25. Niejednemu na imię zombie

441 37 4
                                    

- Musisz ją zastrzelić. - szepnęła w jego kierunku, kątem oka obserwując spokojne ruchy kobiety.
Dean spojrzał w kierunku kuchni. Blondynka wyraźnie nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Ponownie skierował swój wzrok ku brunetce. Nie wyglądała na roztrzęsioną, raczej spokojną i świadomą tego co mówi. Sprawiała wrażenie obojętnej, jednak Winchester nie uważał, że taki wstrząs jak zmartwychwstanie matki, nie odciśnie na Singer żadnego piętna. Przetarł dłońmi twarz, oczekując odpowiedzi ojca dziewczyny.
- Nie - jedno słowo, a niszczy rodzinę od środka.
- Ona nie jest prawdziwa, Bobby - wtrącił Sam. Spojrzenie wszystkich oczu, prócz Ivy, skierowały się ku niemu.
- Jak nie jest prawdziwa? Robi wszystko to co moja prawdziwa Karen! Mruczy, kiedy podsłuchuje, piecze cista z namaszczeniem, poza tym wygląda tak jak... Tak ja w dzień jej śmierci. - kropelki potu wstąpiły na jego czoło.
- Może to demon. - podsunęła z posępnym wyrazem twarzy.
- Nie. Sprawdziłem na wszystkie możliwe sposoby. Ona nie ma żadnych ran, blizn, nie reaguje na sól, srebro ani wodę święconą, nie pamięta też, że była opętana przez demona i że to ja ją zabiłem. Nie traktujcie mnie jak idiotę.

Zapanowała cisza. Tylko z kuchni dochodził ich cichy głos mruczącej żony Singera. Łowczyni nie wytrzymała napięcia i usiadła na krześle, naprzeciwko starszego z braci. Dyskretnie wyciągnęła z kieszeni pistolet i zaczęła błądzić po nim opuszkami, pod stołem.
- Chwilka - na jej czoło wstąpiła bruzda, świadcząca, że dziewczynie coś się nie zgadza - Przecież mama... była skremowana?
- No tak. Ale czy to coś zmienia?
- Tak. Jeżeli przyjdzie nam ją zabić to nie wiemy czym i jak. - Wstała z miejsca i uniosła broń do góry. - Dlatego trzeba to zrobić jak najszybciej i jeśli ty nie chcesz tego zrobić, to ja, w trosce o ciebie ją zabiję.

Ruszyła w kierunku kuchni, lecz jak widać nie tylko ona miała w tamtej chwili przy sobie broń. Z resztą nic dziwnego, łowcy zazwyczaj niechętnie się z nią rozstają.
- Nie pozwolę na to - zaakcentował każde słowo Bobby, po czym wyciągnął swój pistolet na kolana.
- Bobby, to nie jest łatwe. Rozumiemy co przeżywasz. - Samuel najwidoczniej starał się wpłynąć na decyzję mężczyzny.
- Nic nie rozumiecie, idioci! Wytłumaczyć wam o co w tym wszystkim chodzi? - zapytał, a na jego policzkach ukazały się ślady łez. Łez, których dziewczyna nie widziała od czasu śmierci Dave'a i ich kłótni. Serce jej zmiękło, ale wiedziała, że nie może dać po sobie tego poznać. Karen w chwili obecnej nie znaczyła dla niej zbyt wiele. Ojciec niewiele jej o niej opowiadał, przywykła do faktu, że jej matka nie żyje i nie da się nic w związku z tym zrobić.
- Śmiało - mruknął milczący jak dotąd Dean.
- Karen nie jest jedyną, która... żyje. Ożyło też z dwadzieścia osób. Wszyscy pochowani byli na pobliskim cmentarzu. Myślę, że to sprawka kolejnego jeźdźca.
- Kolejny - westchnął Winchester - jeszcze po tamtym nie odpocząłem.
W celu rozluźnienia atmosfery poruszył zalotnie brwiami w kierunku brunetki. Ledwo udało jej się odpędzić chęć uśmiechnięcia się. To nie była dobra pora na żarty.
- Skoro to sprawka jeźdźca to należy... Sam wiesz co. - młodszy Winchester nie dawał za wygraną.
- Błagam was. To może jedyna dobra rzecz, która z tego wszystkiego wyniknie.
- Nie do nas należy decyzja. - W tamtej chwili wszyscy zwrócili się ku młodej Singer.
- Zgodzę się pod jednym warunkiem. - splotła ręce na piersi.
- Dawaj, kochanie. Nie trzymaj nas w niepewności. - Dean wydał jej się... rozbawiony?
- Dean będzie cię pilnował. Znaczy nie ciebie tylko bardziej jej - wskazała palcem w stronę kuchni - A ja z Samem pojadę rozejrzeć się i zorientować w sytuacji. Pasuje?

Winchester zrobił obrażoną minę, ale nic nie powiedział. Natomiast Bobby z niezadowoleniem zgodził się. Przerwali konwersację na widok żony Singera wchodzącej do kuchni z ciastem oraz anielskim uśmiechem.

***

Kiedy młodszy Winchester z Ivy dotarli do domu państwa Jones, panował mrok. Było już dosyć późno, ale mimo wszystko postanowili zadać małżeństwu parę pytań. Podeszli do drzwi i zapukali. Z mieszkania wydobywało się ciche pojękiwanie, ale nikt nie zamierzał otwierać niezapowiedzianym gościom.
- Wchodzimy? - zadał pytanie, chociaż wiedział, że odpowiedź będzie twierdząca.
Wziął zamach i wyważył nieszczęsne drzwi. Ich oczom ukazało się wnętrze mieszkania. Ivy wtargnęła pierwsza, trzymając prawą rękę na biodrze, tuż przy uchwycie pistoletu.
- Spokojniej, to starsi ludzie - szepnął Sam, kiedy dziewczyna zatrzymała się przy drzwiach od pokoju.
Zajrzeli do niego razem. Wszystko prezentowało się raczej normalnie. Wszystko, poza panem Jonesem, leżącym martwym w rogu pomieszczenia. Jego żona odpoczywała w łóżku i pojękiwała nerwowo.
- Pani Jones? - dźwięk głosu mężczyzny zwrócił na nich uwagę lokatorki. Wyglądała okropnie. Sińce pod oczami, ślina spływająca z kącików ust, trupio blada skóra nadawały jej urody zombie.
- Ahhh - jęknęła.
- Mam do pani podejść? - Obrzydzenie malowało się na jego przystojnej twarzy.
- Ahhhh. - Winchester zrobił krok, ale Singer złapał go za rękę.
- Nie idź tam. Widzisz jak ona wygląda?
- Widzę, ale nie mamy wyjścia. I nie wyciągaj broni. Możesz ją tym wystraszyć.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Będę cię ubezpieczać. W razie czego padaj na ziemię, a ja ją zastrzelę - wyszeptała.
Brunet wolnym krokiem zaczął zbliżać się do kobiety. Machała na niego cały czas ręką, na znak, że znajduje się zbyt daleko. Przestała dopiero wtedy, gdy Samuel pochylił się nad jej ustami.
Singer ze skupieniem wymalowanym na przemęczonej twarzy, obserwowała ruchy kobiety. Trzęsły jej się ręce i piekły oczy. Nie wiedziała czy to z natłoku wrażeń, czy raczej w trosce o zdrowie przyjaciela. Niby biedna staruszka wyglądała na niegroźną, lecz brunetka nauczyła się nie ufać pierwszemu wrażeniu. Poza tym trup pana Jonesa nie znalazł się tam przypadkiem.
Myśląc intensywnie, zwróciła swój wzrok ku nieboszczykowi. Leżał na plecach, a jego brzuch zdobiła wielka, szkarłatna plama krwi. Zatem nie była to smierć z powodów naturalnych.
W jednej sekundzie Ivy skojarzyła fakty.
- Sam! Uciekaj! - wrzasnęła, wyciągając broń.
Niestety tym gwałtownym ruchem oraz hałasem spłoszyła staruszkę, która rzuciła się na młodszego syna Johna.
Tarzając się po ziemi, uniemożliwiali Singer oddanie strzału. Ku jej ogromnemu zdziwieniu to pani Jones miała przewagę. Przygwoździła łowcę do podłogi i usiadła na nim. W momencie, w którym miała zatopić swoje zęby w ciele bruneta, łowczyni oddała strzał.

***
Jak się podoba rozdział? 😊 przepraszam Was bardzo za spóźnienie, ostatnio mam strasznie dużo na głowie, a weny brak 😞 mam jednak nadzieję, że wraz z końcem wakacji wszystko się uspokoi i będę w stanie normalnie dodawać rozdziały i ogólnie być aktywnym na wattpadzie...
Dziękuję, że jesteście, Miśki ❤️

Say somethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz