Oczywiście najpierw wielkie podziękowania dla nieocenionej KokutoYoru
za przeprowadzona betę :D. Dziękuje!
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły... - Usopp patrzył na niego z taką miną, jakby za chwilę miał zalać się łzami. - To wcale nie tak, że nie smakują nam twoje dania! Nie! Gotujesz zajebiście! Tylko... tylko... - Mężczyzna machał rękami, co jakiś czas posyłając nieme wezwanie o pomoc w stronę Kayi. Która obserwowała starania narzeczonego z boku. - Tylko... - W końcu Usopp zamilkł. Naprawdę rzadko zdarzało się, by zabrakło mu słów. Należał raczej do ludzi mówiących dużo. Niekoniecznie z sensem, ale jednak dużo. Dlatego, kiedy tak niespodziewanie zamilkł, Kaya zrozumiała, że dalsza część rozmowy należy do niej.
- Tylko - położyła narzeczonemu ręce na ramionach - chcielibyśmy, żebyś bawił się na naszym weselu jak przystało na najlepszego przyjaciela pana młodego. - Uśmiechnęła się. - A nie przez całą imprezę stał przy garach. Ale... gdyby jednak chciało ci się upiec dla nas tort weselny, bylibyśmy ci niezmiernie wdzięczni...
Sanji jeszcze raz spojrzał na tłoczone złotymi literami zaproszenie. Jak byk widniało na nim jego imię i nazwisko. A mimo to nie potrafił uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. W końcu przyszedł do Usoppa i Kayi właśnie z prośbą o uwzględnienie go na liście gości. Tej oficjalnej. Był gotów nawet wziąć pożyczkę, żeby zasponsorować przyszłej młodej parze odpowiednią oprawę kulinarną. Bez jego udziału. Tymczasem narzeczeni sami wyszli z taką propozycją, zapewniając, że wcale nie przestali lubić jego potraw. Przecież to niemożliwe! Wszechświat nie mógł, ot tak, nagle zacząć mu sprzyjać! Na pewno zaraz się coś spieprzy! Albo obudzi się w swoim łóżku, owinięty, niczym dorodne burrito, w przesiąkniętą dymem papierosowym, pościel i będzie klął, na czym świat stoi. Ale, póki co, żadna z tych rzeczy się nie działa. Nadal był w salonie Usoppa i Kayi, nadal trzymał w dłoniach zaproszenie a przyjaciele nadal patrzyli na niego z napięciem.
- Sanji? - Usopp odezwał się pierwszy. Nie znosił takich przerw w rozmowie. Tym bardziej, jeśli obawiał się, że druga strona dyskusji może mieć do niego żal.
- Jesteście pewni? - Blondyn wreszcie odłożył kartkę. - Bo wiecie... jeśli to ma... jeśli was nie stać...
- NIE! - Usopp zaczął rozpaczliwie machać rękami, jakby miał zaraz odlecieć. - Nie! Nie! Nie! Stać nas! Naprawdę!
Sanji nie wyglądał na przekonanego. W końcu znał Usoppa od dobrych kilku lat i świetnie wiedział, na jakie wyżyny koloryzowania rzeczywistości tamten potrafił się wnieść, jeśli tylko dano mu ku temu okazję. Dlatego zignorował wciąż gestykulującego grafika i przeniósł spojrzenie na kobietę.
- Kaya?
Ta uśmiechnęła się szerzej.
- To prawda, Sanji. Usopp dostał sporą premię za ostatnie zlecenie. Postanowiliśmy ją przeznaczyć właśnie na catering.
- Serio? - Uniósł brwi. - Dostał premie od tego buca? Za co?!
- Ranisz! - Sam zainteresowany wykonał gest jakby ktoś właśnie przebił mu serce. - Za bycie zajebistym, oczywiście! I za najlepszy projekt, jaki tamten idiota miał okazje oglądać w swoim marnym życiu! Mówię ci! Powinienem dostać za niego jakąś nagrodę, czy coś... - Dalej z ust Usoppa popłynęła niemal kaskada słów, opiewających jego geniusz, umiejętności, niezwykłą charyzmę i wszystko inne, co pomogło mu odnieść ten niebywały sukces.
Prawdę mówiąc, Sanji przestał słuchać już na początku. Posłał tylko jeszcze jedno spojrzenie w stronę Kayi. Kobieta pokręciła głową, co chyba miało znaczyć „nie komentuj". I tak nie zamierzał. Usoppowi zasługiwał na chwilę triumfu, choćby za samo wytrzymanie z tym upierdliwym bucem.
CZYTASZ
Kurs gotowania
أدب الهواةSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.