14. Niall & Liam

66 9 2
                                    

Przez cały film Niall i Melania nie odezwali się do siebie ani słowem. Niall wprawdzie kilkakrotnie próbował wymyślić jakiś zajmujący temat do rozmów, jednak za każdym razem, gdy jakiś przychodził mu do głowy, po prostu brakło mu odwagi, żeby przerwać ciszę, która zalegała między nimi zupełnie tak jak smoła osadza się w płucach palacza.

Desperacko potrzebował jej dotyku, ciepła jej ciała, bicia jej serca tuż przy swoim, jej ciepłego oddechu na swoim policzku. I tych oczu. Tych piekielnie zimnych, błękitnych oczu, które wyglądały niczym wykute z lodu. Zawsze szeroko otwarte, jakby chłonęły jak najwięcej; zawsze przewiercające rozmówców na wylot, tak że robi im się aż nieswojo.

Kochał te oczy. Kochał jej blade lico, jej spierzchnięte wargi, jej drobną, wątłą posturę, jej smukłe dłonie, które zwykle są zbyt zimne, aby można to uznać za normalne. Kochał jej nieśmiałą część i kochał wszystkie wspomnienia, w których występowała - nie istotne, czy to podczas kłótni, czy w momentach, gdy otwierała się przed nim, gdy faktycznie mogli razem być.

Siedząc tak obok niej, prawie stykając się z nią ramionami, czując jej zapach, który przywodził na myśl coś zupełnie nowego, świeżego i jednocześnie był niczym powrót do domu, Niall powoli się roztapiał. Zupełnie, całkowicie roztapiał się w środku. Jeszcze nigdy nie doświadczył takiego uczucia, a nawet jeśli, na pewno nie z tak dużą intensywnością.

Na ułamek sekundy pozwolił sobie popatrzeć w jej stronę. Wpatrywała się intensywnie w ekran laptopa, ale blondynowi nie wydawało się, że ogląda. Wręcz przeciwnie - był pewien, że zachowuje czujność, dostrzega jego poczynania, ale je ignoruje. Bo go tu nie chce. Bo już dawno wybudowała między nimi mur, który był nie do przebicia.

Mimo wszystko napawał się jej obecnością jak tylko mógł, starając się jednak skupić na filmie na tyle, aby chociaż stwarzać pozory, że wcale bardziej nie zajmuje się Melanią niż rozgrywającą się na ekranie historią.

Wreszcie film się zakończył. Melania wstała z kanapy i wyłączyła laptopa, aby po chwili znów usiąść na kanapie obok Nialla i po prostu gapić się przed siebie.

Zapadła zupełna cisza. Bez dialogów, bez cichego szumu wentylatora w urządzeniu. Wydawałoby się, że nie jest ona zakłócana nawet myślami, przez co chłopakowi zrobiło się nieswojo i, mimo że zdążył się już ogrzać po długim pobycie na zewnątrz, po jego plecach przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz.

Nie chciał tak po prostu z nią siedzieć. Bardzo zależało mu na tym, aby coś się między nimi wydarzyło. Chciał wywołać uśmiech na jej twarzy, móc musnąć jej usta swoimi ustami, przytulić ją ciasno. A tymczasem oddzielała ich bariera obojętności.

Zaczął zastanawiać się, dlaczego go w ogóle wpuściła, skoro nie miała zamiaru z nim nawet rozmawiać. Fakt, zrobiła mu herbatę i okryła kocem, ale chyba nie sądziła, że go to zadowoli po tak długim czasie, prawda?

Niall westchnął. Nie, nie mogła tak sądzić.

Może nie do końca rozumiał jej tok myślenia i postępowanie, ale znał swoje zamiary wobec niej aż za dobrze, żeby móc je po prostu zignorować. Zdawał sobie sprawę, że nie może jej do niczego zmusić, zresztą nawet nie miał zamiaru. Zawsze był wobec niej delikatny, zawsze był przy niej wyciszony, spokojny, opanowany. Mogli razem szaleć, bawić się i wygłupiać, to oczywiste, ale te wszystkie swawole miały zupełnie inny wymiar niż z jego kumplami czy innymi dziewczynami. Czy były dojrzalsze? Na pewno nie. Czy mniej śmieszne? Też nie. Miały jednak w sobie coś zupełnie świeżego, niezwykłego.

Chciał do tego wrócić. Wręcz musiał coś zmienić w sytuacji między nimi. Nie był w stanie tak dłużej siedzieć; miał do wyboru albo wyjść i się poddać, albo zostać i walczyć. Logicznym więc było, iż wybrał drugą opcję.

That imperfect Christmas Eve ||1DWhere stories live. Discover now