Unosiłam się nad ziemią. Pode mną klęczała Emily i Tess. Nie widziałam czemu tak się przyglądają. Delikatnie przechyliłam się do przodu chcąc zobaczyć co jest przedmiotem ich zainteresowania. Na ziemi leżała dziewczyna. Jej włosy posklejane krwią zmieniły swój kolor z brązowych w bordowe. To ja. To ja leżę tam pode mną, opłakiwana przez siostrę. Nagle do pokoju wbiega ciocia. Staje w drzwiach gwałtownie wciągając powietrze. Za nią dostrzegam Lunę i wujka. Wszyscy stoją zszokowani i niezdolni do jakiegokolwiek ruchu.
Nie żyję. Dziwnie brzmią te słowa. Powinno mnie nie być, a jednak nadal tu jestem. Czemu?
Luke dzwoni po pogotowie, choć pewnie sam nie wierzy, że to coś pomoże. Zawsze, gdy był młodszy, chciał zadzwonić pod jeden z tych numerów. Chciał, aby uznano go za bohatera. Pewnie nie spodziewał się, że będzie musiał dzwonić w takiej sprawie.
Po dziesięciu minutach przyjeżdża karetka. Od teraz widzę wszystko jak za mgłą. Widzę nosze, maskę tlenową, ambulans.
Nagle znajduję się w szpitalu. Moje ciało leży na białym stole operacyjnym. Nie chcę na to patrzeć, mimo tego nadal wpatruję się w lekarzy wykonujacych swoją pracę. Po chwili jest po wszystkim. Po chwili? Do końca straciłam poczucie czasu. Wywożą mnie z sali. Unoszę się nad ciałem obserwując pielęgniarki manewrujące między innymi pacjentami na korytarzu. Zauważam moją rodzinę. Mama jest zapłakana a Tess obejmuje ją ramieniem. Nagle Ann dostrzega mnie. Wszyscy szybko podrywają się z siedzeń.
- Czy ona... - Luke nie wie jak dobrać słowa. Nie dziwię mu się. Chyba nikt nie umie wypowiedzieć tego na głos.
- Jej stan jest ciężki, choć stabilny. Robimy wszystko co w naszej mocy, ale wygląda to źle. - odpowiada jedna z pielęgniarek. - Dokładniejszych informacji może udzielić doktor. Przyjdzie do pacjentki wieczorem. Dobrze by było, jakby państwo przy niej wtedy byli.
- Oczywiście będziemy.***
Odwieziono mnie na łóżku do sali. Kolorowe motylki i kwiatki kontrastowały tu z białymi ścianami korytarza. Zostałam sama z mamą. Widać było, że jest załamana. Jej zawsze idealnie spięte czarne włosy teraz opadały na jej ramiona w nieładzie. Oczy napuchnietę od płaczu były przekrwione i nadał szkliste. Wiedziałam, że muszę żyć. Dla niej. Podeszłam bliżej, o ile mój "lot" można nazwać podejściem i oparłam się o jej ramię. Nie mogła wiedzieć, że tu jestem.
- Emily - wyszeptała - Musisz być dzielna córeczko. Musisz...
Jej słowa zostały zagłuszone przez nagły pisk jednego z urządzeń, do których przypięte było moje ciało. Dopiero teraz zauważyłam całą aparaturę stojącą w rogu pomieszczenia.
Dźwięk nie cichł. Na korytarzu zrobiło się nagłe zamieszanie. Wszystko słyszałam, jednak coś się zmieniło. Czułam się, jakby zanużono mnie głęboko pod wodę a dźwięki wydobywały się znad tafli. Do pokoju wbiegł doktor i trzy pielęgniarki. Szybko wyprosiły spanikowaną mamę. Lekarz podłączył mnie do kolejnej aparatury. Widziałam błyski jakiegoś urządzenia i moje ciało szarpane torsjami. Próbowali mnie ratować. Robili wszystko co mogli. Ale on był silniejszy. Taka była jego wola i tak miało się stać. Przyrzekłam mu to. Zapieczętowałam mój los tam w pokoju, gdy krew z naciętej ręki spłynęła na kredę. Gdy wypowiedziałam te słowa pozwoliłam mu odejść, lecz razem z nim odejść musiałam też ja. Taka była zasada. Tak musiało być.
W dole pielęgniarki nadal asystowały przy reanimacji, choć widać już było, że nie wierzą w powodzenie tej akcji. Wiedziały, tak jak ja, że moje serce już nigdy nie zabije. Ale nie wiedziały o jednym. Mimo tego iż mojej ciało nie przetrwało, moja dusza nadal istnieje. Moje miejsce jest tam - w lustrach. Gdzie niegdyś żył on i ona.
Karen i jego córka. Iris Slater.***
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Iris bałam się. Teraz w dniu mojego pogrzebu siedzę obok niej na jej grobie. Nie przypadkiem spoczywa obok mnie. Na moment pokazałam się matce aby doprowadzić ją do wolnego miejsca obok Iris. Głupia uznała to za cud a to przecież jedynie formalność. Teraz należę do niej. Do Iris. Razem z innymi dziećmi rozproszonymi po całym świecie stanowimy całkiem sporą sektę. Mimo tego, że jesteśmy umarli przeciągamy innych na naszą stronę tak jak tego pamiętnego dnia w stodole zrobiła to Iris. Jesteśmy tylko dziećmi potrzebującymi uwagi. Tylko dziećmi.
Patrzę na moją byłą rodzinę. Co oni sobie myśleli? Głupcy. Ann powinna była do mnie dołączyć kiedy był na to czas. Teraz będę musiała ją zmusić siłą co nie jest do końca przyjemne a przynajmniej tak myślę. Teraz już nie czuję bólu. Nie tęsknię za dawnym życiem. Nie tęsknię za niczym.✨✨✨
I co? Po tak długiej przerwie to powinnaś błagać na kolanach o przebaczenie! Nie no... Żarcik xd
Mam nadzieję, że się podoba. Miałam małe problemy z telefonem, ocenami, nauką, rodzicami, brakiem weny i lenistwem.Ale ale... Z racji świąt życzę wszystkim szczęścia, zdrowia, pomyślności i wszystkiego naj!
I muzyczka taka nastrojowa xd
CZYTASZ
Lustra (1i2)
HorrorOni cię widzą. Słyszą cię. Wyczuwają każdy twój ruch. Obserwują cię. Są w twoim własnym domu. Są obok ciebie. Są tobą. I pragną twojej śmierci Objawiają się w lustrach. Gdy ich zobaczysz jest już za późno. Już jest za późno. Oni tu są. Czekają...