Sanji. Co. Ty. Do. Kurwy. Nędzy. Wyprawiasz?!
Miał ochotę dać sobie w twarz. Z trudem panował nad nerwami. Jedyną rzeczą, jaka mogła go teraz uspokoić była solidna dawka nikotyny. Ale przecież nie wyjdzie z zajęć, które sam prowadzi! Musiał, więc cierpieć. I zgrzytać zębami, w nadziei, że jednak nie dojdzie dziś do morderstwa. A wszystko za sprawą pewnego Glona. Który chyba uparł się, żeby uświadomić go w bezsensowności jego starań i całkowicie pogrzebać resztki nadziei na to, że kurs jednak ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Odgłos upadających na podłogę sztućców, był kolejną kroplą napełniającą dzisiejszą czarę goryczy.
-Zabiję go! – Pomyślał. Po raz czwarty w ciągu ostatnich piętnastu minut. Jednak zamiast wypowiedzieć na głos swoje plany, wziął głęboki oddech i, starając się nadać swojemu tonowi profesjonalne brzmienie, spytał. – Co tym razem?
Nie bez satysfakcji obserwował rumieniec, jaki pojawił się na twarzy kursanta.
-No... ten... - Drapał się po potylicy świadomy tego, że wszystkie oczy skierowane są ku niemu. Znów zrobił z siebie debila. W dodatku Sanji chyba tracił do niego cierpliwość. Co pomniejszało szanse na ich późniejszą, bliższą znajomość, jeszcze bardziej go dołując. Może gdyby nie odstawał tak od reszty wszystko ułożyłoby się inaczej. Pech jednak chciał, że nie trafił do grupy „dla debili", jak planował. Pozostali kursanci, a raczej kursantki, podstawy miały już opanowane i w przeciwieństwie do niego doskonale znały określenia jak siekać, które o dziwo wcale nie wiązało się w grą komputerową, blanszować, czy podduszać... Przy czym to ostatnie wcale nie oznaczało średniowiecznych tortur. Po za tym umiały posługiwać się przedmiotami, które on widział po raz pierwszy w życiu, właśnie na kursie. Że już nie wspomni o ich przeznaczeniu! Dlaczego więc oczekiwano od niego, że już teraz, zaraz, natychmiast będzie perfekcyjnie obsługiwał na przykład taką... obieraczkę?! Którą notabene właśnie trzymał w dłoni, a która dosłownie kilka sekund demu upadł mu na podłogę, kiedy próbował zapanować nad zestawem tarek. Swoją drogą, na diabła ludziom pięć różnych?! Jedna nie wystarczy?! -Słucham, z czym masz teraz problem? – Sanji stanął tuż przed jego stanowiskiem. Co wcale, a wcale mu nie pomagało wybrnąć z sytuacji. Po pierwsze znów czuł się jakby był w szkole a nauczyciel, z perwersyjną przyjemnością, odpytywał go wiedząc, że i tak nic nie umie. Po drugie, i chyba gorsze, z bliska blondyn był jeszcze bardziej seksowny! Zapach jego wody kolońskiej podrażniał mu nozdrza, otulał niczym lekką mgiełką, sprawiał, że miał ochotę...
KURWA! ZORO! OPANUJ SIĘ!
Sam siebie nie poznawał. Jeszcze nigdy, żaden facet tak na niego nie działał. To było chore! Zupełnie jakby trafił na karty jakiegoś kiepskiego romansu! Albo, o zgrozo, komedii romantycznej!
Właściwie, to chyba nawet było mu go szkoda. Kiedy tak wbijał wzrok w podłogę, obracając w dłoniach obieraczkę, wyglądał... rozczulająco?
STOP! SANJI STOP! To jest dorosły facet, on nie ma prawa być rozczulający. To jest zarezerwowane dla dzieci, szczeniaczków, kotków i pięknych kobiet! A nie dla facetów, którzy przypalając cebulę, zamiast ją zeszklić!Wściekły, zarówno na samego siebie jak i na tego niezdarnego Glona, wyrwał mężczyźnie z rąk owo narzędzie, które najwidoczniej stanowiło dla niego tajemnicę i zaczął za niego obierać marchewkę. Szybko. Może nawet trochę za szybko. Ale dziwnym trafem skóra paliła go w miejscach, gdzie jego palce zetknęły się z dłońmi kursanta.
CZYTASZ
Kurs gotowania
Fiksi PenggemarSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.