15. Harry, Louis & Freddie

69 8 0
                                    

Jakieś czterdzieści minut po tym, jak Louis zgarnął Harry'ego z ulicy, mężczyźni byli już na obrzeżach Sheffield. Droga bowiem z każdą milą robiła się coraz bardziej przejezdna, a warunki atmosferyczne o wiele lepsze niż w okolicach Manchesteru, co było nader zaskakujące, zważając na to, iż Sheffield i Manchester wcale nie znajdują się tak daleko od siebie.

- Musimy zatankować - stwierdził Lou, gdy już zaczęły się zabudowania. - Niedaleko dworca autobusowego w Sheffield znajduje się stacja benzynowa. - Chrząknął krótko. - A później podwiozę cię tuż pod drzwi dworca, co ty na to?

Harry nie mógł zaoponować, więc niemalże jeszcze podczas wypowiedzi Lou kiwnął głową, mimo iż zdawał sobie sprawę, że mężczyzna zatankowałby nawet i bez jego aprobaty.

Niedługo potem zjechali w lewo na stację benzynową. Louis niezwłocznie podjechał do dystrybutora benzyny, przy którym obaj mężczyźni wysiedli prędko.

- Idę do toalety - rzekł Harry. - Zapłacić za tankowanie?

Louis pokręcił przecząco głową.

- Zajmę się tym - stwierdził, więc długowłosy szatyn skinął po prostu głową i ruszył w stronę wejścia do stacji, chowając swoje ręce do kieszeni.

Harry wszedł do środka, na co kasjerka oczywiście podniosła głowę. Przez chwilę przyglądała mu się spod przymrużonych powiek, więc prędko przyspieszył kroku i wszedł do męskiej toalety. Sprawdził, czy nikogo nie ma w kabinach, a widząc, że jest zupełnie sam, podszedł do pisuaru, aby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Następnie ruszył do umywalki, aby umyć ręce. Odkręcił kran i zaczął w skupieniu mydlić ręce bananową pianką. Westchnął krótko nad własnym losem, po czym spojrzał w lustro. I zupełnie zamarł.

Nie wyglądał jak on. Kiedyś z lustra spozierał na niego zupełnie inny człowiek; pewny siebie, dobrze wyglądający, otwarty, ale tajemniczy, z oczami przepełnionymi energią do działań, których nikt się nie spodziewał.

A teraz?

Teraz był zupełnie wyrzuty z emocji. Zielone oczy nabrały jakiejś takiej pokory w stosunku do życia, na ustach już nie znajdował się półuśmiech i nawet gdy Harry spróbował to naprawić, szczerząc się do lustra, rozpogodzona twarz sprawiała dość marne wrażenie. Wyglądał o wiele poważniej niż wcześniej, choć włosy miał tak długie, że dodawały mu swego rodzaju niedojrzały wygląd hipstera. 

Odetchnął powoli i szybko schylił głowę, aby ochlapać swoją twarz zimną wodą. Westchnął cicho, po czym podszedł do maszyny z papierem do wycierania rąk. Podłożył dłoń pod czujnik, dzięki czemu kawałek ręcznika wysunął się automatycznie. Harry urwał go i wytarł powoli swoje dłonie i buzię, po czym opuścił łazienkę.

Chciał niepostrzeżenie wyjść ze stacji benzynowej i po prostu kontynuować podróż z Louisem w stronę dworca w Sheffield. Ale w połowie drogi do automatycznych drzwi przystanął, widząc na jednej z półek kwiaty, w tym kilka bukietów tulipanów.

Harry nie miał pojęcia, skąd na stacji benzynowej wzięły się tulipany i to w środku zimy, ale był rad, że je zauważył. Prędko wziął najładniejszy bukiet i podszedł do kasy.

- Dobry wieczór - powiedział z delikatnym uśmiechem. - Poproszę ten bukiet.

Kobieta bacznie popatrzyła na Stylesa, który nadal starał się uśmiechać, i zeskanowała kod kreskowy znajdujący się na przezroczystej folii.

- To będzie sześć funtów - stwierdziła krótko, ciągle utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Spojrzał na nią przelotnie, uśmiechając się nerwowo, po czym wygrzebał z kieszeni trochę drobniaków, które położył na ladzie. Kobieta spojrzała na nie, później na Harry'ego, aby następnie otworzyć kasę, zgarnąć pieniądze jednym, śmiałym ruchem i schować w odpowiednich przegródkach. Następnie zamknęła kasę i podała mu paragon.

That imperfect Christmas Eve ||1DWhere stories live. Discover now