6#

188 34 4
                                    

- Spróbujmy - krzyknął Feliks pomiędzy uchylaniem się od ciosów - wyciągnąć go na zewnątrz! - Cofał się cały czas, ledwo unikając ostrza. Brakowało mu noża, którym mógłby się zasłonić, więc korzystał jak mógł ze swojej szybkości i zwinności, żeby nie dać się zabić. Działająca adrenalina na szczęście zmniejszyła odczuwanie bólu, więc nawet nie myślał o poobijanym ciele. - Do holu!

Gdyby mógł popatrzeć na Prusy i Czeszkę, dostrzegłby, jak na ich twarzach pojawia się zrozumienie. Później albinos pokiwał głową z bolesnym grymasem, a dziewczyna zacisnęła palce na rannym lewym ramieniu.

- Woda! Dobry pomysł! - rzuciła. - Gilbert? - obróciła się w stronę Prus. - Dasz radę mu pomóc? Ja...

Albinos otarł usta i spojrzał na nią z ironią w czerwonych oczach. Promieniowała z niego specyficzna siła człowieka, który nie wie, że powinien się poddać. Przeczesał lewą ręką srebrne włosy i wyprostował się.

- Oczywiście, że będę dalej walczył. Przecież nic mi nie jest - odpowiedział z urazą. - Tylko wyszedłem z wprawy...

- Weź nóż. Tobie bardziej się przyda - Czeszka wyciągnęła przed siebie ostrze, zupełnie tak, jak godzinę wcześniej uczynił to Gilbert. Wiedziała, że ta dwójka ma dużo więcej umiejętności niż ona i w regularnej walce będzie tylko przeszkadzać.

Mężczyzna spojrzał jej w oczy, a później bez sprzeciwów chwycił broń i pobiegł za Feliksem.

- Zmiana! - krzyknął, przemykając pod prawym ramieniem robota i podbijając jego broń. Metal musnął włosy Polski, który odskoczył w bok.

Prusy obrzucił go spojrzeniem. Chłopak nie wyglądał na mocno rannego - z kącika ust spływała mu krew, poruszał się odrobinę sztywno, a kaptur bluzy rozerwany był na pół, ale miał spojrzenie osoby zdeterminowanej i tylko lekko zmęczonej.

Uchylił się odruchowo. W samą porę - rozległ się trzask i w podłogę wbiło się ostrze. Przeklął pod nosem i zerknął na Feliksa.

- Będziemy w stanie? - spytał krótko, odnosząc się do propozycji Polski. Tamten uśmiechnął się bez radości i uniósł dłoń, jakby bagatelizował problem.

Robot bez większych problemów wstał na nogi, wyrywając broń z podłogi. Następne cięcie, poziome, Gilbert zablokował - od siły ciosu zabolała go cała ręka, zaciśnięte kurczowo zęby zadzwoniły o siebie nawzajem.

- Już tylko kawałek! - krzyknął Feliks, jednocześnie z Prusami odskakując w bok. - Patrz, jak daleko już zaszliśmy!

Chociaż słowo "patrz" miało być w zamyśle retoryczne, albinos potraktował je nieco zbyt dosłownie i oglądnął się. To był błąd - gdyby Polska nie zareagował błyskawicznie, ciągnąc mężczyznę za ramię do tyłu, pomiędzy oczy miałby wbite ostrze.

Gdy nadszedł kolejny cios, najszybszy z dotychczasowych, Feliks zadziałał instynktownie. Wyrwał Gilbertowi nóż z ręki, odepchnął go na obok i osłonił się, pozwalając, żeby metal zjechał po ostrzu z głośnym zgrzytem i opadł na bok.

Cofnął się tanecznym krokiem, wirując, żeby uniknąć cięcia. Poczuł, jak ostrze rozcina jego rękaw i zarysowuje część ramienia, ale wiedział, że nie jest to głęboka rana. Odskoczył i zrobił przewrót do tyłu, podniósł się na nogi. Kątem oka dostrzegł, że Gilbert już wstaje i zdał sobie sprawę, że wyszedł z korytarza. Obejrzał się do tyłu, bojąc się spaść ze schodów i zamarł, przerażony.

W holu dostrzegał ludzkie sylwetki - sylwetki Słowacji, Estonii i Łotwy.

Strach ścisnął mu gardło. Przecież nie mógł sprowadzić robota na dół, skoro oni tam są! Zanim zdążył się otrząsnąć, poczuł, jak coś uderza w jego klatkę piersiową. Runął na ziemię po raz kolejny. Znowu zadziałał instynkt, który kazał mu się odtoczyć i podnieść na nogi.

Przejechał dłonią po żebrach, ale nie wyczuł rany. Nie widział też krwi, czuł tylko tępe pulsowanie. Słyszał jakieś krzyki, ale dźwięki docierały do niego zniekształcone. Zdał sobie sprawę z tego, że zgubił nóż - panika ściskała mu serce, pozlepiane krwią włosy przyczepiały się do czoła i opadały na oczy. Spojrzał na ogromnego robota - na migającą czerwoną lampkę i wzniesione, ubrudzone krwią ostrze.

Pomysł pojawił się w jego głowie zaraz po tym, jak dostrzegł obok siebie zarys pokoju bez drzwi. Odskoczył chwiejnie, nie dając się przeciąć, i stanął dokładnie w futrynie, prowokacyjnie patrząc przed siebie.

Wiedział, że jego ruch musi być wymierzony idealnie. Poczekał dosłownie do ostatniego momentu, przemknął obok automatu i zanim ogromne żelastwo zdążyło się obrócić, popchnął metalowy korpus z resztką swoich i tak mizernych sił.

Tuż na granicy jego wzroku pojawił się Gilbert. Albinos popatrzył na niego zdziwiony, a później zaświeciły mu się oczy i pomógł, popychając robota na tyle mocno, że maszyna w końcu straciła równowagę.

Rozległ się ogromny huk, a Feliks poczuł, że też traci grunt pod nogami. Krzyknął, ale jego głos utonął w huku pękającego drewna i upadającego z wysokości metalu. Spadał - ziemia uciekał mu spod nóg, a plecy leciały do tyłu.

Zdążył zamknąć oczy, gdy poczuł szarpnięcie i ktoś chwycił go za rękę i przód bluzy. Minęła chwila, a Słowacja wciągnął go na korytarz i pozwolił upaść na kolana.

- Co ty wyrabiasz, kuzyn?! - warknął na niego blondyn, gestykulując rękami. - Zabić się chciałeś? Dlaczego podłoga w ogóle się zapadła?

Feliks nie znalazł sił, żeby odpowiedzieć. Dyszał ciężko i trząsł się z emocji. Zasłonił twarz i odrzucił głowę do tyłu, napawając się zapachem drewna i metalu. Wszechobecna woń przekonywała go, że udało mu się przeżyć... Znowu.

Dosłyszał głuchy odgłos. Otwarł oczy i zorientował się, że to Gilbert upadł koło niego na kolana. Uśmiechał się, czerwone oczy błyszczały jak u szaleńca.

- Dawno się tak dobrze nie bawiłem - oznajmił radośnie, ocierając twarz rękawem bluzy. - Koniecznie musimy to powtórzyć!

***

Gdy tylko Feliks i Gilbert przestali zwracać na nią uwagę, Czechy postanowiła wrócić do pokoju, z którego wyszli.

Nacisnęła delikatnie klamkę i wślizgnęła się do pomieszczenia niczym cień. Stanęła w półmroku, starannie sprawdzając, czy na pewno jest sama.

Książki stały na swoim miejscu, kominek również, przeciwległe drzwi były zamknięte, a za oknem smętnie zwisała koścista ręka. Z palców spływała woda, która wpadała też przez otwarte okno i zalewała parapet. Ogółem pokój wyglądał na tak samo opuszczony jak wcześniej.

Dziewczyna poczuła, jak przechodzi ją dreszcz i przytłacza ją ponura aura pomieszczenia. Objęła się ramionami i szybko podeszła do fotela, na którym siedziała podczas poprzedniej wizyty w tym pokoju.

Pochyliła się i sięgnęła pod poduszkę, aż wymacała przedmiot, którego błysk zauważyła wcześniej. Zerknęła na palce - trzymała sporej wielkości, srebrny sygnet.

Przez moment wpatrywała się w pierścień. Nie spodziewała się znaleźć czegoś takiego. Wsunęła przedmiot do kieszeni i czym prędzej wyszła, myśląc intensywnie.

Gdy dostrzegła ślady krwi na posadzce, natychmiast wróciła do rzeczywistości. Ruszyła biegiem, aż dostrzegła klęczących Polskę i Prusy, nad którymi stał poirytowany Słowacja. Tak prozaiczny obraz natychmiast ją uspokoił, zwłaszcza, że robota nigdzie nie było widać.

- Chłopaki, żyjecie? - spytała półprzytomnie. Dopiero po chwili odzyskała dryg. - Słowacja, znasz się na tym, sprawdź, jak się mają - poleciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - W międzyczasie opowiesz mi, co tu robisz. Albo robicie, jeśli nie jesteś sam... Bo chyba macie mi o czym opowiadać.

[APH] PosiadłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz