3. (Nie) Codzienność

440 23 1
                                    

Po wysokości księżyca wiedziałam, jak długo spędziłam czas i sułtana. Pędziłam w stronę Wielkiego Holu jak najszybciej. Przy wejściu natknęłam się - na nieszczęście - na Cennet Kalfę.

- Gdzieś Ty się podziewała, hatun? - spytała się ze złością. - Co tak długo robiłaś u sułtana?! - po tych słowach starsza kobieta zamarła. - Ty... byłaś w alkowie?

- Że co? Nie, nie! - zaprzeczyłam prędko. - Ja mu zaniosłam posiłek, a potem poprosił abym została z nim porozmawiać.

Kalfa wytrzeszczyła na mnie oczy i wydała kolejne obowiązki. Zrobić pranie? Łatwizna. Poszłam w stronę znajomego korytarza, ale tym razem nie szłam prosto, a skręciłam w prawo. Drewnianą misę postawiłam obok wrzącej wody. Do rąk wzięłam tarkę i zaczęłam prać ręcznie. Po dłuższym czasie rozłożyłam na drewnianej belce mokre prześcieradła i obrusy.

Do pomieszczenia wszedł jeden z eunuchów, czyli mężczyzn w haremie. Nie widziałam go dotychczas, musiałbyć jednym z prywatnych służących.

- Hatun - odezwał się. - Sułtanka Safiye Cię wzywa.

Ruszyłam szybkim krokiem za nieznajomym do jakiejś sułtanki. Kręte korytarze były coraz to bardziej zawiłe, a coraz to szybsze kroki i nieco zawadzająca pamięć nie pomagały. W końcu doszliśmy do wielkich, orzechowych drzwi. Mężczyzna zapukał i po niewyraźnej odpowiedzi oboje weszliśmy do komnaty, a jakże, bogato ozdobionej. Na ottomanie siedziała starsza kobieta, ale nadal piękna. Miała srebrzystą suknie, dobrane i na pewno drogie kolczyki i naszyjnik oraz niezwykłe ozdoby we włosach.

- Ukłoń się - rozkazała twardo.

- Po co? - spytałam głupio.

- Masz się do mnie zwracać per Pani, hatun! Nie życzę sobie takiego zachowania w pałacu! - wysyczała. - A teraz ukłoń się.

Posłusznie ukłoniłam się, a ona kazała przynieść służbie stołek. Nadal nie rozumiałam zbytnio, dlaczego mam sułtanki traktować lepiej niż innych. Przecież one też były niegdyś niewolnicami. Nakazała abym usiadła i to zrobiłam.

- Czy wiesz, dlaczego kazałam Cię sprowadzić prosto z Polski do Imperium? Miałaś się odznaczać inteligencją i pracowitością, posłuszeństwem i zaradnością. A co mam teraz z Ciebie? Żaden pożytek! Mam do Ciebie propozycję nie do odrzucenia; będę Cię uczyć, jak przeżyć w Sarayıu. Jak zdobyć serce sułtana. Jak pozbyć się wrogów. Bülbül ağa będzie Ci pomagał - wskazała na służącego. - To jak?

- Nie dziękuję, Pani. Preferuje życie myszy pod miotłą - odpowiedziałam jej z fałszywym uśmiechem numer pięć. Ona tylko wykrzywiła twarz w grymasie złości.

- Przemyśl to jeszcze, a teraz wynocha! - i eunuch mnie wyprowadził z pomieszczenia.

- Jesteś bezczelna! - wycedził, gdy byliśmy już za drzwiami. - Jak powiem o tym Cennet, to Ci żyć nie da! A teraz idź spać, Masz wstać równo ze świtem!

Złapał mnie za kark i poprowadził w znajome miejsce. Kiedy tylko odszedł, w ustronnym miejscu przebrałam się w jakąś jedno z sukń do spania i położyłam się na pustym materacu obok śpiących już dziewczyn. Zasnęłam z głową pełną myśli; tych o dzisiejszym dniu i tych o przyszłości. Rozmyślałam również nad propozycją Safiye, ale do odpowiedzi byłam już całkowicie pewna.

Wstałam wraz ze słońcem, a po prawdzie to mnie obudziła Cennet. Miała nieprzyjemny wyraz twarzy, a pogarszała jej minę blizna na prawym policzku. Szpeciła jej buzię okropnie, bo ciągnęła się od kącika do ucha, a na szerokość około pięciu centymetrów.

- Wstawaj, Masz zanieść sułtanowi śniadanie - warknęła prosto w moją twarz.

Podniosłam się z miejsca i w znanym wszystkim miejscu przebrałam się. Poszłam szybko do kuchni, gdzie musiałam czekać na jedzenie, ponieważ znowu kucharze się zbytnio nie spieszyli. W końcu, kiedy dostałam już tacę, ruszyłam co prędzej Złotą Drogą do komnaty sułtana.

- Wejść! - rozkazał łagodnie, lecz stanowczo. Gdy tylko ujrzałam go, moja twarz się zarumieniła. - Witaj Pamelo - uśmiechnął się lekko.

- Dzień dobry Ahmedzie - odpowiedziałam mu lekko drżącym głosem. - Jak minął Ci poranek?

- Dobrze, bardzo dobrze - odłożyłam tacę na stolik, a on poklepał na puf obok siebie, żebym usiadła. Zrobiłam o co prosił i spojrzałam na niego. - A tobie?

- Dużo pracy jest w haremie, nie ukrywam - posłałam mu uśmiech pełen skrywanych uczuć. - Co to jest za książka? - spojrzałam na księgę obitą w skórę.

- To jest książka jednego z moich przodków, sułtana Sulejmana. Pisał on wiersze do Sułtanki Hürrem, swojej czwartej żony. Jedną z poprzednich była Gülbahar.

- Wiosenna róża - wymknęło mi się.

- Później przyjęła imię Mahidevran, a potem przyjechała Roksolana. Podobno została przywieziona z Rusi, tak?

- Tak, mieszkała kilka wiosek dalej ode mnie, z tego co mi opowiadali najstarsi mieszkańcy. Zapisała się w pamięci jako najpotężniejsza sułtanka w Imperium - powiedziałam z podziwem.

- Chodź za mną, śniadanie zjem później.

Sułtan wstał, a ja razem z nim. Szliśmy korytarzami ciągnącymi się na wschód, co wywnioskowałam po położeniu słońca. W końcu weszliśmy do ogrodu, gazie wszędzie rosły dzikie kwiaty.

- Witaj w moim ogrodzie! Jeden z zielarzy właśnie pozbierał nasiona na lekarstwa, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał.

- Pięknie tutaj - rozejrzałam się podchodząc do balkonu.

- Wiem - uśmiechnął się i przyszedł do mnie. - Mam nadzieję, że Ci się bardzo podoba - z tymi słowami wetknął pomiędzy moje włosy kwiat hibiskusa.

Sułtanka? Na zawsze.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz