17. Wyznanie

599 39 9
                                    

Ivy często zastanawiała się jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie porzuciła studiów i kontynuowała naukę. Pewnie za parę lat wylądowałaby w jakimś szpitalu udzielała pomocy ludziom. Tamta praca miałaby ten sam cel co ta, ale byłaby bezpieczniejsza, bardziej bezpośrednia. No i nie poznałaby cholernych braci, bez których w chwili obecnej nie wyobrażała sobie życia.

Po paru dniach łowcy doszli do siebie. Wypoczęli, pogodzili się ze śmiercią kobiet. Singer bardzo ciężko było znieść śmierć najbliższej przyjaciółki, szczególnie, że w ostatnim czasie nie rozmawiały zbyt często. Pogrzeb odbył się 30 kilometrów od domu - piwnicy, w której mieszkała brunetka, aż nie poznała Winchesterów. Nie był to nowoczesny cmentarz. Raczej skupisko mogił łowców.
- Wyglądasz jakbyś często tu bywała. - szepnął jej do ucha Dean, kiedy siedzieli pod jednym z pobliskich drzew.
- Czasem odwiedzałam to miejsce. W końcu nie daleko miałam. - mruknęła bardziej do siebie niż jego.
- Nie chodzi tu o odległość od domu, prawda?
- Może. - nie chciała poruszać tego tematu.
- Kto tak dla ciebie ważny jest tu pochowany? - wydawał się nie zauważać jej zaróżowionych policzków.
- Nie rozmawiajmy o nim. Nie teraz.
- Dave, tak? Kto to był?
- Prosiłam cię...
- Ivy! - przeszedł przez nią dreszcz, kiedy podniósł głos - Wiesz o mnie i Samie wszystko. A my o tobie nic. Chyba nie na tym polega... hmm... przyjaźń. - ostatnie słowo wypowiedział jakby niepewnie.
Nic nie odpowiedziała. Siedzieli tak chwilę w ciszy, kiedy brunetce przebiegła po głowie myśl. Może Dean ma rację? Ona w sumie nic im o sobie nie mówiła. Nie zdołali z niej wydusić jak doszło do wypadku. Udawała, że nic nie pamięta. Doszli do wniosku, iż była to sprawka Gabriela. Po części mieli rację. Nie wiedzieli jednak, że ma trzy cholernie mocne słabości. Bracia, ojciec oraz... Dave. Po jego śmierci nie myślała o niczym innym, tylko o przywróceniu go do życia. Kiedy okazało się to niemożliwe, dostała obsesji na punkcie zemsty. Mordowała z zimną krwią każdego napotkanego wampira. Później odpuściła zlecenia na inne potwory. Kiedyś blondyn powiedział jej, że czuje się jakby ją wykorzystywał. Nic jej nie dają, a ona bezinteresownie im pomaga.
"Nie, nie, Deanie Winchesterze. Tylko dzięki wam jestem tu teraz. Tylko dzięki wam kompletnie nie poddałam się. Tyle razy przyglądałam się demonom zawierającym pakt. I żadnego nie zabiłam. Dlaczego? Ponieważ sama rozważałam oddanie duszy za jego życie." myślała.

- Chodź. Pokażę ci. - zaprowadziła go pod grób chłopaka - Kilka lat temu mieliśmy z Dave'm misję na samym szczycie olbrzymiej góry. Nie dało się do niej dojść na piechotę, a nawet jeśli to szkoda było czasu na dwutygodniową podróż w jedną stronę. Polecieliśmy więc helikopterem. On sterował. Na miejscu pozbyliśmy się wszystkich krwiopijców. Tak nam się wydawało. Podróż powrotna była męczarnią. Sypał tak gęsty śnieg, że widzieliśmy jedynie biały proszek, zamiast nieba. Może udałoby nam się spokojnie wylądować, gdyby nie fakt, że za siedzeniami ukrywało się dwóch skurwieli. Jeden zaatakował mnie, drugi Dave'a.
Tu głos jej zadrżał. Nigdy nikomu nie opowiadała ze szczegółami co zdarzyło się tamtej nocy. Nigdy. Nikomu. Ale blondyn to nie pierwsza lepsza osoba. Wiedziała o tym doskonale. Czuła, że tylko przed nim potrafi się tak otworzyć. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Mężczyzna wierzchem dłoni starł ją. Patrzyli sobie w oczy. Jej spojrzenie wyrażało smutek, żal, rozpacz ale i zaufanie. Jego natomiast miłość, troskę. Brunetka zacisnęła mocno powieki i dokończyła jednym tchem.
- Wtedy on chwycił plecak ze spadochronem i wypchnął nim potwory. Przedmiot spadł w dół wraz z dwoma pasażerami. Natychmiast sięgnął po drugi, założył go mi na plecy. Wtedy nie rozumiałam co się dzieje. Poca... wypchnął mnie z maszyny i tyle go widziałam. Rozbił się niecałą minutę później. - czuła jak mocno wali jej serce. Chciała, żeby mężczyzna nie poruszał więcej tego tematu. Chciała... już sama nie wiedziała czego chciała. Dopiero kiedy poczuła falę ciepła rozchodzącego się po ciele, zrozumiała, że Słynny Podrywacz Wszystkich Ładnych Lasek ją przytulił. Przytulił to zbyt delikatne stwierdzenie. On ścisnął ją tak mocno, że aż utrudnił jej oddychanie. Jednak tego właśnie teraz potrzebowała. Chwili. Dzięki niej wiedziała, iż nie jest z tym wszystkim sama. Straciła przyjaciela, ale zyskała dwóch nowych.
- Nie chcesz o tym rozmawiać, prawda? - zapytał, odrywając się od niej niechętnie. W tamtym momencie poczuła, że rozumieją się bez słów.
- Nie zmuszaj mnie proszę nigdy więcej do tego. - uśmiechnęła się przez łzy. Nawet nie pamiętała, kiedy zaczęła płakać.
- Mam teraz udawać, że o niczym się nie dowiedziałem? - wyszeptał delikatnie poirytowany.
- Alex! Do nogi. - krzyknęła. Temat miał rozpłynąć się w powietrzu, niczym wstydliwe wspomnienie.

***

Szpital psychiatryczny z zewnątrz prezentował się zupełnie normalnie. Żadnej siarki, no po prostu nic. O sprawie opowiedział im znajomy Martin Creaser, pacjent. Rzadko się zdarza, aby łowca dożył starości, a jeśli już to często kończy się to właśnie w psychiatryku.
- Ładne miejsce, nie ma co. - mruknęła dziewczyna, przebierając się na tylnym siedzeniu w czarnej Impali.
Bracia siedzieli z przodu wysłuchując tych narzekań. Co jakiś czas kolejno któryś z nich próbował dyskretnie zerknąć w lusterko, niemal od razu dostając mocnego pstryczka w ucho.
- Nie narzekaj. To my będziemy pacjentami. - odparł Sammy.
- Będę się czuła jak tania pielęgniarka z pornosa w tym stroju.
- Spójrz na to z innej strony. Możesz spełniać się zawodowo.
- Samuelu! Jeśli zaraz się nie zamkniesz to siłą wepchnę cię w to wdzianko. Nie żartuję. Będziesz zapierdalał po całym szpitalu na obcasach. Chcesz tego? - cała trójka wybuchła gromkim śmiechem.
- Już? Gotowa? - zapytał milczący dotąd brat.
- Tak. Możecie godzinę się jeszcze pokręcić po okolicy, a potem widzimy się w środku.

  Półtorej godziny później mężczyźni byli już pacjentami i dyskutowali o sprawie z Martinem. Dziewczyna bardzo chciała do nich dołączyć, ale tak jak przewidywała, nie mogła zbytnio spoufalać się z osobami na oddziale. Łącznie z łowcami, nie chcieli przecież żeby personel nabrał podejrzeń. Zajmowała się więc nowymi obowiązkami, chwilami zapominając kim tak na prawdę jest. Bardzo jej się to podobało.
Dopiero wieczorem, po obchodzie udało jej się zostać sam na sam z Samem. Zamknęli się u niego w pokoju, pod pretekstem podawania leków oraz rozmowy na tle terapeutycznym. Okazało się, że braciom lepiej szło śledztwo.
- Rozdzielili nas z Deanem. Chodzimy do różnych grup. Na mojej jeden facet opowiadał o jakimś potworze.
- Lekarz zapewne nie uwierzył. - powiedziała zamyślona.
- Dokładnie. A ty co znalazłaś?
- Tylko tyle, że w ostatnim czasie było pięć samobójstw. To trochę za dużo, nawet jak na psychiatryk.
- Czyli duch? - przeczesał palcami długie włosy. Ivy uważała, że kiedy tak robi wygląda strasznie atrakcyjnie. Myśli robiły jej na przekór i zaczęły skupiać jej uwagę nad jednym małym pytaniem. Czemu Winchester nie znalazł sobie nikogo po śmierci Jessici? Rozumiała go, w pewnym sensie. Jednak brak jakiegokolwiek zainteresowania płcią przeciwną wydawało jej się dziwne.
- Ivy? - uśmiechnął się szeroko, spostrzegłszy, iż przygląda mu się intensywnie.
- Co? A. No tak. Znaczy nie! Nie duch. Na pewno. Inne pomysły? - wróciła myślami do poprzedniego tematu.
- Demon nie. Coś co pozoruje samobójstwa. - usiadł zniecierpliwiony na łóżku i wyciągnął jakiś notes spod niego. Zaczął go przeglądać.
  Nie mieli prawie żadnych poszlak. No po prostu nic. Głowili się nad tym jeszcze pare minut, kiedy usłyszeli niespodziewany krzyk. Wybiegli na korytarz, kierując się piskiem dziewczyny, aż nie dotarli do pokoju jednego z pacjentów.

***

Jejku już 3k wyświetleń oraz 300 gwiazdek 😍 jestem Wam tak strasznie wdzięczna, że aż postanowiłam napisać ten specjał, który pozwala nam poznać relacje łączące Dave'a z Ivy... zastanawiam się czy po zakończeniu tego ff, nie napisać oddzielnego opowiadania o przeszłości Ivy, co o tym myślicie? 😁 jeszcze raz dziękuję, że jesteście ❤️

Say somethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz