejący na nim tekst wydawał mu się nieco zbyt patetyczny. Jakby na wyrost.
-Jasne! – Pstryknął fotkę spaghetti bolognese i dopiero wtedy spojrzał na przyjaciela. – Ludzie lubią takie rzeczy.
-Ale wolałbym uniknąć nieporozumień. – Wytłumaczenie przyjaciela jakoś go nie przekonało. – To nie ma być nic skomplikowanego. Praktycznie same podstawy...
-Spokojnie. – Zmieniwszy obiektyw wrócił do obfotografowywania potraw. Sanji naprawdę się postarał, wszystko wyglądało pięknie. A dzięki drobnej obróbce graficznej ludzie wprost oszaleją. – Niżej umieścimy wyjaśnienie z dokładnym opisem. Grunt żeby przyciągnąć uwagę. -Skoro tak twierdzisz...
-Hej! – Odwrócił się w stronę rozmówcy. Czarne afro zafalowało przy gwałtownym podmuchu. – Kto tu jest specem od reklamy?
-Ty – przyznał niechętnie. Usopp był świetnym kumplem. Przynajmniej do momentu, w którym nie zaczynał się puszyć.
-No właśnie! I nie zapominaj, że użyczam ci mojego zajebistego talentu za darmo! Nawet, jeśli ledwo wyrabiam się z normalnymi zleceniami!
I koloryzować rzeczywistość.
-No nie tak zupełnie za darmo. Kolacja zaręczynowa, pamiętasz? – rzucił niby od niechcenia a wprawna ręka przyjaciela zadrżała, przez co zdjęcie naleśników z owocami wyszło zamazane. Trafił w czuły punkt. Na samą myśl, że ma poprosić ukochaną o rękę, Usoppa ogarniała czarna rozpacz. I nie, dlatego, że nie chciał zostać mężem Kayi – swojej licealnej miłości. Wręcz przeciwnie, niczego nie pragnął bardziej.
CZYTASZ
Kurs gotowania
FanfictionSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.