2#

276 43 11
                                        

- Tu prowadzą ślady butów - odezwał się Feliks, ze zmarszczonymi brwiami pokazując na podłogę. - Kurz się na coś przydał.

Czeszka uklęknęła i obejrzała ślad dokładnie.

- Kobieca noga - powiedziała niepewnie. - Drobna. Czyli tu faktycznie była jakaś kobieta.

- Przynajmniej mamy pewność, że nie była duchem - albinos pomachał pistoletem. - Zjawy z zasady raczej unikają chodzenia po podłodze. 

- Skoro dziewczyna była prawdziwa, musi gdzieś tu być. - Czechy podniosła się z kolan. - Poszukajmy jej.

- Hej! - rozległ się okrzyk.

Cała trójka wychyliła się przez krużganki, patrząc w dół, na hol główny.

- Tak? - krzyknął Feliks. - Coś się stało, Eduard?

- Idziemy stąd już? Chyba widzicie, że nie ma tu nic ciekawego - Estonia poprawił okulary. - Raivis się boi. Myślę, że powinniśmy już wracać.

- Jeszcze jeden trop! - krzyknęła Czechy. - Sprawdzimy tylko jedną rzecz i wypadamy stąd! Poczekacie?

Estonia nie wyglądał na zachwyconego. Podobnie Słowacja, ale ten skinął głową. 

- Popilnuję ich tutaj. Streszczajcie się - powiedział głośno. Z góry do jego uszu dotarło zgodne potaknięcie. Chyba nie tylko on czuł się niepewnie.

- Idziemy chłopaki - odezwała się Czechy, raźnie ruszając do przodu. Po chwili zauważyła, że Feliks nie idzie ich śladem, więc obróciła się na pięcie. - Coś się stało, kuzynku? - spytała, dostrzegając na jego twarzy wyraz konsternacji.

- Wiedziałem, że ta osoba z kimś mi się kojarzyła, chociaż widziałem ją tylko przez moment. - Polska przyłożył rękę do ust i zmrużył oczy. - A jak pomyślałem o małych stopach... Czy możliwe, że widziałem... Natalię?... Natalię w białej sukni?

- Białoruś? - spytał zaskoczony Prusy. - Co ona by tu robiła? Jeszcze w sukni ślubnej? Bredzisz, karzełku. Strach ci się rzucił na mózg.

- Kogo nazywasz małym?! - Polska wyciągnął przed siebie nóż. - Jak ja cię...

- Dość! - Czechy zamachała rękami. - Spokój, wy dwaj! Natalia... No nic. Mogłeś się zasugerować. Nie ma co o tym myśleć. Idziemy dalej. I żadnych walk! - zarządziła, widząc, jak Gilbert unosi pistolet.

Albinos uśmiechnął się szeroko, wzruszając wymownie ramionami. W innej sytuacji zapewne kłóciliby się dalej... Jednak w tej starej, zakurzonej posiadłości jakoś nie mieli natchnienia. Opuścili ręce i ruszyli za Czeszką, wodząc wokół niepewnym wzrokiem.

Feliks schował nóż. Czuł się nieco jak w pałacu. Spokojnie potrafiłby sobie wyobrazić, jak okolica mieni się luksusem, a wokół kręcą się ubrani wyjściowo ludzie. Może na swój sposób to wygląda jak pałacyk Rosyjski, pomyślał. Tylko zaniedbany i opuszczony.

Obrócił głowę. Idąc za śladami stóp, minęli zamknięte drzwi i inne pomieszczenie, które, podobnie jak sypialnia, w ogóle drzwi nie miało. Zatrzymał się przy nich i zerkną do środka.

Pokój był absolutnie pusty. Nie było w nim nic - ani jednej szafki, dywanu, stolika... Był tylko stary zegar na ścianie i popękane deski podłogi.

Już chciał wejść do środka, gdy Gilbert nagle chwycił go za kaptur i pociągnął na zewnątrz. Feliks nie miał wyboru - stracił równowagę i upadł na ziemię. Włosy zasłoniły mu oczy, więc odgarnął je wściekłym ruchem.

- Co ty... - zaczął wściekle, ale Prusy nie zamierzał dać mu skończyć.

- Idiota! - krzyknął.  Wydawał się autentycznie wściekły, czerwone oczy ciskały gromy. - Uratowałem ci życie! Trochę wdzięczności!

[APH] PosiadłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz