Znów zjawił się pierwszy, lecz tym razem nie napawało go to radością. Siedząc samemu w pustej, sali miał aż za dużo czasu żeby pomyśleć. A tematów do rozmyślań było sporo. Wpakował się, nie z własnej woli, w naprawdę porąbaną sytuację, jakby żywcem wyjętą z kiepskiej komedii romantycznej. Wiedział, że nadal, pomimo fatalnej randki i wyznania prawdy, podobał się Nami. Jemu zaś wpadł w oko Sanji. Który... czuł miętę do Nami! To było aż nazbyt widoczne po tym jak niemal ślinił się na sam jej widok. Istny miłosny trójkąt!
Złapał rękami za głowę i zaczął nerwowo przeczesywać włosy, które i tak zaraz wracały do typowego dla niego nieładu. Naprawdę bywały chwile, gdy ich nienawidził: nie dość, że zielone, przez co zawsze wyróżniał się z tłumu, to jeszcze za żadne skarby świata nie chciały go słuchać i układać się normalnie. Chcąc nie chcąc był skazany na styl nonszalancko niechlujny, jak to kiedyś skomentował jego były. Jeszcze energiczniej potarł dłońmi głowę, chcąc odpędzić niechciane wspomnienia.
-Kurwa – mruknął uderzając czołem o blat stanowiska. Nigdy nie był dobry w kontaktach międzyludzkich, dlatego, tym bardziej, czuł się niekomfortowo w zaistniałej sytuacji. – Kurwa! – powtórzył głośniej. Jakby tego było mało w pracy też nie miał chwili wytchnienia. Rozpracowywali właśnie szajkę handlarzy bronią. Sprawa była duża, mogła zapewnić przynajmniej trzy awanse i masę podwyżek oraz premii. Toteż każdy na posterunku latał niczym kot z pęcherzem, jak najszybciej załatwiając zwykłe obowiązki i resztę czasu poświęcając na analizę kolejny tropów. Nikt nie wiedział, jaka informacja okaże się kluczowa dla śledztwa, co nie przeszkadzało wszystkim ostrzyć zębów na profity. – Kurwa – powiedział po raz trzeci. Powinien teraz spać, nadrabiać zaległości z całego tygodnia, a nie czekać na to by kolejny raz zrobić z siebie niedouczonego debila, odpornego na wiedzę.
-Wiesz... Tego typu atrakcje, to raczej nie w tej dzielnicy.
Podniósł głowę i z przerażeniem odkrył, że Sanji wpatruje się w niego z rękami złożonymi na piersi.
Ojakurwamaćpierdole, pomyślał. Znów udało mu się zbłaźnić przed kucharzem. To się chyba nazywa talent.
-Długo tu stoisz? – spytał siląc się na nonszalancję.
Mężczyzna ruszył w jego stronę.
-Wystarczająco, by wiedzieć, że twoim włosom nie zaszkodzą nawet najintensywniejsze zabiegi fryzjerskie w Tokio. – Wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć zielonych kosmyków, jednak w ostatniej chwili zrezygnował i sięgnął po nóż leżący przed Roronoą. Chwilę obracał go w dłoniach.
Cholera! Co on wyprawia?! Naprawdę chciał poczochrać Zoro po głowie?! Zdurniał do reszty?! Obiło mu?! Nagle ten gest wydał mu niezwykle intymny, zarezerwowany dla naprawdę bliskich przyjaciół, albo... Nie! Nie! I jeszcze raz NIE! Po prostu jego uczucie estetyki próbowało przeważyć nad zdrowym rozsądkiem, bo nie mogło znieść tego, co zielonowłosy nazywał fryzurą. Tak! To na pewno to! A przynajmniej tak próbował sobie wmówić, nie dopuszczając do siebie myśli, która ledwie zaczęła kiełkować w jego głowie.
Zoro czuł jak biło mu serce. Przez chwilę miał nadzieje, że Sanji naprawdę zanurzy palce w jego włosach... Potem on przyciągnie go do siebie, ich usta złączą się w pocałunku, spojrzą sobie w oczy i nie zważając na nic... zaczną się kochać na blacie, wśród kuchennych akcesoriów.
Ta wizja była tak kusząca i tak mocno zawładnęła jego wyobraźnią, że zareagował dopiero na drugi krzyk ze strony blondyna.
-Przepraszam – Otrząsnął się. – Co mówiłeś? – Nie całkiem udało mu się wrócić do rzeczywistości. W sferze marzeń, z całą pewnością, pozostawała jeszcze ta część niego ukryta w spodniach. Które zrobiły się nagle bardzo ciasne.
CZYTASZ
Kurs gotowania
FanfictionSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.