Frustracja seksualna

625 43 4
                                    

Specjalna dedykacja dla KokutoYoru :).

Za betę oraz koncept sceny z walizką :)




- Uważaj.

- Wyobraź sobie, że umiem chodzić – warknął Zoro. Po czym... Wpadł na ścianę. – Kurwa!

- Żyjesz? – Sanji podszedł do mężczyzny i, trochę rozbawiony a trochę zaniepokojony, przyglądał się czerwonej prędze, widocznej na jego czole. – Iść po lekarza?

- A tylko spróbuj! – Jeszcze tylko tego brakowało. Nareszcie opuszczał szpital. I nie miał zamiaru pozwolić, by cokolwiek zatrzymało go w tym miejscu choćby minutę dłużej, niż było to konieczne. Chociaż... nie mógł powiedzieć, żeby cały ten pobyt mu się nie opłacił. Spojrzał na Sanjiego. Kucharz uśmiechnął się do niego. Tak. Naprawdę zostali parą. W co Zoro nadal nie potrafił uwierzyć. Cały czas miał wrażenie, że tkwi w jakimś dziwnym śnie i lada moment się obudzi. Sam. Bez hipnotyzującego spojrzenia błękitnych tęczówek. Bez złotych kosmyków łaskoczących go w szyję, za każdym razem, gdy Sanji postanowił się do niego przytulić. Bez zapachu morza połączonego z wonią nikotyny. I, w końcu, bez tych silnych ramion, teraz oplatających go w pasie.

- Dobra, dobra. Już się nie denerwuj. – Cmoknął partnera w policzek, nieświadomy obaw, jakie kłębiły się w Roronorze. – Chodźmy. – Przestał obejmować partnera. Zamiast tego zmusił Zoro, by ten wziął go pod ramię. – No, co? Ktoś musi cię prowadzić. Bo jeszcze wpadniesz na jakiegoś przystojnego lekarza i będę musiał być zazdrosny. – Zaśmiał się cicho, widząc minę mężczyzny. – No już, już... żartuję.

- Nie o to chodzi – burknął. Głupi żart Sanjiego nie zrobił na nim wrażenia. Przecież Black doskonale wiedział, że był dla niego najważniejszą osobą na świecie. Bardziej uwierała myśl o konieczności bycia zależnym od drugiej osoby, nawet w tak prozaicznej czynności, jaką było chodzenie. Naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zmieni się jego perspektywa po stracie oka.

Sanji, po dłuższej chwili, odgadł przyczynę złego humoru ukochanego.

- Zoro... - zaczął łagodnie. – Przecież wiesz, że to przejściowe. Lekarze powiedzieli ci, że z czasem się przyzwyczaisz.

- Wiem. Ale wolałbym, żeby ten czas mijał zdecydowanie szybciej.

Uśmiechnął się. W takich momentach Zoro był naprawdę słodki. Ale raczej mu tego nie powie. Tak samo jak tego, że chwilami przypominał mu duże dziecko.

- Hej! Ale dzięki temu mam szansę się tobą zajmować.

- A potem mi to wypomnieć.

- Pewnie tak. – Cholera! Przy nim on sam zachowywał się jak dzieciak.

Zoro burknął coś niewyraźnie.

- Co?

- Odzyskałeś już walizkę? – Na twarzy Roronoy pojawił się złośliwy uśmiech a Sanji miał ochotę wprowadzić partnera prosto w ścianę. Z przyspieszeniem.

- Będziesz mi to wypominał do końca życia?

- Prawdopodobnie. W końcu to ty zepsułeś ten jakże romantyczny moment. Taka okazja drugi raz się nie powtórzy.

Chciałby móc go zwyzywać i kazać się zamknąć, ale... nie mógł. Ten cholerny Glon miał rację. Zjebał na całej linii. A wszystko przez swoje gapiostwo, niewyspanie i męczącego go kaca. Mieszanka tych trzech składników sprawiła, że... zgubił walizkę. I, co gorsza, przypomniał sobie o tym, w najmniej odpowiednim momencie. Do tej pory było mu wstyd.

Kurs gotowaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz