6. Zachariasz

964 47 9
                                    

  Trzy dni później Ivy z Deanem postanowili razem zapolować. Dziewczyna odbyła trudną rozmowę z ojcem. Mężczyzna poprosił, aby zajęła się łowiectwem i aby ich relacje wróciły do stanu sprzed śmierci Dave'a. Ona oczywiście zgodziła się. Od dawna marzyła o tym, ale zawsze jej upór wygrywał.
- Nad czym tak myślisz? - zapytał starszy Winchester, skręcając w prawo na skrzyżowaniu.
- Zastanawiam się co można zrobić. Jak zabić Lucyfera? - odparła patrząc w jeden punkt przed sobą. Blondyn nie odpowiedział.
Kansas City było jednym w niewielu ulubionych miast brunetki. Wszyscy mieszkańcy, zatraceni w problemach codziennego życia, nie zwracali uwagi na jej łowy. Nawet teraz, gdy księżyc mierzył się ku zachodowi, a noc dobiegała końca, w mieszkaniach raziły w oczy pozapalane światła oraz reflektory mijanych samochodów. Przechodnie sprawiali wrażenie jakby spieszyli się do biura na ważne spotkanie biznesowe, albo wracali jak najszybciej z nocnej zmiany do domu.
- Fajnie mają. - wymruczała pod nosem, aby przerwać ciszę.
- Fajnie? Dziewczyno, robisz coś o czym marzy połowa ludzi na tym świecie.
- Tak, ale... To twój czy mój?
- Mój.
- Nie odbierzesz? - zapytała, podsuwając mężczyźnie pod nos telefon. Ten westchnął ciężko, widocznie zmęczony długą jazdą i nacisnął zielony przycisk.
- Co jest? ... Cass?
Znudzona dziewczyna, znów przykleiła nos do szyby. Nie chciała przeszkadzać, a z drugiej strony ciekawa była dlaczego anioł dzwoni z telefonu komórkowego. Oczami wyobraźni widziała Castiela siedzącego w klubie, w okularach przeciwsłonecznych z telefonem, starającego się wyglądać normalnie, a z drugiej strony krzyczącego do aparatu.
- Zatrzymaj się. - powiedziała na tyle głośno, aby kierowca na pewno ją usłyszał.
- Poczekaj Cas. Gdzie, Ivy?
- Tutaj. - wskazała palcem, dotykając paznokciem szyby - Tu jest hotel. Odpoczniesz.
- Ok. - powiedział, parkując przed wejściem - Dobra, mów dalej, Cas.

***

Wchodząc do hotelu Deana zaczepił świadek Jehowy, opowiadający o Bogu i przeznaczeniu.
- Nie chciałeś poznać swojego przeznaczenia? - zachichotała, wskakując na swoje łóżko w wynajętym, wspólnym pokoju.
- Świadkowie Jehowy nie przepowiadają przyszłości. - uśmiechnął się, wyciągając dwie butelki piwa z lodówki. Podał jedną dziewczynie, a z drugiej sam zaczął sączyć napój.
- Już nie udawaj speca od religii. I nie upijaj mnie. Pijana jestem nieobliczalna.
- Masz aż tak słabą głowę? Po jednym piwie cię weźmie? - zagadkowy uśmiech wstąpił na jego usta.
- Ciii. Słyszałeś to? - uciszyła mężczyznę momentalnie.
- Co?
- Coś walnęło.
- W co walnęło? - zapytał, napinając mięśnie.
- W twoją pustą główkę. - pokazała mu język, a on pokręcił przecząco głową.
- Dobra, starczy tego dobrego. - odłożył pustą butelkę - Trzeba się kimnąć.
- To ty się prześpij, a ja poszukam roboty.
- Nie chcesz się ze mną przespać? - wyszczerzył zęby.
- Tym razem nie skorzystam. Dobranoc.

***

Dean spał jak zabity, aż do rana. Dziewczyna z braku innych rozrywek postanowiła wyjść na spacer. Przechadzając się żywymi uliczkami miasta, zwróciła uwagę na sklep zoologiczny. Uwielbiała zwierzęta, szczególnie psy i konie. Rzuciła ostatnie utęsknieniem spojrzenie w kierunku piszczących na wystawie różnokolorowych gryzoni i ruszyła dalej.
Spacerując wolno, wpadła na nowy pomysł. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni komórkę i wykręciła numer do młodszego brata. Nie zaskoczył ją fakt, że młodszy Winchester nie odebrał. Prawdopodobnie chciał sobie wszystko poukładać, a jej obecność mogłaby mu to znacząco utrudnić. Westchnęła ciężko. Wyobrażała sobie jak mężczyźni muszą być zgrani, skoro polowali razem. Doskonale znała uczucie pustki po stracie partnera, przyjaciela, które nie opuszczało jej nigdy, od czasu jego śmierci.
  Dzwonek telefonu mile ją zaskoczył. Na ekranie wyświetlało się imię młodszego syna Johna. Ivy z uśmiechem odebrała.
- Hej Sam!
- No cześć, dzwoniłaś do mnie. - jego głos wydawał się nienaturalny. Taki zagubiony.
- Tak. Chciałam się zapytać czy wszystko u ciebie w porządku? Wiem, że nie chcesz już polować, ale może mogłabym ci jakoś pomóc?
- Właściwie to tak. Mam zamiar wrócić do łowiectwa.
- Jak to?! - krzyknęła, nie zwracając uwagi na przyglądających się jej przechodniów.
- Widzisz, tej nocy odwiedził mnie Lucyfer.
- Ten Lucyfer? Cholera, gdybyśmy tam byli...
- Nie dał by się tak łatwo zabić. Ale słuchaj dalej, okazało się, że ja... Ja jestem jego naczyniem.
- O kurwa! - kobieta stojąca obok, krzywiąc się, zasłoniła uszy swojej małej córce.
- Ale ja dam radę! Nie zgodzę się, nie martw się. Chcę wrócić i naprawić wszystko, tylko że Dean tego nie chce.
- Dziwisz mu się? Anioł i demon w jednej rodzinie to zbyt dużo, nie uważasz? - tym razem ta sama kobieta, spojrzała na brunetkę ze współczuciem - Posłuchaj. Nie możemy pozwolić, żeby którykolwiek z was się zgodził. To czy będziecie razem polować nie zależy ode mnie. Umówmy się na razie tak: ja przypilnuję Deana, a ty pojedziesz do Bobby'ego.
- Nie uważasz, że on potrzebuje trochę spokoju?
- Kto?
- Twój ojciec. Paraliż mocno go zaskoczył. Potrzebuje się do tego przyzwyczaić.
- Więc co proponujesz? - usiadła na ławce w pobliskim parku.
- Nie masz innych znajomych łowców?
- Mam. I chyba nawet wiem kto by się nadał.
- Wyślesz mi jego dane?
- Po pierwsze to ona. Po drugie nie będzie takiej potrzeby, bo znasz ją doskonale. Jedź do Jo.
- Tak uważasz? Ona jest chyba zbyt...
- Nie denerwuj mnie. Da sobie doskonale z tobą radę, ma dar przekonywania.
- Dar przekonywania to masz ty. Dobra, zadzwonimy się jak będę w drodze. Do usłyszenia, Ivy.
- Trzymaj się, Sam.

***

- Daj Michałowi działać. Powiedz: tak.
- Nie! - krzyknęła wbiegając do pokoju i stając między Zachariaszem, a starszym bratem. Zmierzyła go wzrokiem. Ku jej uldze, nie wyglądał jakby miał się zaraz poddać. Wręcz przeciwnie. Wyglądał jakby był jeszcze bardziej zdecydowany, aby nie użyczać swojego ciała żadnemu aniołowi.
- To nie do ciebie należy decyzja. - wysyczał jej prosto w twarz Boski wojownik.
- Ale moja. Nie zgadzam się. - Dean stanął tak, aby osłonić w razie czego brunetkę. Na ich szczęście nic takiego nie zdążyło się wydarzyć, bo w oka mgnieniu Castiel przeniósł ich w odległe miejsce. Znajdowali się przy jakiejś drodze, otoczonej z obu stron rzadkim lasem. Nadchodził wieczór, a słońce zbliżało się ku zachodowi.
- Dzięki, Cas. - mruknął blondyn.
- Zawsze do usług. - odparł.
- O cholera. - łowczyni zasłoniła usta dłonią - Nie wierzę!
- Co się stało?! - zapytali prawie jednocześnie.
- Zostawiłam zakupy przy drzwiach od hotelu! - na dźwięk tych słów anioł pokręcił głową, a Dean wyszczerzył zęby w uśmiechu - A zmieniając temat to co robimy?
- Ja muszę załatwić coś, co powinienem był zrobić od razu.

***

  Trzy dni później we trójkę jechali czarnym Chevroletem. Sam, Dean oraz ich nowa towarzyszka Ivy. Na początku rozmowa szła dosyć opornie, ale w końcu udało im się przełamać barierę.

***
To tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że się podobało ;) zachęcam do gwiazdkowania i komentowania (czekam na pierwszy komentarz 😂)
Spojleruję, że w następnym rozdziale będą łowy 😏
Trzymajcie się cieplutko Miśki ❤️

Say somethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz