Ponowne wieeeelkie podziękowania dla KokutoYoru za betowanie :).
- Nie.
Poczuł, jak na moment zamarło mu serce, a cały świat skurczył się do tej niewielkiej sali szpitalnej. Jedynymi żyjącymi ludźmi byli on i Zoro... Jego miłość. I jednocześnie mężczyzna, który go nie chciał. Nawet w najgorszych snach nie przewidział takiego scenariusza. To bolało. Bardzo.
- D... dd... Dlaczego? – wyjąkał. – Dlaczego, Zoro?! Przecież powiedziałeś, że... - Miał ochotę się rozpłakać. I tylko duma powstrzymywała go przed tym. Nie wiedział jednak, jak długo. – Że... że... mnie...
- Tak, Sanji. – Zoro mu przerwał. – Kocham cię. – Pomimo tych słów, jego głos był wyprany z wszelkich emocji. – Dlatego nie chcę z tobą być.
Teraz już naprawdę nie wiedział, co myśleć. Taka logika była dla niego całkiem niezrozumiała.
- Jak to?
- Nie chcę być narzędziem, dzięki któremu zrozumiesz i przekonasz się, że twoje skłonności nie są niczym złym. Że świat wcale nie zlinczuje cię za bycie z innym mężczyzną. Nie chcę być tym, który ci to pokaże i tym, który, gdy nie będzie już potrzebny, zostanie po prostu wywalony z twojego życia. A ty sobie spokojnie wrócisz do swojej pierwszej miłości. Sanji... Za bardzo cię kocham, żeby cię dostać a potem stracić. Dlatego wolę w ogóle nie zaczynać.
Patrzył na Zoro szeroko otwartymi oczami, niewiele rozumiejąc z wyznania Roronoy. Zoro go kochał! Przyznał się do tego! A mimo to... nie chciał z nim być. Powoli rozpacz zmieniała się w gniew. A gniew we wściekłość.
- O czym ty pieprzysz?! Glonie! Niby do kogo miałbym zwiać, kiedy to właśnie ty...
- Do Gina.
Umilkł. Teraz już w ogóle nic nie rozumiał. Gin był starą sprawą. Zaledwie epizodem, który, co prawda, zapoczątkował całą tę lawinę zdarzeń, ale teraz nie miał żadnego znaczenia. Został z tyłu, podczas gdy on podążał do przodu.
- Zoro, kurwa! Może mi to łaskawie wyjaśnisz?! Co ci się zalęgło pod tą zapleśniałą czupryną? Walnęli cię wtedy w głowę, czy jak?
Tymczasem Zoro znów się położył i zamknął oko. Wyglądał na zmęczonego i Sanji przez chwilę miał wyrzuty sumienia, związane z traktowaniem zielonowłosego. Jednak przeszło mu, gdy tylko przypomniał sobie, kto zaczął całą tę beznadziejną dyskusję.
- Co mam wyjaśniać? – Zoro westchnął. Słowa, które niedawno wypowiedział, należały do najtrudniejszych w jego życiu. Ale musiał to zrobić. Nie chciał znów cierpieć. Znów przechodzić przez to samo. Zwłaszcza, że Sanji... był kimś wyjątkowym. Kimś, kogo strata bolałaby jak jeszcze nic do tej pory. Nie wyobrażał sobie, by mógł budzić się przy nim codziennie, razem jeść, chodzić na spacery, a potem, po prostu, to wszystko utracić. – Nieważne, co teraz mówisz, w końcu i tak wrócisz do tego Gina. Przecież to w nim zakochałeś się, jako pierwszym.
- A co to ma do rzeczy?! Gin to już przeszłość! Nic do niego nie czuję!
- Tak ci się tylko wydaje. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale twój głos się zmienia, kiedy o nim mówisz, oczy ci błyszczą... Sanji... Wciąż coś do niego czujesz. I w końcu temu ulegniesz. Kiedy tylko, na dobre, pogodzisz się ze swoimi skłonnościami. – Dlaczego on ciągle tu był? Dlaczego po prostu nie obrócił się na pięcie i nie wyszedł?! Nawet przebywanie z Sanjim w jednym pomieszczeniu bolało. Bo miał świadomość, że chociaż Black był tak blisko... Nie było dla nich wspólnej przyszłości. Nawet jako przyjaciele.
CZYTASZ
Kurs gotowania
FanfictionSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.