Liam wkroczył dziarskim krokiem na szwedzkie lotnisko Stockholm Arlanda Airport. Z uśmiechem kłaniał się ludziom zaskoczonym na jego widok, machał dzieciom, które witały się z nim entuzjastycznie z pełnym oszołomieniem.
Uwielbiał to miasto. Bywał tu co kilka dni przez osiem miesięcy w roku i nadal mu się nie znudziło. Wręcz przeciwnie; zakochiwał się w nim coraz bardziej i już dawno obiecał sobie, że to właśnie w Sztokholmie zaszyje się na stare lata i po prostu w spokoju dokona żywota, osiągnąwszy wszystko, co mężczyzna taki jak on powinien osiągnąć.
Teraz jednak miał wrócić do swojego rodzinnego miasta w Anglii, Wolverhampton, które znał z kolei jak własną kieszeń i kochał nawet bardziej niż stolicę Szwecji. Wprawdzie miał być dopiero drugiego dnia świąt, jak to przekazał swojej mamie, ale przez nagłą chorobę jego współpracownika musiał wracać już teraz. Z początku był wprawdzie zawiedziony, ponieważ po raz pierwszy miał okazję na spędzenie Wigilii poza Wielką Brytanią. Wcześniej bowiem nigdy mu się to nie zdarzyło. Stwierdził jednak, że zrobienie niespodzianki rodzinie jest warte poświęcenia tego jednego dnia za granicą.
Po przejściu bardzo surowej kontroli Liam wreszcie mógł wejść do samolotu, do którego przeszedł przez rękaw.
- Witamy na pokładzie, Panie Payne - rzekła jedna ze stewardess z firmowym uśmiechem.
- Witam. - Liam skłonił się jej, po czym przywitał się tym gestem z trzema innymi stewardesami.
- Mam nadzieję, że nagła zmiana terminu wylotu nie pokrzyżowała Panu planów - rzekł mężczyzna, który właśnie się pojawił.
Liam odwrócił się prędko do niego i jego oczom ukazał się uśmiechnięty mężczyzna. Był od niego trochę młodszy i wyższy. Miał jasną, mleczną cerę, blond włosy, które wystawały spod czapki pilota i wydawały się prawie białe, i błękitne jak niebo oczy.
Payne od razu poznał swojego kolegę po fachu. Był to bowiem mężczyzna, z którym odbył swój pierwszy lot Airbusem. I nigdy w życiu nie przypuszczałby, że to wydarzenie może się jeszcze kiedyś powtórzyć.
- Dzień dobry, Robercie - rzekł, wyciągając dłoń w stronę mężczyzny. Który od razu uścisnął ją, serdecznie klepiąc Liama po ramieniu drugą ręką.
- Witaj, Liam - odparł Robert Peters. - Kopę lat! - zaśmiał się serdecznie. - Bardzo się cieszę, że lecimy dziś razem. Szefostwo nie mogło przydzielić nam lepszego kapitana. - Mrugnął do niego przyjacielsko, na co z kolei to Payne się zaśmiał.
- Zaraz zacznie się boarding - poinformowała ich stewardessa.
- Dziękuję, Vicky - odezwał się Peters. - Cóż, czas chyba siąść za stery poczciwego Airbusa A320, nie uważasz? - Uśmiechnął się szeroko.
- Racja, czas najwyższy - stwierdził Liam, więc obaj mężczyźni udali się wspólnie do kokpitu.
Zapowiadał się wspaniały lot.
~*~
Po przebudzeniu Louis wiedział tylko jedno; wstał o wiele za wcześnie niż mógłby sobie zażyczyć. Nie było jednak czasu na odsypianie ostatniej zarwanej nocy, którą spędził na przygotowywaniu wigilijnej gali w swojej firmie. Musiał wstać i znów wyruszyć czym prędzej do pracy.
Mężczyzna wyłączył prędko budzik, aby przynajmniej jego dziewczyna mogła się wyspać bardziej niż on. Kiedy jednak usłyszał szelest kołdry po drugiej stronie łóżka, zrozumiał, że i tak brutalnie wyrwał ją z Krainy Morfeusza.
- Louis... - mruknęła sennie Danielle, więc szatyn obrócił się w jej stronę i potarł nos o jej ciepły, miękki policzek, aby po chwili pocałować ją przeciągle w usta.
YOU ARE READING
That imperfect Christmas Eve ||1D
FanfictionCzasami po prostu nie można inaczej - trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i brnąć. Brnąć, choćby wydawało się to absurdalne, śmieszne, niewłaściwe. Bo w święta wszystko może się zdarzyć... nawet cud. ©xAgataOfficialx