Otwieram powoli oczy i mrugam kilka razy. Nie czuje się źle, ale nie mogę tylko przyzwyczaić się do światła. Unoszę się do góry i rozglądam się dookoła widząc te same pomieszczenie, co wcześniej - szatnię.
Na jak długo zemdlałam? Torby wszystkich dziewczyn są na swoich miejscach, więc musimy mieć dalej lekcje. Sięgam do swojej i wyciągam glukometr, a przy okazji biorę łyka soku. Mój cukier wynosi sto dziesięć. Dawkuje się odpowiednią ilością insuliny i siadam na ławce i opieram głowę o ścianę. Mój oddech jest spokojny, więc jest dobrze.
Nie czuję wdzięczności wobec Will'a. Pomógł, czuje się dobrze i to jest najważniejsze. Kretyn pomyślał i nie zaprowadził mnie do pielęgniarki, a pozostawił mnie tutaj, za co mu chyba tylko dziękuje. Nie chcę telefonu do mojej mamy, że zemdlałam. Ojciec jest także uczulony na tą moją cukrzyce i nie pozwala mi dotykać alkoholu, a nawet własnej żonie ogranicza.
Sięgnęłam do torby po czekoladowego batonika i w ciszy go zjadłam. Po skończeniu wyrzuciłam papierek do kosza i poprawiłam się jeszcze przed lustrem w toalecie. Skierowałam się do wyjścia i kiedy chciałam chwycić za klamkę, drzwi się same otworzyły, a w nich stanął zdziwiony William.
- O, księżniczka wstała - burknął.
- Na jak długo zemdlałam i czemu tutaj jesteś? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Minęło dziesięć minut, a jestem tutaj po to, aby zobaczyć co z tobą. Trener myśli, że rozmawiasz przez telefon z mamą, bo tak mu powiedziałem, dlatego też masz trzymać się tej wersji - uchylił mi drzwi, żebym wyszła. - Kazał mi wreszcie po ciebie przyjść.
- Och, jak miło - prychnęłam.
- I tak w ogóle... - przybliżył swoje usta do mojego ucha. - Spadłaś twarzą na mojego kutasa - szepnął i powędrował do Ashley.
O mój boże.
Od razu na mojej twarzy pojawiła się czerwona barwa, a ten kretyn z zadowolenia się uśmiechał. Tak bardzo się ciesze, że nie czułam tego, nie czułam go... Jak dobrze, że zemdlałam wtedy.
- Henderson, i jak? - zapytał trener.
- Dobrze - skinęłam głową.
- Na pewno? Do pielęgniarki nic?
- Nie, wszystko jest okej.
- Dobra, to zmykaj do Lutchera - spojrzał na chłopaka, który zanudzał się na ławce.
Rozejrzałam się dookoła, gdzie wszyscy wykonywali ćwiczenia w parach. Każdy chłopak był spocony i zmęczony, co mnie usatysfakcjonowało, bo moje dziewczyny dają im ostry wycisk!
- Przepraszam, że musiałeś czekać - stanęłam przed Zack'iem.
- Nic nie szkodzi. Odpocząłem chociaż - uśmiechnął się i wstał. - To jak, chyba musisz dokończyć karę ode mnie - założył ręce pod klatkę piersiowa i spojrzał na mnie zadziornie.
- Ugh... - burknęłam z dezaprobatą i schyliłam się do wyprostowanych nóg, na co Zack od razu pofrunął do tyłu.
$$$$$$$$$$$$$$$
- Nienawidzę cię - syknęłam do Will'a, kiedy oboje kierowaliśmy się do sali od biologii.
- Ja ciebie też - odparł.
- Ja bardziej.
- Nie wydaje mi się - prychnął.
- Chcesz się przekonać? - spojrzałam na niego.
- Jak mnie nienawidzisz, to nie przychodź na sylwestra do Zack'a.
- A co ma sylwester do tego? - uniosłam się, kpiąc z niego.
CZYTASZ
Nienawidzimy siebie
RomanceOboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Może najwyższy czas z tej odwiecznej walki wyrosnąć? Co się stanie, jak jeden moment zmieni wszystko? Jest to kontynuacja opowiadania ''Mój...