Pogoda z minuty na minutę robiła się coraz gorsza. Niebo już całkowicie zasnuły ciemne, ciężkie chmury, wzmógł się dziki wiatr, świszczący niebezpiecznie między drzewami w opustoszałym, ciemnym lesie, przez który Harry próbował przebrnąć już od ponad pół godziny. Nie miał jednak pojęcia skąd ani dokąd idzie, nie miał pojęcia, jak daleko zabrnął od jakiejkolwiek cywilizacji, ani czy zaraz nie będzie się musiał zmierzyć z policjantami. Bał się, że nadal depczą mu po piętach, niebezpiecznie blisko, toteż co chwilę rozglądał się tak na wszelki wypadek.
Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to twierdziła jego mama. I mimo że sam jeszcze kilka lat temu lekceważył te słowa, teraz był skłonny się z nimi zgodzić.
Zwłaszcza po zdradzie dziewczyny, co dotknęło go do żywego.
Harry doskonale pamiętał, dlaczego się w niej zakochał. Było to tak gwałtowne doznanie, tak wielkie przeżycie, które diametralnie zmieniło większą część jego życia, że aż ciężko byłoby to zignorować.
Po raz pierwszy spotkali się na targach staroci. Harry uwielbiał tam chodzić, zawsze znajdował tam rzecz z niepowtarzalnym charakterem, która przykuwała jego uwagę na o wiele dłużej niż można by to uznać za normalne. Uwielbiał sobie wyobrażać, do kogo wcześniej należały te rzeczy, czego były świadkami, ilu słuchały żartów, ile widziały pocałunków, ile razy rzucono nimi podczas burzliwej kłótni.
Tego pamiętnego dnia, gdy się poznali, Harry przyglądał się właśnie obrazom przy stoisku malarskim. Tak się zapatrzył na jeden z nich przedstawiający czarnego ogiera zatrzymanego na obrazie w momencie pędu, że aż nie zauważył, gdy ona pojawiła się niedaleko od niego. Mężczyzna dostrzegł ją dopiero wtedy, gdy zamknęła z hukiem szkicownik i schowała ołówek, po czym zerknęła na niego z uśmiechem i ruszyła dalej.
Przez chwilę stał jak wryty, starając się zrozumieć, co się stało. Był sparaliżowany, bowiem nigdy wcześniej nie został namacalnie przyłapany na tak intymnym momencie, gdy zatracał się we własnym, prywatnym świecie, ukazując romantyczną część swej duszy. Dopiero po chwili ruszył za nią, obserwując jej bujające się włosy i żółtą kurtkę przeciwdeszczową.
- Hej... - zaczął, dogoniwszy ją. Ona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, które oprócz zaskoczenia wyrażały również pewność siebie. - Czy... - Obrócił się w stronę, gdzie przed chwilą stał, po czym z powrotem popatrzył w oczy dziewczyny. - Czy ty mnie narysowałaś?
Wyglądała na wyraźnie zażenowaną. Mocniej przycisnęła szkicownik do piersi, jakby chciała go osłonić przed jakimiś destrukcyjnymi działaniami ze strony Harry'ego. Następnie pokiwała powoli głową i zacmokała.
- To źle? - spytała.
Nie miał na to odpowiedzi, znów został zbity z tropu. Wydawała mu się jedną wielką, pociągającą i zaskakująco atrakcyjną zagadką. Nigdy wcześniej ani później nie spotkał bowiem tak bezczelnej, władczej, pewnej siebie i ciężkiej do zrozumienia osoby, przy której jego fenomenalny zmysł obserwacji i znajomość ludzkich zachowań były kompletnie bezużyteczne. Rozbroiła go już na początku, przejmując nad nim kontrolę.
- Nie... - rzekł powoli. - Chciałem tylko zapytać, czy mogę zobaczyć twoje dzieło.
Teraz to ona zdziwiła się wyraźnie. Przez chwilę przygryzała z namysłem wargę, szturchana przez przeciskających się obok niej ludzi, po czym wreszcie poluzowała uścisk na szkicowniku i powoli go otworzyła na jakimś rysunku.
Harry aż oniemiał, gdy zobaczył jej prace. Były bezbłędne, urokliwe. Każde pociągnięcie ołówka wydawało się być osobnym arcydziełem, które wspólnie tworzyły piękne srebrzystoszare konkretne szkice. I gdy tak pobieżnie mógł spojrzeć na niektóre jej rysunki, gdy ona wertowała w pośpiechu kartki, nagle poczuł się, jakby znał ją od zawsze, jakby spotkał starą znajomą.
YOU ARE READING
That imperfect Christmas Eve ||1D
FanfictionCzasami po prostu nie można inaczej - trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i brnąć. Brnąć, choćby wydawało się to absurdalne, śmieszne, niewłaściwe. Bo w święta wszystko może się zdarzyć... nawet cud. ©xAgataOfficialx