18. Łowy

493 39 7
                                    

W pokoju panowała ciemność. Łowcy dostrzegli jedynie zarys mdlejącej pielęgniarki. Ivy sięgnęła do włącznika. Kilka sekund pózniej ich oczom ukazał się straszliwy obraz powieszonego mężczyzny.
- Nikt cię nie widział. Do pokoju. - szepnęła dziewczyna. - Jutro z Deanem czekajcie pod drzwiami do kostnicy.
Sam energicznie kiwnął głową i zaraz puścił się biegiem w kierunku swojej sypialni. Brunetka westchnęła ciężko. Wiedziała, że musi zdjąć ciało nieszczęśnika z liny, jednak sam widok przyprawiał ją o mdłości.
Odgarnęła niesforne włosy i zaczęła rozwiązywać linę.

***

- Mam klucze, nie musicie się włamywać. - mruknęła znudzona brunetka, obserwując poczynania braci.
- Skarbie, jesteśmy zawodowcami. - puścił jej łobuzerskie oczko Dean i wrócił do pracy.
Po minucie doszli jednak do wniosku, że zamek jest bardzo trudny do otwarcia wytrychem i jednak skorzystają z klucza.
Wnętrze nie różnili się niczym od innych kostnic. Białe ściany dodawały uroku i profesjonalizmu. Wchodzący człowiek w ogóle nie odczuwał tego, że jest w pomieszczeniu wraz z ciałami zmarłych.
Łowcy podeszli do ciała na stole. Przynajmniej mogli sobie darować szukania go.
- Damę poprosimy, aby wyszła z pomieszczenia oraz zajęła się staniem na czatach. - Dean miał wyraźnie zbyt dobry humor. Jednak mordercze spojrzenie brunetki uświadomiło mu, że to są te dni i nie warto nadwyrężać jej cierpliwości.
W milczeniu zajęli się sekcją. Nic nie wskazywało na nadnaturalny powód śmierci.
- Kończmy to. I tak nic nie znajdziemy. - mruknęła, znudzona już dziewczyna.
- Zgadzam się z przedmówczynią. A swoją drogą, mogłabyś załatwić nam coś do jedzenia? Straszny syf tu dają.
- Jasne, gdy tylko przyniosę wam nową pościel, pomaluję ściany w pokojach i kupię telewizory. Wolicie 40 czy 50 calowe? - odparła z wyraźnym sarkazmem w głosie, choć trudno było jej powstrzymać się od śmiechu.
- Pójdźmy na ugodę i daruję ci malowanie ścian w zamian za soczystego hamburgera oraz placek. A telewizor wystarczy 42 calowy.
- Ej, patrzcie tutaj. - przerwał im Samuel. - Wygląda jakby ktoś jej się wkuł do głowy.
Oczy całej trójki zwróciły się do ciemnej dziury w szyi nieszczęśnika.
- Może otworzymy czaszkę? Nie wygląda to zbyt dobrze. - zaproponowała, szukając wśród narzędzi skalpela.
Chwilę później dzięki współpracy Sama i Ivy okazało się, że trup pozbawiony został mózgu.
- To trochę nielogiczne. - powiedziała z obrzydzeniem, odkładając narzędzia na miejsce.
- Nie znam żadnego potwora, które wysysałoby mózgi. Trzeba będzie porozmawiać z Martinem.

Niespodziewanie do pomieszczenia weszła pielęgniarka Karla. Łowczyni jednym ruchem zasłoniła zwłoki białym prześcieradłem.
- Co wy tu robicie? - zapytała ostrym tonem pracowniczka szpitala.
- Znalazłam ich tutaj. - zaczęła tłumaczyć się Ivy.
- A co oni tutaj robili?
- Pudding! - krzyknął Dean i widocznie z braku lepszego pomysłu ściągnął spodnie wraz z bielizną, a ręce podniósł do góry.
Singer mocno zaskoczona przyłożyła rękę do prawego policzka, aby zasłonić niekomfortowy widok, jednocześnie obserwując współpracowniczkę. Jednak siostra uśmiechnęła się pod nosem i wyprowadziła braci z pomieszczenia.

***

- Martin twierdzi, że to widmo. Zabrałam go na chwilę na stronę pod pretekstem podania leków. Co to za lekarz, że łyknął taką ściemę? - zapytała retorycznie Sama, poprawiając upięcie włosów.
Ich nocne rozmowy były w ośrodku codziennością. Winchester znajdował się pod jej opieką, w przeciwieństwie do brata, dlatego ich spotkania były łatwiejsze do zorganizowania.
- Tu pielęgniarki są tak niekompetentne, że pewnie się przyzwyczaił. - powiedział, uśmiechając się niewinnie. Po chwili, jakby dotarło do niego to co zrobił i szybko dodał - Oczywiście nie mam na myśli ciebie.
- Nie tłumacz się. - wzruszyła ramionami.
- Jak rozpoznać widmo? - zmienił temat.
- Czytałam o nich trochę. Najprościej dojrzeć ich prawdziwą postać w lustrze. Zabija się je srebrem. Trzymaj. - podała młodszemu z braci srebrny nóż.
- A Dean?
- Co z nim?
- Nie będzie miał jak go zaatakować. - sięgnął do kieszeni, aby schować przedmiot.
- Mam jeszcze tylko srebrny łańcuszek... Postaram się wykombinować coś lepszego, ale na razie weź go i przekaż bratu.
- Jasne.
- Dobra, to ja spadam. Też bym chciała się czasem wyspać. - zaśmiała się nerwowo, przecierając dłońmi twarz.

***

  Sen przyszedł szybko.  Ivy wystarczył moment. Położyła się na łóżku w pokoju pielęgniarek i udała się w krainę niespełnionych marzeń.
W śnie widziała siebie oraz Deana na plaży. Zachód słońca oraz fale, leniwie uderzające o piasek i moczące ich gołe stopy, stworzyły im idealną, romantyczną atmosferę. Siedzieli tak razem, ona wtulona w jego tors.
Kiedyś takie marzenia wydawałyby jej się denne. Nienawidziła romantycznych scen, naśmiewała się z ich płytkości oraz banalności. Jednak z Deanem Winchesterem wszystko wyglądało inaczej.
- Wstawaj! Wypadek był! - krzyknęła jedna ze współpracowniczek, potrząsając energicznie ramionami pogrążonej w marzeniach córki Bobby'ego.
- Co się stało? - zerwała się na równe nogi, choć tak na prawdę miała ochotę walnąć pielęgniarkę w twarz, a potem znów położyć się na niezbyt wygodnym łóżku.
- Jeden z pacjentów zaatakował doktora! Teraz jest pod wpływem silnych leków uspokajających.
Serce Ivy momentalnie stanęło. Nie była pewna o którego brata chodzi, ale wiedziała, że jak najszybciej musi znałeś tego drugiego.
Skinieniem głowy podziękowała siostrze i szybkim, nerwowym krokiem wyszła w poszukiwaniu Winchesterów.
Nie minęło pięć minut, kiedy na jej drodze stanął starszy z nich. Dziewczyna złapała go za przód koszulki i pociągnęła w kierunku rzadko uczęszczanego korytarza.
- Co się stało? - zapytała najspokojniej jak była w stanie.
- Sam zaatakował doktorka. Mówię ci, coś dziwnego się tu dzieje. - odpowiedział jej łowca, rozglądając się nerwowo.
- Dlaczego go zaatakował?
- Myślał, że to było widmo. Jednak jego skóra nie zareagowała ze srebrem.
- Jak mogliście się tak pomylić? Wzbudziliście czujność potwora. - westchnęła zrezygnowana.
-Posłuchaj mnie! Wszystko zaczęło się od tej Wendy. Najpierw przyssała się do mnie, potem do Sama. No i zaczęliśmy autentycznie wariować. Gadałem sam ze sobą, przekonany, że rozmawiam z cycatą terapeutką! - ta wypowiedź zabolała łowczynię. Starała się ukryć wściekłość i skupić na sprawie, jednak jej myśli błądziły wokoło zdezorientowanego mężczyzny. Jak mógł jej coś takiego powiedzieć? Tym bardziej, iż była pewna, że są sobie coraz bardziej bliscy. Ale czego ona mogła się spodziewać po zwykłym podrywaczu?
- Dean. Ze mną też coś się dzieje. - mruknęła, przyciskając pięści do skroni.
- Co się dzieje?
- Nie mogę się skupić na łowach. Coś jakby mnie dekoncentruje. Musimy go jak najszybciej zabić.
- Nic nie zrobimy, dopóki nie odkryjemy tożsamości jego najnowszej ofiary. - wpatrywał się w brunetkę z troską wymalowaną na twarzy.
- Ktoś kto zaczął zbyt bardzo się nim interesować... - powiedziała powoli.
- Jednocześnie będąc dla niego niebezpiecznym...
- I słabszym od reszty pacjentów...
Popatrzyli sobie w oczy z przerażeniem.
- SAM! - krzyknęli jednocześnie i pobiegli w kierunku jego pokoju.

***
Nie było mnie kilka dni w domu, a tu takie rzeczy się dzieją! Przed chwilą dziękowałam Wam za 300 gwiazdek, teraz już za 360 bodajże... i te komentarze, które sprawiają, że na twarzy wychodzi mi ogromny banan xD na prawdę chcę Wam strasznie podziękować <3 niestety teraz jestem na wakacjach, podczas których pewnie uda mi się wrzucić jeden lub dwa rozdziały. Pózniej jednak wyjeżdżam na dwutygodniowy obóz i mimo, że nie będę odcięta od internetu, żaden się nie pojawi :( przepraszam za to, ale jak wiecie też jestem tylko człowiekiem i mam jakieś plany ;) zatem do zobaczenia następnym razem i tradycyjnie: dziękuję, że jesteście! ❤️

Say somethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz