Camila's pov.
Gdy weszłyśmy do budynku, od razu rzuciła mi się w oczy atmosfera tego miejsca. Było tu bardzo przytulnie i ciepło. Za ladą siedziała młoda blondynka i czytała gazetę.
(Rozmowa prowadzona w j. Hiszpańskim)
- Przepraszam szukamy pokoju numer 12. - powiedziałam podchodząc do lady.
Blondynka odłożyła gazetę i spojrzała na mnie z uwagą.
- Ten pokój jest już zajęty. Jesteście przyjaciółkami Lauren? - zapytała przyglądając nam się.
- Właściwie my tu w innej sprawie. - powiedziałam starając się, aby mój głos brzmiał pewnie. Więc ma na imię Lauren.
- Wyglądacie znajomo... Gdzieś już was widziałam. - powiedziała, a ja modliłam się, by nie skojarzyła faktów.
Przypadkowo rzuciłam okiem na gazetę i zobaczyłam nas na okładce. Blondynka podążyła za moim wzrokiem i otworzyła szeroko oczy.
- Wy to... O kurwa. - powiedziała.
- Tak, ale nie czas na to. W skrócie mówiąc Lauren wypchnęła mnie spod kół samochodu i teraz leży w szpitalu w śpiączce. Miała przy sobie klucz do pokoju i wizytówkę, a lekarz prosił, abyśmy przywiozły jej dokumenty i rzeczy, bo nie mogą jej zidentyfikować.
Kobieta momentalnie spoważniała i posmutniała.
- Chodźcie. - powiedziała i poprowadziła nas na klatkę schodową.
- Czwarty po prawej. Weźcie co potrzeba. - powiedziała smutno i zostawiła nas w korytarzu.
Otworzyłam kluczem wskazane drzwi i weszłam ostrożnie do środka. Pokój był przytulny i bardzo fajnie urządzony. Lauren nawet się nie rozpakowała. Plecak leżał w nogach łóżka, na meblu za to gitara i portfel. Na pościeli leżały jeszcze jakieś nuty i kartki.
- Muzyczna dusza... Trochę jak ty Mila. - powiedziała Normani przeglądając papiery.
- Nigdy nie słyszałam żadnej z nich. Chyba sama je napisała. Te teksty są genialne... A melodie? Wow... Nie mam słów. Ma laska talent. - gapiłam się na nią w osłupieniu. Mani naprawdę trudno zaimponować.
Podeszłam bliżej i chwyciłam portfel. To naruszenie prywatności, ale musiałam sprawdzić czy są tam jej dokumenty. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zdjęcia. Jedno przedstawiało Lauren wraz z dwoma innymi dziewczynami. Zostało zrobione polaroidem i podpisane słowami w obcym mi języku. Pewnie po polsku.
Na zdjęciu uśmiechała się szeroko i obejmowała dwie dziewczyny. Brunetka w dredach była od niej trochę niższa, ale bardzo ładna. Po prawej druga brunetka równie śliczna. Kolejne zdjęcie przedstawiało prawdopodobnie rodziców Lauren. Była do nich bardzo podobna.
Kolejne przedstawiało ją grającą na gitarze z otwartym pokrowcem, gdzie ludzie wrzucali jej pieniądze. Wokół niej stała spora grupa, a ona uśmiechała się grając.
Ale największy szok przeżyłam, gdy zobaczyłam bilety z załączonym zdjęciem. Bilety na nasz koncert. Meet&Greet. Ona chciała nas poznać i wydała masę kasy na ten bilet. Zdjęcie przedstawiało naszą czwórkę na scenie i podpisane było "Soon <3"
Nawet nie zauważyłam, że płaczę. Ally spojrzała mi przez ramię i przytuliła mnie mocno. Dinah i Mani też. Czułam się podle, bo przeze mnie i moją nieuwagę straciła i pieniądze i prawie życie.
Była tam jeszcze legitymacja krwiodawcy. Oddawała własną krew, by pomóc innym! Upewniwszy się, że dokumenty są w środku zamknęłam portfel.
- Weźmy wszystkie rzeczy. Niewiadomo kiedy się wybudzi i dobrze aby miała wszystko przy sobie... Do hostelu i tak już raczej nie wróci. - powiedziałam cicho i zapakowałam nuty do pokrowca.
Zarzuciłam instrument na ramię, Mani wzięła plecak. Portfel cały czas trzymałam w rękach. W ciszy wyszłyśmy z pokoju i zamknęłyśmy drzwi.
- Lauren już pewnie nie wróci tutaj, więc zabrałyśmy wszystkie jej rzeczy. Tu jest klucz. - położyłam przedmiot na ladzie. - Zapłaciła już za pobyt? - zapytałam niespodziewanie.
- Miała zapłacić przy wymeldowaniu. Deklarowała się na dwie noce.
Czyli przyjechała tu tylko i wyłącznie na nasz koncert...
- Ile należy się za dzisiejszy dzień? - zapytałam.
Blondynka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Nie przyjmę żadnej kasy. Była tu tylko kilka minut. - powiedziała, ale nie chciałam tego słyszeć.
Położyłam na ladzie trzydzieści euro.
- Mogła Pani wynająć ten pokój komuś innemu w tym czasie, więc ma Pani stratę. Nie przyjmuję ich z powrotem i jestem pewna, że Lauren nalegałaby tak samo jak ja. - powiedziałam z uśmiechem, a ona go odwzajemniła.
Wyszłyśmy z budynku i zapakowałyśmy rzeczy do samochodu. Na dworze było już całkiem ciemno. Dochodziła już 23.00 kiedy dotarłyśmy pod szpital.
Wchodząc do pokoju Lauren myślałam, że się załamię. Dziewczyna leżała podpięta do niezliczonej liczby maszyn. Przez usta miała wprowadzoną wielką rurę, intubator. Kroplówka płynęła przez wenflon. Pielęgniarka stała przy łóżku i zapisywała coś na kartce.
Spojrzała na mnie spod okularów i wróciła do poprzedniej czynności. Odłożyłam rzeczy niedaleko łóżka i wpatrzyłam się w jej twarz... Nawet w bandażach jest piękna.
(Rozmowa w j. Hiszpańskim)
- Co z nią? - odezwałam się do pielęgniarki. Nagle jakieś urządzenie zaczęło szybciej pikać.
Pielęgniarka wgapiła się w ekran i szybko zaczęła coś notować.
- Co się dzieje? - maszyna nadal szybko pikała.
- Akcja serca przyśpieszyła. To znaczy, że reaguje na bodźce zewnętrzne. To bardzo dobry znak. - popatrzyła się na mnie z zaciekawieniem. - Kim jesteś?
- Lauren uratowała mi życie. To auto miało uderzyć we mnie.
- Rozumiem... Cóż widać poprawę, ale jej stan nadal jest krytyczny. Jeśli dożyje do rana jest duża szansa, że z tego wyjdzie. - kobieta zdjęła okulary i uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Wydaje mi się, że reaguje na twój głos. Osoby w śpiączce słyszą i czują wszystko co dzieje się wokół. Musisz być dla niej w jakiś sposób ważna.
Po jej wyjściu posiedziałam chwilę z dziewczyną. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam z głową na jej brzuchu.
___________
Macie nexta misiaczki ;) min 15 gwiazdek aby pojawił sie następny ;)Komentujcie, gwiazdkujcie ;)
~ Nani <3
CZYTASZ
I Got hit by the car to save my idol! // Camren Story
Fiksi PenggemarWymarzony wyjazd, na który zarabiała od miesięcy. Koncert ukochanego zespołu. Czy tragiczny wypadek w Barcelonie zaprzepaści Lauren szanse na poznanie idolek? Życie bywa naprawdę zaskakujące... Okładka by Sheily2004 ❤️ #825 w fanfiction - 27.09.2016...