1. Wolność, która się skończyła

885 29 6
                                    

Pracowałam przy garnkach, aby cokolwiek ugotować na obiad. Ojciec w pobliskim lesie rąbał drewno, a matka zajmowała się najmłodszą dziewczynką w tej rodzinie - Rozalią.

Dzień jak codzień? Niezupełnie.

Nawet nie minęło pięć minut, a już zaczęły dzwonić dzwony. Z zewnątrz można było usłyszeć wrzaski mieszkańców Krakowa: ,,Kryć się! Tatarzy nadjeżdżają!".

- Pamelo! - zwróciła się do mnie najdroższa matuchna. - Zabierz ze sobą siostrę i biegnijcie do lasu! Tam was nie znajdą - ucałowała nasze czoła i ozdobiła je krzyżykiem oraz wygoniła nas z domu.

Biegłyśmy co sił w nogach - tego nie dało się ukryć. Byłyśmy już tak blisko upragnionego początku, tak blisko... tylko kilkanaście metrów!

Podczas ucieczki, przeszył mnie niezwykły ból. Upadłam bez sił na twarz, a ona wykrzywiała się w różne grymasy - od bólu do rozpaczy. Z lewej łydki sączyła się krew, a w niej tkwiła nietypowa strzała.

- Rozalia! Biegnij! Ja już nie dam rady, biegnij sama, szybko! - zalałam się łzami i wydyszałam te słowa w stronę małej, brązowowłosej dziewczynki.

Patrzyłam się na oddalający obraz siostry, po czym straciłam przytomność z powodu zbyt dużej rany.

<>¤<>¤<>¤<>

Obudziłam się wieczorem w jakimś namiocie. Odgarnęłam jeden z niesfornych kosmyków za ucho i powoli podnosząc się, rozejrzałam dokoła. Nieświadoma niczego wyszłam na zewnątrz.

Był wczesny ranek. Utykałam nieco, mimo zaopatrzonej rany. Bolało mnie, ale starałam się być dzielna. Spacerowałam wokół obozu, aż do głowy przyszedł mi pewien pomysł. ,,Może by uciec? Przecież las jest gęsty, więc łatwo możnaby się ukryć!".

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Jak najciszej starałam się przejść przez pole minowe. Jednakże, jestem taką niezwykłą niezdarą, że wywróciłam się na namiot, który zarwałam i przy okazji obudziłam kilku osmańskich żołnierzy.

- Do licha! Yahya, zabije c... - wymamrotał wojownik, aż ujrzał mnie. - Zülfikar! Chodź tu!

- Co tu robi ta dziewczyna? - znalazł się przy osmańskim żołnierzu, jak na zawołanie. Miał twarz okoloną bliznami i rudawą brodę, ubrany jak wszyscy janczarzy. Posiadał groźny wyraz twarzy, że odechciewało się go o cokolwiek prosić.

- Wpadłam na namiot - wypaliłam po turecku. Wytrzeszczyli na mnie oczy i oboje zrobili dziwne miny.

- Niby ,,przypadkiem" - sarknął Naczelny Wódz. - Dobrze wiem, że chciałaś się stąd wydostać. Tutaj nie ma - chwycił mnie za podbródek i wysyczał. - Drogi ucieczki. Zostaniesz w haremie sułtańskim, ponieważ to jest twoim przeznaczeniem.

Wyrwałam brodę z jego palców i spojrzałam mu gniewnie w oczy. Jak on tak może się odzywać do mnie w ten sposób?! Nie dość, że zostałam porwana przez tych barbarzyńców, to jeszcze bezczelnie się do mnie odzywają!

- Nie jestem do nikogo należna - wycedziłam. - I nigdy nie będę, partaczu.

Dziś zdaję sobie sprawę, że to co powiedziałam, nie było prawdą. Przecież należę do Boga, do kościoła. Poza tym, żałuję tej obelgi przeze mnie rzuconej. Działa przecież tylko na rozkaz władcy...

Sułtanka? Na zawsze.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz