13. Strzał i rozpacz

211 12 0
                                    

Perspektywa Şirin

Konie były bardzo dobrze wytresowane. Jechaliśmy ponad pół godziny i dopiero stanęliśmy. Było to bardzo ładne miejsce - wielka łąka, szmer strumienia, las czarowny. Zeszłam z konia i podeszłam do wody. Przeglądałam się w strumieniu, aż nagle pomyślałam, jaki to mam wdzięk, szyk i krasę. Odgonił ode mnie myśli Ahmed jednym pstryknięciem przy uchu.

- Wystraszyłeś mnie! - zaśmiałam się.

- Chyba coś nie bardzo, skoro się śmiejesz - uśmiechnął się smutno. - Idę po miecz dla Ciebie i dla mnie, zaraz wrócę.

Patrzyłam przez chwilę na oddalającego się sułtana. Był coraz to bliżej koni, a ja obróciłam się w stronę wody. Ten delikatny szum, taki uspokajający, kojący... Ale przerwał tą chwilę huk. Przeraziłam się niesamowicie i odwróciłam w stronę ukochanego. Klęczał, trzymając się za klatkę piersiową, a ja podbiegłam do niego jak najszybciej.

- Ahmed! - krzyknęłam z całej siły.

Już po krótkiej chwili znalazłam się przy nim. Dostał w sam środek jego boskiej klaty, a z czoła miał zdartą skórę, ponieważ koń go nieźle rąbnął. Jego mina wyrażała niesamowity ból i się nie dziwię. Oparł głowę o moją pierś.

- Ahmed... - wyszeptałam. - Wezwijcie pomoc! - wrzasnęłam. - Chodź na konia, pojedziemy jak najszybciej!

Po dłuższym czasie wciągnęłam go na konia i chwycił mnie w pasie. Jechaliśmy bardzo szybko, mknęliśmy przez las. Sarayı musi być niedaleko. Krzyczałam w niebogłosy, aż do końca zdarłam gardło.

Kiedy tylko zobaczyłam eunuchów stojących przy granicach pałacu, zsiadłam z konia i przywołałam ich do siebie. Na migi rozkazałam im zanieść sułtana do lecznicy i wprowadzić konia do stajni. Kroczyłam dzielnie obok mężczyzn, ale przy drzwiach kazano mi zostać przed salą. Strasznie się denerwowałam i wbijałam sobie paznokcie w rękę. Stałam i stałam, aż w końcu uświadomiłam sobie, że Osman został z Hacım.

- Jasna cholera - wyszeptałam i biegiem rzuciłam się w stronę mojej komnaty. Kilka kroków i... jest! Zastałam, tak jak myślałam, ağę z małym księciem. - Dzięki Bogu, przynajmniej Ty Hacı mi zostałeś w obecnej chwili...

- Co się stało, Pani? - spytał przerażony.

- Sułtan został postrzelony - zaszlochałam. Dał Osmana do kołyski, a mnie objął. - Byliśmy na koniach i poszedł po miecze... aż tu nagle... - rozpłakałam się do reszty.

Pocieszał mnie ze wszystkich sił, to było widać. Dobry sułtan, który został postrzelony? Wszyscy smutni, chyba, że wrogowie za tym stoją. Za moją tragedią. Za tragedią poddanych.

- Weź mnie zabij, uduś albo potnij, cokolwiek - wyszeptałam. - Byleby leżeć tam obok niego. Proszę.

- Moja Pani! - oburzył się mulat. - To jest karygodne zachowanie! Powinnaś walczyć do końca, pokazać swoją potęgę - oderwał się ode mnie.

- Jestem tylko człowiekiem, tego nie zmienisz - spuściłam głowę.

- Potężnym człowiekiem, Wielką Sułtanką, jedyną konkubiną sułtana Ahmeda Chana - powiedział przekonująco.

- Dziękuję Hacı, jesteś wielki - uśmiechnęłam się smutno. - Nie chcę Cię wypraszać, ale dla księcia nadszedł czas karmienia.

- Za pozwoleniem, Pani - ukłonił się i wyszedł.

Gdy wyszedł, poluzowałam suknię i wzięłam syna. Wystawiłam przez dekolt pierś i przystawiłam główkę malucha. Ssał tak z minutę i przestał. Schowałam ,,opakowanie" mleka i popatrzyłam na twarz Osmana. Była tak radosna, że aż chciało mi się uśmiechać. Wiem, dla kogo mam żyć.

Oddałam chłopczyka w ręce służek. Chciałam się spotkać z Iskenderem, bo dawno się nie widzieliśmy. Wyszłam do ogrodu, żeby jeszcze trochę się przewietrzyć. Oczy były nieco podpuchnięte, ale dało się żyć.

W sumie, nie musiałam go szukać, bo prawie wpadł na mnie.

- Witaj Şirin - uśmiechnął się.

- Iskender - uśmiechnęłam się. - Jak samopoczucie u Ciebie?

- Dobrze, lepiej niż u Ciebie - jego uśmiech znikł. - Co się stało?

- Nie słyszałeś? Ahmed został postrzelony... - zaszlikły mi się oczy. - Byłam przy nim aż położony został do lecznicy.

- Naprawdę? Nic mi o tym nie wiadomo... - zakrył usta ręką. - Miejmy nadzieję, że wyzdrowieje. Niech Bóg go ma w opiece.

- Amen - odpowiedziałam. - A jak się czuje sułtanka Safiye? - spytałam lekko zezłoszczonymi oczami. To pewnie ona zleciła zabicie sułtana.

- Ostatnio jej stan się pogorszył, to dlatego jej nie widuje się teraz w pałacu - spuścił głowę książę.

- Bardzo poważny jest jej stan? - spytałam ściszonym głosem.

Syn znienawidzonej przeze mnie sułtanki spojrzał w moje oczy. Były smutne, zatroskane i... zakochane? Wszystko na to wskazywało, ale w kim...? Przecież każda mogłaby być jego, ale on upatrzył sobie zajętą kobietę.

:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:

666 słów! Nieco mało, wybaczcie...

Przepraszam za to, że po części update'owałam, ale klawisz mi się zepsuł i wcisnął: ,,Opublikuj".

Kocham Was 💞

Sułtanka? Na zawsze.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz