Rozdział 20

148 14 1
                                    

   Obudził mnie budzik telefonu.Wstając zorientowałam się, że wilka już nie ma.Wykonałam wszystkie poranne czynności.Wychodząc z domu do szkoły pożegnałam się z moją białą kulką futra.

  Zamknęłam drzwi na klucz.

-Nikola musisz mi pomóc.-usłyszałam stanowczy głos wilka.Odwróciłam się.

  W bramie na pole stał mój przyjaciel.Cały w ranach, we krwi i miał trochę przyśpieszony oddech.A z pleców wystawała mu gałąź.Podbiegłam do niego zrzucając po drodze plecak z ramienia.Byłam w kompletnym szoku.

-Co się stało?-spytałam przerażona kucając przed nim.

-Najpierw złap za tą gałąź i wyciągnij mi ją z pleców ,dobrze?-powiedział spokojnie.

-Dlaczego ja?!Te obrażenia powinien obejrzeć jakiś lekarz albo weterynarz.

-Ja jestem wilkołakiem pamiętasz?Ty musisz wyjąc tą gałąź, ponieważ ja aktualnie nie mam rąk.

  Wzięłam głęboki wdech.Złapałam za gałąź dwiema rękami.Zebrałam w nich całą swoją silę.Szybkim ruchem wyciągnęłam nawet spory kawał drewna po czym wilk cicho jękną z bólu.

-Dzięki.-powiedział.Odrzuciłam gałąź gdzieś na bok.

-Co się stało?

-Wpadłem na tego wampira i wdałem się w bójkę.Gdyby nie słońce to byłoby po mnie.Coś czuje, że niedługo sprawi sobie pierścień.-gdy mówił jego rany zaczęły zanikać.

-Jaki pierścień?

-Nie mówiłem Ci?-pokiwałam przecząco głową.-Wampiry palą się na słońcu.Mogą tego uniknąć mając specjalne pierścienie, które są zaczarowane przez czarownice.Dzięki temu mogą chodzić w świetle dnia.-mniejsze rany już zanikły.Została jeszcze dziura na jego plecach, z której ciekło troszeczkę krwi.

-Myślisz, że sprawi sobie taki pierścień?

-Zdobycie go nie jest łatwe, więc nie wiem.-chciał co jeszcze powiedzieć ale zadzwonił mój telefon.Wstałam i wyjęłam telefon z kieszeni.Na wyświetlaczu ukazała się uśmiechnięta brunetka.

-Cześć Wiki.-przywitałam się.

-Hej.Jedziesz dzisiaj ze mną do szkoły czy idziesz sama na piechotę?

-Mogę z Tobą jechać.

-To zbieraj się jetem nie daleko.

-Okej.-rozłączyłam się.

-Muszę już iść.-zwróciłam się do wilka.-Jadę z...

-Słyszałem.-powiedział.-Przyjdziesz dzisiaj do lasu czy ja mam do Ciebie przyjść?

-Wiesz, moja mama dzisiaj wraca,-Zarzuciłam plecak na ramie.-więc na razie nie przychodź do mnie ,okej?Przyjdę do lasu.

-Dobrze.To pa.-pożegnałam się idąc po lasu.

-Pa.

  Na Wiktorię nie czekałam długo.Wsiadłam do jej jeepa i przywitałam się z nią.Przez otwartą szybę słyszałam śpiew ptaków.Ale nie ćwierkanie tylko słowa i rytm.Czyli ptaki naprawdę śpiewają dosłownie.Bujałam głową w rytm wspaniałego śpiewu i uśmiechałam się.Ptaki fruwały ale wyglądały jakby tańczył na wietrze.

-Co Ci?-zapytała Wiki patrząca się na drogę.

-Ale co?-zapytałam udając, że nie wiem o co jej chodzi.

-Tak kiwasz tą głową.

-A nie mogę.-zapytałam śmiejąc się.

-Nie.-przyłączyła się do mnie śmiejąc się.

Mój przyjaciel wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz