>>>>14<<<<

35 9 1
                                    

      Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, byłem w nie małym szoku. Wszędzie walały się puszki i butelki po alkoholu oraz inne przedmioty. Po prostu jeden wielki syf! Do tego jeszcze okropny smród. Na szczęście już nie muszę tu żyć. Obrałem kierunek mojego pokoju, a po drodze zauważyłem pijanego ojca śpiącego na kanapie. Nie zawsze był taki... Kiedyś było zupełnie inaczej, ale wtedy mama jeszcze żyła. Od tego się zaczęło i od tamtego momentu jest tylko gorzej... Najgorsze jest to uczucie, że kompletnie nic nie mogę z tym zrobić...
      Powracając do rzeczywistości, ponownie obrałem kierunek swojego pokoju, gdzie chwyciłem za walizkę i pierwszą lepszą torbę oraz w pośpiechu pakowałem swoje rzeczy. Poszło mi to dość szybko z racji, że nie było ich sporo. Rozejrzałem się czy aby na pewno mam wszystko. Wydawało by się, że tak, więc chwyciłem za najcenniejszą rzecz w moim życiu jaką była fotografia moja i mojej mamy, po czym wyszedłem. Walizkę wziąłem w rękę, a torbę zarzuciłem na ramię. Ale proszę państwa kim by był Harry Styles, gdyby czegoś nie zjebał?! No właśnie! Przechodząc koło ojca, przez przypadek zrzuciłem torbą butelkę wódki ze stołu. Ojciec gwałtownie jak nowo narodzny zerwał się na nogi, a jego wzrok padł prost na mnie.

-Ty gówniarzu! Co ty sobie wyobrażasz?! Nie ma Cię w domu, a kiedy już jesteś to wszystko rozpierdalasz! Jesteś zerem, słyszysz?!-darł się, a z każdym słowem był co raz bliżej mnie. Nagle mnie popchnął przez co odbiłem się od ściany i wylądowałem na podłodze.-A za tą wódkę mi zapłacisz! -podniósł rękę, więc sam zasłoniłem się swoimi, wiedząc co za chwilę się stanie. Czekałem na ten moment bólu, ale zamiast tego usłyszałem głośny huk. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Van okładającą mojego ojca po twarzy. Za równo z jego warg jak i z jej kostek płynęła krew, jednak miałem za mało odwagi i siły by wstać i ich rozdzielić.

-Van...-nic.-Van.-znowu nic. -Vanessa. -mój głos się załamał, a ona jak sparaliżowana utknęła w bezruchu. Nie wiem ile czasu minęło, gdy nagle wstała i podeszła do mnie. Myślałem, że oberwę, więc odruchowo zacisnąłem powieki i odchyliłem głowę.

-Nie uderzę Cię...-ponownie otworzyłem powoli oczy i zorientowałem się, że blondynka przede mną kuca. -Ile to już trwa? -zbiła mnie z tropu tym pytaniem. Jest dla mnie wredna i mi grozi, a teraz nagle mam się jej spowiadać z mojego życia? Na pewno nie...

-A w ogóle Cię to obchodzi? -zacisnęła mocno szczękę, a oczy zrobiły się trochę ciemniejsze. Bez słowa wstała, zabrała moją torbę i wyszła...

     Brawo Harry. Jak zwykle ktoś chce Ci pomóc, a ty to masz w dupie...

    Wiem, że to źle, ale tak już jest... Zawsze coś spierdolę. Jestem zerem...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

           GreenQueen94

Monster Can't Love.//H.S.Where stories live. Discover now