Decyzje

389 43 7
                                    


Facet nie należał do przystojniaków, ale z pewnością był chętny. A tylko tyle było mu dzisiaj potrzeba. Kogoś, kto pójdzie z nim do łóżka i później nie wywali na zbity pysk. Dlatego nie strzepnął ręki nieznajomego ze swojego kolana. Jednocześnie zastanawiał się czy to już ten moment, by zaprosić mężczyznę do siebie. W końcu uznał, że jednak nie. Wciąż za mało alkoholu krążyło w jego żyłach. A miał ochotę porządnie się dzisiaj napić. Dlatego zamówił kolejne piwo. Jego towarzysz popatrzył na niego z uznaniem. Chyba nieczęsto zdarzało mu się spotykać ludzi z tak mocną głową. W końcu pili już dobre kilka godzin. Znaczy Zoro pił. Bo mężczyzna ślęczał nad drugim kuflem. Zoro to nie przeszkadzało. Jeśli chciał być trzeźwy – proszę bardzo, jego wybór. Najważniejsze, że on miał pełny kufel. Umoczył usta w pianie. Tak, tego było mu trzeba. Solidnego wycisku na siłowni, gdzie próbował odreagować stres z rana, a później sporej dawki alkoholu. Seks będzie tylko miłym dodatkiem. Dodatkiem, który, być może, pomoże mu w zmierzeniu się z rzeczywistością. Sanji go nie chciał. Więcej! Uważał go za kogoś godnego pogardy. Na samo wspomnienie kucharza ból przeszył mu klatkę piersiową. Skrzywił się.

-Oi! Wszystko w porządku?

-Taaa... - Jak cholera, dopowiedział w myślach jednocześnie podejmując decyzje. Walić to. Teraz zabierze tego kolesia do siebie i będą się pieprzyć. Upić może się przecież później. Dopił piwo jednym haustem. – Słuchaj...

Niedane mu było jednak dokończyć, bo ktoś rzucił się na niego, niemal zrzucając z krzesła. Czyjeś drobne ramiona oplotły to za szyję a powietrze wypełnił zapach pomarańczy.

NAMI!

-Kochanie! Przepraszam za spóźnienie! Mam nadzieję, że się nie gniewasz! – gadała jak nakręcona cały czas tuląc go do siebie, podczas gdy on, zszokowany, nie mógł wydobyć z siebie słowa. W tym czasie, jego niedoszły partner zmył się psiocząc coś pod nosem. Zoro nie był pewien, ale chyba mówił wyzywał go od niepoważnych kretynów. Dopiero, kiedy całkiem znikł im z oczu, Nami rozluźniła uścisk. Tylko po to, żeby trzepnąć go w głowę z taką siłą, że na moment pociemniało mu przed oczami. Pewnie niemały wpływ miał na to wypity przez niego alkohol, ale i tak był pod wrażeniem siły ciosu przyjaciółki.

-Kurwa! Co ty wyrabiasz?! – Nie miał jednak zamiaru jej tego mówić. Ani tym bardziej pokornie znosić takiego traktowania.

-Ja?! – Wzięła się pod boki. – Co TY wyrabiasz?!Co to za koleś?! I czemu w ogóle dajesz się obmacywać jakimś obcym facetom, zamiast prawilnie dobierać się do Sanjiego?!

Ból, jaki pojawił się na twarzy Zoro sprawił, że od razu pożałowała swoich słów.

-Co się stało?

-Nic – warknął i rzuciszwszy na ladę pieniądze ruszył w stronę wyjścia. W tym barze i tak był już spalony. Po pokazie, jaki zafundowała mu Nami, nikogo nie uda mu się tutaj poderwać. Miał ochotę zamordować rudowłosą. Po co wtrąca się w sprawy, które jej nie dotyczą? Gdyby nie ona... Kurwa!

-Jak to nic?! Zoro! – Pobiegła za nim, świadoma, że jej obecność nie podoba się mężczyźnie. Który wyraźnie przyspieszył kroku. Tak, że udało jej się go dogonić dopiero na ulicy. I jakby tego było mało właśnie zaczął padać deszcz. – Jak w kiepskiej komedii romantycznej – mruknęła do siebie. –Zoro! – krzyknęła – A mogłam zostawić tego kretyna w spokoju – dodała ciszej.



Facet był totalną porażką. Nie dość, że nudny jak flaki z olejem to jeszcze urodą nie grzeszył. Kolejna randka w ciemno okazał się być pomyłką. Tym razem jeszcze gorszą niż poprzednia, bo przynajmniej z Zoro coś się działo, a teraz myślała, że umrze z nudów słuchając o fascynującym świecie księgowości. Już chyba wolała ten nudny film dokumentalny, jaki właśnie dane jej było obejrzeć. Najchętniej zaraz po kinie zmyłaby się, ale towarzysz, niemal nie pytając jej o zdanie skierował się do baru. Kurczowo ściskając przy tym jej ramię i uniemożliwiając ucieczkę. W związku, z czym, została zmuszona do kontynuowania jednej z najgorszych randek w swoim życiu. Tyle dobrego, że to on stawiał, więc mogła dowoli znieczulać się kolejnymi drinkami. Albo, przynajmniej teoretycznie, leczyć kaca z wczoraj. Z tym, że żadnego kaca nie było. Może poza tym moralnym. Nie powinna była mówić Zoro tego wszystkiego. Jeśli się z dziewczynami pomyliły, tylko narobiła mu nadziei. A sama wiedziała jak boleśnie potrafią pierdolnąć takie nadzieje, po spotkaniu z szarą rzeczywistością.

Kurs gotowaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz