*Selena*
Minęły trzy dni odkąd Justin się wybudził. Jego stan jest coraz lepszy i lekarze twierdzą,że jest duża szansa,że już za tydzień opuści szpital.
Zabierając z pokoju kilka ubrań szatyna i ciasto, które upiekła Pattie wyszłam na zewnątrz gdzie czekał na mnie Jeremy razem z Jaxonem. Podbiegłam do samochodu,żeby nie czekali zbyt długo i zajęłam miejsce pasarzera.
-Przepraszam, że musieliście na mnie czekać.-mruknęłam z przepraszającym uśmiechem, na co Jeremy się tylko zaśmiał.
-Przecież nie czekaliśmy na Ciebie długo. Dopiero co wyjechałem z garażu.-odparł i wyjechał na ulice.
-Co tam młody? Co to za kwaśna mina?- odwróciłam się w stronę tylnych siedzeń gdzie siedział Jaxon.
-Miałaś usiąść ze mną.-powiedział zdenerwowany zakładając ręce na pierś. Kiedy się denerwował,albo skupiał marszczył nos tak samo jak Justin. Jaxon jest po prostu jego mniejszą wersją.
-Przepraszam słodziaku zapomniałam. Obiecuję,że następnym razem usiąde z tobą.-powiedziałam wyjmując z torebki jednego cukierka. Tak mam w torebce cukierki na wszelki wypadek,gdyby naszła mnie wielka ochota na coś słodkiego.
-Trzymaj na poprawę humoru.-rzuciłam do blondyna jednego cukierka.
-Chcesz?-zapytałam Jeremiego wyciągając w jego stronę rękę z cukierkiem.
-Nie dzięki.-odmówił uśmiechając się do mnie.
-Jesteśmy. Przyjadę po ciebie, tylko zadzwoń wcześniej.-dodał zatrzymując pojazd niedaleko wejścia do szpitala.
-Jasne dzięki.-odpowiedziałam i wyszłam z samochodu uprzdnio żegnając się z chłopakami. Ostatnimi czasy strasznie się zżyłam z rodziną Bieber. Są naprawdę kochani.Weszłam do szpitala witajac się z recepcjonistakami i mijającymi pielęgniarkami. Byłam w tamtym miejscu już tyle razy,że znałam ten szpital jak własną kieszeń. Siedzę tutaj całymi dniami i jak Justina zabierają na badania to ja nieraz robię sobie spacerki po budynku.
Wyszłam z windy i skierowałam się w stronę sali Justina. Popchnęłam drzwi i z uśmiechem weszłam do sali. Mój uśmiech szybko znikł z twarzy kiedy zobaczyłam jakąś obcą kobietę, napewno nie pielęgniarkę zwisającą nad Justinem świecąc mu cyckami po twarzy.
-Co tu się dzieje?-zapytałam stojąc dalej przy drzwiach. Ich głowy od razu odwróciły się w moją stronę.
-Sel... -szepnął Justin odpychając od siebie brunetke i usiłując podnieść się do pozycji siedzącej. - To nie tak jak myślisz... Clary poprawiała mi tylko poduszkę i nic więciej kochanie...- tłumaczył się, kiedy kobieta siedziała sobie na fotelu jak gdyby nigdy nic i uśmiechała się zwycięsko.
- A ty w tym czasie sprawdzałeś czy nie ma nic w cyckach?-zapytałam podnosząc jedną brew w wyczekiwaniu na dalszy rozwój akcji.
-Kotek proszę Cię...-warknął nieudolnie się podnosząc.- To jest Clary mama Conora,którego uratowałem. Clary przyszła mi podziękować. -wytłumaczył,a ja spojrzałam na dziewczynę. Długie brązowe włosy miała spięte w kucyka. Na nogach miała shorty sięgające ledwo za tyłek. Ludzie wpuścili ją tak do szpitala? Bluzkę miała nie wiele lepszą, o ile to można nazwać bluzką. Nie to że nie lubię crop topów,ale ona w tym momencie wygląda jak dziwka. Bez urazy oczywiście.
-Clary jestem.-przywitała się ze mną poprzez uściśnięcie dłoni z wrednym usmieszkiem na twarzy.
-Selena.-mruknęłam z niechęcią ściskając jej rękę. Współczuję temu jej synkowi...-Ja już jestem i mogę się zająć Justinem,więc możesz już sobie iść. Dzięki za odwiedziny papa.-za wszelką cene chciałam się jej pozbyć ze szpitala.
-No tak pa Justin i Selena.-uśmiechnęła się zawadzijacko do mojego chłopaka i opuściła salę. Dzięki Bogu...
-Chodź tu do mnie.-uśmiechnął się Justin wyciągając w moją stronę ręce. Westchnęłam głośno i podeszłam do chłopaka odkładając po drodze przyniesione rzeczy na półkę obok łóżka. Usiadłam na łóżku i ściągnęłam buty kładąc się obok szatyna.
-Moja mała zazdrosna dziewczynka.-zaśmiał się całując mnie w czoło.
-Nie jestem zazdrosna.... Po prostu jej nie polubiłam.-mruknęłam odwracając się tak,że byłam z nim twarzą w twarz.
-No oczywiście. -zaśmiał się.-Ale kurwa ona ma takie zajebiście duże cycki i jeszcze jak się nade mną nachyliła... Japierdole jak zajebiście dobra musi być w łóżku...-syknął z przyjemności i przymnkął oczy zapewnie wyobrażając sobie ją nagą.
-Skończ! -krzyknęłam zamykając mu buzię moją ręką. -Przyznaje Ci rację jestem zazdosna.-warknęłam i wzięłam rękę z jego ust.
-Wiedziałem. Widać to było po tobie.-powiedział ze swoim uśmiechem wartym miliony.
-Jesteś okropny. Nienawidzę cie.-szepnęłam uśmiechając się do niego.
-Jestem okropny to prawda,ale mnie kochasz.-mruknął zbliżając swoją twarz do mojej,abym mogła poczuć jego pełne malinowe usta na swoich. Calowaliśmy się spokojnie i bez pośpiechu. Justin wziął moją wargę w zęby. Jeknęłam kiedy jego ręce zniżały się do moich pośladków. Ściskał je i masował na zmianę, a ja odpływałam w krainę rozkoszy. Jednak fakt,że byliśmy w szpitalu obudził mój rozsądek i delitaknie odsunęłam się od szatyna.
- Ejj...-jęknął niezadowlony.-Zostawiłaś mnie z namiotem w spodniach i myślisz, że dam Ci spokój?-warknął sekswonie łapiąc moją dłoń i zjeżdżając na jego erekcję.
-Jesteśmy w szpitalu Justin.-mruknęłam bojąc się, że posuniemy się za daleko.
-Japierdole.-warknął i wstał z łóżka.
-Gdzie Ty idziesz?-zapytałam patrząc na szatyna.
-Zrobić coś co powinnaś zrobić ty.-odpowiedział zły i wszedł do toalety.
Zaczęłam się śmiać jak głupia kiedy zrozumiałam o co mu chodzi i czekałam na niego cierpliwie. W sali była taka cisza,że słyszałam jego jęki przez które za każdym razem zaczynałam się śmiać.
-Jesteś suką.-warknął podchodząc do mnie i zaczynając całować moją szyję.
-Mało Ci ?-zaśmiałam się udostępniając mu dostęp,przez odchylenie głowy do tyłu.
-Przy tobie zawsze.-odpowiedział i odsunął się ode mnie patrząc na zaczerwienienie na mojej szyi,którego on był autorem.

CZYTASZ
My Friend's Brother [Zawieszone]
Fanfiction"-Dużo się przez te pięć lat zmieniło, a przede wszystkim my...- mruknęłam bawiąc się swoimi palcami i unikając jego wzroku. -Masz rację... Wyładniałaś.- powiedział i złożył sekundowy pocałunek na moim policzku po czym odszedł w stronę domu. Zostawi...