11#

178 12 35
                                    

-  To...

Po raz kolejny zerknęli w oświetlony, ciasny korytarz. Wyraźnie widać było, jak opada, a później podnosi się znowu, ukazując drzwi bliźniaczo podobne do tych, w których stali. 

Przez chwilę trwało wahanie. Słowacja poprosił jeszcze na chwilę Łotwę, zamienili kilka zdań, podczas gdy Czechy i Gilbert patrzyli na siebie z niezdecydowaniem. W końcu nie mogli ociągać się dłużej. 

- Idziecie, czy mam was kopnąć? - krzyknął nagle Feliks, nawet się nie obracając. Podskoczyli. - Na litość!

- Żebym ja nie musiał cię kopać! - Gilbert uśmiechnął się i wyprostował z dumą. - Idę! - oznajmił, a później powoli zaczął schodzić schodami. Czeszka wzięła z niego przykład i oglądnęła się.

- Trzymaj się nas, dobrze? - poprosiła Raivisa, który tylko kiwnął głową. 

Trzasnęły zamykane drzwi - jedynym źródłem światła pozostały pojedyncze żarówki, zawieszone okazjonalnie pod sufitem. Przejście było wąskie i niepokojące, przytłaczało bliskością sufitu i ścian. Czeszka czuła się trochę jak w pułapce, wiedząc, że z Łotwą za plecami i Prusami przed sobą jest niejako pozbawiona drogi ucieczki... Ale nie miała wyjścia. Próbowała udawać odważną, nawet przed sobą samą. 

- Tu jest przejście! - krzyknął nieswoim głosem Gilbert, zatrzymując się w miejscu, gdzie łączyły się najniższe schodki, odchodzące od obojga drzwi. Patrzył w lewo, miał wyraźnie zniesmaczony wyraz twarzy. - Ale raczej tędy nie pójdziemy...

Czeszka dogoniła go i zajrzała zza rogu. Tu schody prowadziły jeszcze niżej, po raz kolejny kończąc się drzwiami. Faktem jednak, który poruszył Prusy, były czerwone ślady butów odbite na ziemi i okazjonalne ślady dłoni na ścianach.

- Nie wygląda przyjaźnie - zgodziła się krótko. - Myślisz, że to prowadzi to tej nieszczęsnej piwnicy?

- Na to wygląda - odpowiedział za albinosa Raivis, również zerkając zza ich pleców. - Próbujemy tam zejść?

- Nie - odparła Czeszka. - Zignorujmy na razie piwnicę i chodźmy dalej. Przy odrobinie szczęścia nie wejdziemy do niej, aż do momentu opuszczenia posiadłości.

Gilbert popatrzył na nią zaskoczony.

- Nie masz ochoty się dowiedzieć, co jest w środku? - spytał, przeczesując zabandażowaną dłonią jasne włosy. - Ciekawość? Coś takiego?

- Nie - zdziwiła się lekko dziewczyna. - Nie potrzebuję wiedzieć, co tam jest.

- Ale ja nie pytam, czy potrzebujesz, tylko, czy nie jesteś tego ciekawa? - dziewczyna pokręciła głową przecząco. - Kobieto, czy ty nie masz ludzkich uczuć?!

- Nie należę do ciekawskich osób, Gilbercie. - Czeszka skorzystała z okazji i wyminęła mężczyznę, całą sobą demonstrując urazę. - I to nie jest nienormalne.

- Intelektualiści...

Czeszka uśmiechnęła się pod nosem, przeskakując po dwa stopnie.

- Idioci - odgryzła się, machinalnie naciskając klamkę - którzy dla ciekawości są w stanie poświęcić życie, to martwi idioci.

Gilbert nie odpowiedział, albo zrobił to tak cicho, że nie usłyszała.

Weszli do pomieszczenia, które wydawało się bliźniaczym odbiciem pokoju z kominkiem. Natychmiast uderzył ich chłód - fragment ściany był zrujnowany, do środka wdzierał się lodowaty wiatr i deszcz. Tutaj nie było ani kominka, ani półek - jedynie spory, kolorowy dywan na podłodze oraz duży, dębowy stół z sześcioma krzesłami. Jedynym źródłem światła była słaba lampka postawiona w kącie pomieszczenia, rzucająca na ściany chwiejne cienie.

[APH] PosiadłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz