Zaczęłam mrużyć oczy. Straciłam przytomność po tym, jak Will wypowiedział coś w stylu, że nie chce, aby kobieta na jego rękach mdlała... coś w tym stylu, nie pamiętam. Uniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam, że znajduje się w pokoju podobnym do gabinetu pielęgniarskim.
Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam na blacie mój pokrowiec ze sprzętem do cukrzycy. Wstałam na wyprostowane nogi i zachwiałam się. Dostałam mroczek przed oczami, a po chwili ten okropny biały obraz, co często mam po wstawaniu z łóżka i po omdleniach.
- Kurwa... - syknęłam i chciałam się czegoś złapać.
Widziałam na biało i nic więcej, ale stałam na nogach, choć ledwo co. Dotknęłam jakiejś szafki, ale gdy tylko chciałam się oprzeć, to wylądowałam na podłodze, a wraz ze mną jakieś rzeczy, wydające z siebie głośny trzask.
- Cholera... - sapnęłam i pomrugałam kilka razy.
I drzwi się nagle otworzyły. Spojrzałam w ich stronę, mrużąc przy tym oczy i dostrzegłam moją wychowawczynie wraz z pielęgniarką.
- Jane, wszystko dobrze?! - podbiegła do mnie nauczycielka i pomogła wstać.
- Tak, wszystko gra - odparłam i uniosłam się na wyprostowane nogi.
- Całe szczęście, że się obudziłaś... - westchnęła.
- Przepraszam, ile tutaj leżałam? - zwróciłam się do pielęgniarki.
- Trzy godziny - odpowiedziała i podeszła do mnie ze strzykawką i nieznaną mi substancją w środku. - To ci pomoże - wstrzyknęła mi w ramię.
- Czy mogłabym już pójść? - spojrzałam na nauczycielkę.
- Tak, oczywiście - skinęła głową. - Tylko wszystkie zajęcia się już skończyły na dzisiaj.
- Rozumiem.
- Słoneczko, jak coś będzie nie tak, przyjdź tutaj, dobrze? - popatrzała na mnie lekarka.
- Oczywiście - skłamałam z serdecznym uśmiechem na twarzy i wyszłam ze swoim pokrowcem.
I stanęłam w miejscu, kiedy weszłam na korytarz. William siedział na ławce zanudzony, wymęczony i chyba śpiący, ale próbował jeszcze kontaktować. Kiedy na mnie spojrzał, jego oczy od razu nabrały życia, co mi przyspieszyło serce.
- Jane? - wstał z krzesła i podszedł do mnie. - Jak się czujesz? - zmierzył mnie całą, a w jego spojrzeniu dostrzegałam troskę? Zmartwienie?
Moje serce jeszcze bardziej przyspiesza, kiedy na mnie tak patrzy, kiedy mnie tak mierzy i przygląda się. Cholera, czy on już widzi moje rumieńce?
- T-tak, wszystko jest okej - uśmiechnęłam się delikatnie. - Co tutaj robisz? - powolnym krokiem szliśmy w stronę wyjścia.
- A co mam robić? Czekałem.
- Na mnie? - stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego nie dowierzając.
Czy on... naprawdę czekał tutaj na mnie?
- Też w to nie wierze - uśmiechnął się łobuzersko, na co ja mu z pięści delikatnie przywaliłam w ramię. - Ogólnie to przez ciebie ominąłem nocne podchody, ale co tam - powiedział.
- I to niby moja wina? - prychnęłam z kpiną. - Przecież mogłeś iść, nie trzymałam ciebie tutaj - uśmiechnęłam się.
Jednak wolał zostać i poczekać na mnie.
Dlaczego?
- Wiesz, to przeze mnie tutaj wylądowałaś, dlatego głupio by było, gdybym ciebie zostawił - opuściliśmy budynek.

CZYTASZ
Nienawidzimy siebie
RomanceOboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Może najwyższy czas z tej odwiecznej walki wyrosnąć? Co się stanie, jak jeden moment zmieni wszystko? Jest to kontynuacja opowiadania ''Mój...