Brunetka rzuciła torbę z bronią na podłogę. Zatrzasnęła drzwi i odetchnęła z ulgą. To jedyne bezpieczne miejsce jakie znała. Ściany z żelaza, pokryte solą, drzwi nie do otwarcia bez znajomości kodu. To jej jedyny dom. Tutaj wracała, kiedy chciała odpocząć, rozluźnić się. Piwnica bez drzwi i okien. Nikt przy normalnych zmysłach nie czułby się komfortowo, ale też nikt przy normalnych zmysłach nie zostaje łowcą.
Dziewczyna podeszła do lustra zdobiącego wielką, pustą ścianę. Przejrzała się w nim. Rzadko kiedy wracała do "domu", bez najmniejszej rany. Ale dzisiaj wyglądała wyjątkowo źle. Z westchnieniem odsunęła kotarę, oddzielającą salono-kuchnio-sypialnię od łazienki. Napuściła gorącej wody do wanny i zrzuciła z siebie ubrania. Z sykiem położyła się w wodzie. Wszystkie rany piekły niemiłosiernie, ale to już kwestia przyzwyczajenia.***
- Zabiłabym za domowy obiadek. - mruknęła do siebie. Nieraz brak towarzystwa dawał jej się mocno we znaki. To już przecież rok od jego śmierci.
- Zamówienie pizzy nie wchodzi w grę jak zwykle. - westchnęła i poprawiła luźny t-shirt z logiem Black Sabbath.
W lodówce również świeciło pustkami, więc została tylko zupka chińska. Z rezygnacją sięgnęła po opakowanie. Postanowiła, że od jutra zacznie robić normalne zakupy i skończy z syfiastym żarciem.
- Cicho tu. - znowu mruknęła do siebie. W czasie kiedy obiad się zaparzał, podeszła do wielkiej ciemnobrązowej półki na płyty i winyle.
Sięgnęła po jej ulubiony winyl Aerosmith Big Ones. Z głośników ryknęły pierwsze dzwięki piosenki Walk on Water. Uśmiechnęła się do siebie. Przypomniało jej się jak razem z Dave'm, jej partnerem... nauczycielem... przyjacielem, jechali autem. Była wtedy wściekła. Wiedziała,że nie może uratować wszystkich ludzi przed nadnaturalnymi stworzeniami, ale tym razem zginęło aż czterech. W tym dziecko. Dave wiedział, iż pocieszenie brunetki słowami otuchy graniczy z cudem, więc puścił właśnie tę piosenkę. Nic to nie dawało, więc zaczął śpiewać udając Stevena Tylera, jednocześnie dodając gazu i jadąc zygzakiem po drodze. Już po chwili łowczyni uśmiechnęła się i wzięła przykład z blondyna. Śpiewali tak razem przez całą drogę do następnego miasta.***
Mimo, że w domu dziewczyna czuła się samotna, postanowiła zostać tu na noc. Następnego ranka poszuka jakiejś roboty i wyjedzie, a dziś zrobi sobie wypoczynkowe. Nic jej tak nie odpręża jak włączenie piosenki Guns n'Roses November Rain i wiszeniu do góry nogami w pozycji szpagatu na dwóch linach zwisających z sufitu. Tak też zrobiła w tej chwili. Kiedy Slash skończył swoją pierwszą solówkę dziewczyna usłyszała stuknięcie. Otworzyła gwałtownie oczy, ale nie zeszła na ziemię. Serce zabiło jej gwałtownie. Nikt nigdy nie znalazł jej kryjówki. Oprócz jej i Dave'a tylko jena osoba wiedziała o jej istnieniu. Nie przychodziła tu jednak od czasu kłótni, po śmierci chłopaka. "To musi być on" - pomyślała dziewczyna. Utwierdziło ją piknięcie komunikujące poprawne wpisanie kodu. Ponownie zamknęła oczy i udała odprężoną. Do pokoju weszło kilka osób. Lekko uchyliła oczy, tak aby nikt nie zauważył. Ujrzała trzy zamazane postury, pewnie przyglądali jej się.
- Czego chcesz? - zapytała ze spokojem w głosie.
- Dogadać się. - odpowiedział mężczyzna.
- A to kto? - zapytała brunetka i otworzyła oczy. Przed nią stał Bobby i dwóch innych przystojnych mężczyzn. Zanim Singer zdążył odpowiedzieć dziewczyna wykonując fikołki i inne akrobacje, którymi lubiła się popisywać w obecności obcych mężczyzn, zeszła na podłogę i podając rękę niższemu z nich przedstawiła się.
- Ivy.
- Dean. - odparł z zalotnym uśmiechem. - Niezłe akrobacje wykonujesz. Tańczysz zawodowo na rurze?
- Dla ciebie mogłabym zrobić wyjątek. - odparła i spojrzała na wyższego.
- Sam. - ten również się uśmiechnął.
- To synowie Winchestera. - Bobby podszedł do półki na książki i zaczął jeździć palcem po okładkach.
- Synowie Winchestera? Jesteście braćmi? - Ivy nie próbowała ukryć zdziwienia. - Nie wiedziałam, że John ma dzieci.
- Miał. - poprawił dziewczynę mężczyzna.
- Nie żyje?!
- Jakbyś odbierała ode mnie telefon, albo czytała wiadomości, wiedziałabyś.
- Ja... nie chciałam. - wypaliła bez zastanowienia.
- Przepraszasz mnie? - Bobby oderwał wzrok z książek i zwrócił go w kierunku dziewczyny.
- Porozmawiamy kiedy indziej. Gdybyś chciał się pogodzić przyszedłbyś tu sam. Czego potrzebujecie?
- Twojej pomocy. Podobno jesteś wielką fanką wampirów. - Dean rozsiadł się w fotelu.
- Ogromną. - uśmiechnęła się złowieszczo.
- Dobrze. Może kiedyś wybierzemy się na polowanie razem. Ale teraz chodzi o coś innego.
- Zaciekawiłeś mnie. O co?***
Mam nadzieję, że podobało Wam się... Jeśli popełniam jakieś błędy, proszę abyście napisali mi w komentarzach <3 Następny rozdział dodam, już wkrótce ;)
CZYTASZ
Say something
Fanfiction"- Jesteś najmłodszą łowczynią jaką znam. - I najlepszą. - odparła, wzruszając ramionami. - Skąd ta pewność? - uśmiechnął się szeroko. - Inne nie żyją." Okładkę wykonała @Miss_Hemmings2708, za co serdecznie dziękuję