Jest mi zimno, cała się trzęsę, marznę, drżę. Nie mam nawet ochoty wracać do domu, do klubu na własne urodziny, gdzie świetnie się bawi William, Rachel i pozostali znajomi. Niestety prędzej, czy później będę musiała tam wrócić, bo zostawiłam kurtkę i torebkę, a w niej telefon i inne drobiazgi.
Jest ciemno, biało, nawet ładnie. Śnieg dzisiejszego wieczoru nie sypie, a pozostawił jedynie za sobą czysty, nietknięty puch, który mieni się przez odbicie światła z ulicznej lampy.
Wreszcie postawiłam nogę na most, pod którym znajduje się zamarznięta rzeka. Błądzę wzrokiem wszędzie, a ręce żałośnie ogrzewam chuchając w nie. Marznę, zimno mi. Pod stopami czuję lód i nic więcej, stopy mi zamarzły, palców nie czuję, zimno mi.
Stanęłam przy ogrodzeniu i jak zahipnotyzowana patrzałam przed siebie - na obraz zamarzniętej rzeki, lodowatej, białej i nietkniętej. Pomimo braku czucia w palcach u dłoni, odgarnęłam śnieg na drewnianym szczebelku i oparłam łokcie o nie. Cała się trzęsę, ale nie chcę wracać nigdzie, nie mam ochoty na nic.
Naprawdę zepsułam mu urodziny? Dlaczego nie mógł odpuścić? Dlaczego go to interesuje, co ja robię i z kim robię? Dlaczego tak bardzo się wściekł? William, mój wróg, który mnie nienawidzi, nienawidzimy siebie obydwoje, on się naglę tym przejął, dlaczego?
Nie chciałam mu niszczyć urodzin, nie chciałam mu zniszczyć najlepszego dnia w jego życiu, a to zrobiłam. Przez jedną, wielką pomyłkę zniszczyłam mu urodziny, to moja wina. Nie powinien się tym zamartwiać, że wzięłam tabletkę, nie powinien, a to zrobił, dlaczego?
Pamiętam, jak William nie przepadał za James'em. On mnie niszczył, ale wtedy nie byłam tego świadoma, nie widziałam tego. Will'a wtedy nienawidziłam i to okropnie, James potrafił nastawić mnie przeciwko niemu i nie słuchałam się tak naprawdę nikogo, a tylko jego.
William zawsze krzyczał, wyzywał, wkurzał się na mnie, kiedy brałam cokolwiek od James'a, kiedy James faszerował mnie, a ja głupia się dawałam. On go nienawidził, ale nie wiem, jakie miał ku temu powody, skoro nienawidziliśmy siebie?
Po tym, jak Will przyczynił się do mojego rozpadu z James'em, nienawidziłam go jeszcze bardziej, gardziłam nim, nie odzywałam się przed dłuższy czas. Dopiero później dziękowałam mu tak naprawdę. Dopiero później zrozumiałam, że to było dla mojego dobra, dla mojego dobra, że przez Williama, James ze mną zerwał.
Teraz nie ma James'a. Nie ma i nie będzie i się ciesze, że nie ma i już nigdy nie będzie.
Chuchnęłam ponownie w drżące dłonie i oderwałam się od szczebelka. Wzięłam głęboki wdech, gdzie zimne powietrze jeszcze bardziej spowodowało u mnie ciarki i drżenie. Szłam powolnym krokiem przed siebie, a śnieg pode mną wydawał te dźwięki szemrania i kruszenia się. Nagły niespodziewany wiatr otulił mnie całą. Włosy gwałtownie poleciały mi na lewy bok wraz z rozkloszowaną sukienką. Zadrżałam, było mi zimno, ale nie miałam zamiaru wracać gdziekolwiek. Nie wiem nawet, która jest godzina, ale wiem, że chodzę, włóczę się dość długo po okolicy Nowego Jorku.
$$$$$$$$$$$$$$$
Siedzę na ławce w parku, a niedaleko mnie jest klub, w którym mam urodziny, w którym William się świetnie bawi, w którym wszyscy się świetnie bawią. Jest mi okropnie zimno, bardzo, nie czuję stóp, dłoni, moja klatka piersiowa cała jest obolała przez ten chłód. Moja szczęka zgrzyta i próbuje to unormować, ale nie mogę, nie da rady, jest to ciężkie.
Wokół mnie jest kilkoro przechadzających się ludzi, bardziej starszych par, które postanowiły się wybrać na spacer dzisiejszego, jakże pięknego wieczoru. Dla mnie nie jest piękny, jest okropny.
CZYTASZ
Nienawidzimy siebie
RomanceOboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Może najwyższy czas z tej odwiecznej walki wyrosnąć? Co się stanie, jak jeden moment zmieni wszystko? Jest to kontynuacja opowiadania ''Mój...