- Sammy... Wstawaj. Jedziemy załatwić sprawę z duszkami. - Ivy próbowała obudzić przyjaciela, potrząsając nim lekko. Natomiast brat śpiącego przyglądał im się z rozbawieniem. - Sammy! Jest już czwarta rano! Nie zdążymy!
- I tak go nie dobudzisz. - zaśmiał się blondyn.
- To może ty spróbujesz? - mruknęła z przekąsem.
- SAM! DUCHY PORYWAJĄ IVY! - Winchesterowi w krzyczeniu nie przeszkadzał fakt, iż inny ludzie, mieszkający w tym hotelu, śpią.
Młodszy łowca zerwał się na równe nogi. Widząc zdumioną twarz dziewczyny i śmiejącego się brata, wzruszył ramionami.
- Ubieraj się, bohaterze. Jedziemy do muzeum.
- Jasne. Dajcie mi trzy minuty.***
Godzinę później już byli w muzeum figur woskowych i zbierali przedmioty należące do prawdziwych postaci historycznych.
- Idę jeszcze po jedną rzecz. - powiedział najstarszy z całej trójki i wyszedł z pomieszczenia.
- Coś nam jeszcze zostało? - zapytała brunetka, wrzucając do kubła kapelusz Lincolna.
- To już chyba wszystko. Odsuń się. Podpalę kosz. Jak Dean coś przyniesie to dorzucimy. - brat kończąc swoją wypowiedź, wyciągnął pudełeczko z zapałkami i w monecie, w którym już miał odpalić mały przedmiot, coś rzuciło mu się na plecy.
I nie była to Ivy. Mężczyzna zaczął się szamotać. Napastnik nie był wysoki, ale za to silny. Dwie ręce zaczęły go podduszać, ale on nie dając za wygraną uderzył z całej siły plecami o ścianę. Dopiero teraz mógł zobaczyć co się stało z dziewczyną. Kompletnie ją zamurowało. Stała i przyglądała się z szeroko otwartymi ustami. Na szczęście, kiedy ich spojrzenia się spotkały, otrząsnęła się z osłupienia. Sięgnęła po zapałki i podpaliła przedmioty.
Potwór próbował jeszcze wgryźć się w szyję Sama, ale nie zdążył, bo zniknął w obłoczku dymu. Mężczyzna położył się na podłodze, wyczerpany walką. Oddychał niespokojnie i cieżko. Łowczyni natomiast nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Kiedy tylko starszy brat wszedł do pomieszczenia, wybuchnęła głośnym, szczerym śmiechem.
- Co się stało? - z twarzy Winchestera zniknął uśmiech, widząc poturbowanego Sama.
- Sammy'ego zaatakował duch. - wybuch śmiechu nie miał końca.
- Co? Jak to?
- Ale słuchaj co najlepsze! Spośród wszystkich postaci, będących w tym muzeum, zaatakował go... Gandhi! - kolejna salwa śmiechu. Tym razem również ze strony pierwszego syna Johna.- To co? Wszystko załatwione? Możemy wracać? - zapytał, kiedy skończyli.
- Nie do końca. - mruknęła, tym razem już całkiem poważnie.
- No ale spaliliśmy już rekwizyty.
- Tak, ale to raczej nie był duch. - odezwał się, dotychczas milczący łowca. Ivy pokiwała twierdząco głową.
- Zniknął, kiedy podpaliliście przedmioty?
- Tak, ale zniknął inaczej, niż zazwyczaj robią to duchy. A i jeszcze, kiedy mnie zaatakował, miałem wrażenie, że on... próbuje mnie ugryźć.
- Sammy, masz zbyt bujną wyobraźnię.
- Ale ja też to widziałam. - wtrąciła brunetka.
- To był dla was obojga szok. Wracamy do hotelu zabrać swoje rzeczy.
- Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz?! Czemu zawsze traktujesz jak małego brata, który nic nie wie o życiu?! - nie wytrzymał młodszy Winchester.
Ivy słysząc te słowa, dyskretnie wyszła z pomieszczenia. Nie chciała uczestniczyć w kłótni braci, ani ich rozdzielać. Uważała, że muszą sobie wszystko wyjaśnić, aby w pełni sobie zaufać.
Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. Wyjście z budynku znajdowało się dokładnie na wschód, dzięki czemu mogła podziwiać pierwsze promienie słońca. Przymknęła lekko powieki i delektowała się chwilą spokoju. Wiatr delikatnie poruszał jej niesforne kosmyki włosów, które nie dały się wpleść w warkocz. Odgłosy ulicy cicho szumiały w tle.
Stała tak może z pięć minut. Uznała, że dosyć tego wewnętrznego wyciszenia. Gdyby któryś z przyjaciół ją tak zobaczył, zapadłaby się pod ziemię. Podeszła do czarnej Imapali i oparła się o jej maskę, tak jak miał to w zwyczaju Dean. Uznała, że rozpuści gęste, ciemno brązowe włosy, które opadły falami na jej plecy. Zdjęła też skórzaną kurtkę, ponieważ promienie słońca, mimo iż pierwsze i niepozorne, mocno grzały. Odchyliła głowę do tyłu, mrużąc oczy. "Może przynajmniej się opalę" - pomyślała.
Jakiś czas później z budynku wyszli dwaj mężczyźni. Łowczyni popatrzyła na nich pytająco. Nie wydawali się być obrażeni na siebie, a blondyn patrzył na Singer z zagadkowym uśmiechem.
- Wracamy do szeryfa. Podobno dwie przyjaciółki były świadkami porwania trzeciej.
- Oho, to robi się kryminał. - podskoczyła z ekscytacji i usiadła na tylnym siedzeniu pojazdu.***
Do szeryfa weszli we trójkę. Brunet postanowił porozmawiać z policjantem, a pozostali z dziewczynami. W sali siedziały dwie płaczące, wymalowane blondynki. Wydawały się bardzo przerażone i załamane zniknięciem koleżanki.
- Dzień dobry, FBI. Czy możemy z paniami porozmawiać. - zapytała Ivy, wyciągając jednocześnie identyfikator.
- Taak. - chlipnęła jedna z nich, ale kiedy tylko zobaczyła mężczyznę, przestała płakać. Otworzyła szerzej oczy i rzuciła mu nieśmiały uśmiech. Gdy go odwzajemnił, jakby się uspokoiła i cały czas patrzyła na zadowolonego takim obrotem sprawy Deana, który wyciągnął komórkę i zaczął coś pisać.
- W takim razie co się stało? - zapytała, trochę zazdrosna łowczyni.
- No więc nasza koleżanka została uprowadzona.
- Tyle wiemy. - wywróciła oczami - Potrzebujemy bardziej szczegółowych informacji.
Dziewczyna dalej patrzyła jedynie na łowcę. Ten jednak szepnął do ucha Ivy, że musi wyjsć, zawieść brata do prosektorium, by ten zbadał zwłoki. Pokiwała głową, a on, uśmiechając się na pożegnanie, wyszedł.
- Dobrze. Teraz możemy na spokojnie porozmawiać. Jak to się stało. Opowiedz mi.
- No robiłyśmy sobie paznokcie. I nagle w pokoju Jen pojawiła się... Paris Hilton!
- Jesteście pewne, że to ona? - zapytała fałszywa agentka, powstrzymując śmiech.
- Tak! Na sto procent. Tylko ona była... taka młoda. Nie stara. - mruknęła i znowu wybuchnęła głośnym płaczem.
Jeszcze kilka minut Ivy próbowała się czegoś dowiedzieć, jednak bez powodzenia. Dziękując, wyszła z pomieszczenia i prawie wpadła na otyłego szeryfa.
- Dowiedziała się pani czegoś?
- Tylko tego, że za uprowadzeniem stoi Paris Hilton. - odparła, po raz kolejny tłumiąc śmiech.
- Ta celebrytka?! To nie możliwe! Zaraz wydam nakaz jej aresztowania! - z tymi słowami, odbiegł od córki Bobby'ego.
"No ładnie namieszałam" - zaśmiała się w duchu.***
Dwie godziny później mężczyźni weszli do ich wspólnego pokoju w hotelu. Byli rozbawieni i trącali się z uśmiechem łokciami. Sam od razu wziął laptopa, a Dean wyciągał z lodówki składniki na kanapki.
- Hej chłopcy, jak wam minął dzień? Miło, że się przywitaliście, u mnie wszystko w porządku. - krzyknęła Ivy z udawanym oburzeniem.
- Nie narzekaj, mamy kilka cennych informacji. - odparł młodszy z nich.
- No na pewno nie takie newsy jak moje. No ale wy pierwsi.
- A zatem w ciałach ofiar znalazłem to. - brunet wyciągnął z kieszeni torebkę foliową, z małymi kuleczkami w środku.
- Co to? - zapytała dziewczyna, siadając na łóżku, obok Winchestera.
- To jakieś nasiona.
- Wyglądają jak jajka. - wzięła do ręki przedmiot i obracała go w palcach.
- Hmm... to wcale nie jest głupi pomysł. - podrapał się po brodzie. Już pół minuty później pisał coś z zawzięciem na klawiaturze.
Łowczyni wzruszyła ramionami. Kątem oka dostrzegła wpatrującego się w nią Deana. Przekręciła głowę w jego kierunku, pokazując mu język. On na ten gest wyszczerzył zęby w uśmiechu i wgryzł się w kanapkę.- Może to Leszy? - zapytał Sam, po godzinie eksplorowania internetu. Na reakcję przyjaciół musiał chwilę poczekać, gdyż jego brat w tej chwili akurat próbował zabrać Ivy jabłko.
- Przeczytaj nam o Leszym. - wydyszała zmęczona towarzyszka.
- W skrócie to leśne bóstwo, które może przyjąć dowolną formę. Pożywia się krwią, może zaatakować tylko wtedy, kiedy jest pod postacią idola ofiary, a zamienić się może jedynie, kiedy posiada obiekt należący do danej postaci. Wypełnia żołądki ofiar nasionami.
- Ale jak to gówno zabić? - zapytał drugi mężczyzna.
- Jedyny sposób to odciąć głowę żelazną siekierą.***
- Nie ma mowy.
- Zostań tu. - Dean miał już serdecznie dość kłótni.
- Nie dacie sobie rady beze mnie. - stanęła na palcach, aby jej twarz znajdowała się bliżej twarzy Winchestera.
- Dean, to łowczyni. Da sobie radę. - wywrócił oczami blondyn.
- Kłótnia tutaj nic nam nie da. Dawałam sobie radę, kiedy polowałam zupełnie sama i dam sobie radę teraz.
- Nie wiesz, że z towarzyszami jest gorzej niż samemu? Nie musisz się martwić tylko o swój tyłek, ale i o innych! - Sam popatrzył z żalem na brata, ale nic nie odpowiedział. Dziewczyna splotła ręce na piersi. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. Ostatnie, co zobaczyli bracia to przerażoną twarz przyjaciółki i zwierzę zmierzające w ich kierunku, od strony lasu. Potem tylko ciemność.***
Chyba nie będę się tu rozpisywać :D jeśli Wam się podobało proszę o gwiazdki oraz komentarze ;*
PS. Szykujcie się Miśki na kolejne opowiadanko, o podobnej tematyce (ja wcale nie spojleruję, ale możliwe, iż w pewnym momencie opowiadanka będą się ze sobą łączyć 😈😂)
CZYTASZ
Say something
Fanfiction"- Jesteś najmłodszą łowczynią jaką znam. - I najlepszą. - odparła, wzruszając ramionami. - Skąd ta pewność? - uśmiechnął się szeroko. - Inne nie żyją." Okładkę wykonała @Miss_Hemmings2708, za co serdecznie dziękuję