5. Niall

93 12 0
                                    

Zapadła grobowa cisza. I Melania, bo tak miała na imię owa blondynka o zbyt jasnej cerze, i Niall nie byli w stanie się odezwać. Napięcie było między nimi tak mocne, że chłopakowi ciężko było sklecić choćby najkrótsze zdanie. Ba, ciężko było mu nawet zebrać myśli, aby jako tako wybrnąć z sytuacji. Zupełnie zapomniał języka w gębie, pogubił się. Świat zaczął wirować, aby zaraz zniknąć, stać się niewyraźną plamą. A ona stała przed nim zupełnie stabilnie, z rozdziawioną buzią i tym przerażonym spojrzeniem smutnych, pustych oczu.

Jego pierwsza miłość. Pierwsza osoba, o którą naprawdę chciał się troszczyć, pierwsza osoba, którą zawiódł dokumentnie. Stała przed nim. Ot tak.

Nawet dzieciaki dostrzegły to dziwne napięcie. Wszystkie bowiem stały cierpliwie w zupełnej ciszy, zaciskając wąziutko usta i wyczekując jakiegoś rozwoju wydarzeń, który mógłby im pozwolić na powrót do normalnego, bożonarodzeniowego klimatu. Ale Niall tego nie zauważał, nadal starając się dojść do ładu z samym sobą.

Jak można zacząć rozmowę z osobą taką jak ona; zranioną, smutną i może nawet odrobinę wściekłą? Jak się z nią przywitać? Co jej powiedzieć? Czy w ogóle się odzywać? Niall nie miał pojęcia. Nigdy wcześniej nie znalazł się bowiem w takiej sytuacji.

Co można powiedzieć swojej pierwszej prawdziwej miłości osłanianej własną piersią przed innymi naśmiewającymi się z niej osobami, aby w jeden jedyny najważniejszy wieczór w życiu licealistki, kiedy każda z nich może poczuć się niczym księżniczka, wystawić ją na pośmiewisko?

Cisza już dawno stała się nie do zniesienia, dźwięczała w uszach, była nieprzyjemnym kontrastem do szalonej gonitwy myśli i dudniącego bicia serca blondyna. Z tego wszystkiego Horan już prawie zapomniał, jak brzmi dźwięk ludzkiego głosu, toteż gdy odważny czterolatek Andrew odezwał się słodkim dziecięcym głosikiem przepełnionym tą charakterystyczną naiwnością, mężczyzna prawie dostał zawału.

- Wesołych świąt! - zawołał chłopiec. Melania przeniosła więc na niego swoje spojrzenie. Zamrugała kilkakrotnie, w zarodku zdusiła słowa, jakie chciała wypowiedzieć, przez co wydostały się z jej uchylonych ust jako krótki, urwany pomruk. Później chrząknęła, zamknęła usta i ponownie objęła się ramionami.

- Umm... - Niall podrapał się po karku, po czym spojrzał na dzieciaki. - Słuchajcie, idźcie do kolejnego domu, co? Zaśpiewajcie coś a capella, mamy kilka takich na liście. - Wziął śpiewnik od Emmy i przewertował kilka kartek. - O, tutaj. - Wskazał drżącym palcem odpowiednią piosenkę, na co dziewczynka skinęła głową.

Wszystkie dzieci ruszyły wspólnie w stronę kolejnego budynku, wciąż drepcząc blisko siebie niczym pingwinki, aby po chwili stanąć przed drzwiami obok i zacząć śpiewać nieco nierówno, co starały się zrekompensować głośnością.

Mimo że teraz Niall mógł porozmawiać z Melanią praktycznie bez świadków, nadal nie był w stanie zadecydować, co jej powiedzieć. Nie miał bladego pojęcia, jak po kilku latach dziewczyna zareaguje na jego słowa. Wprawdzie gdy po raz pierwszy się ze sobą zetknęli, wpadłszy na siebie przed lekcjami, i Niall zapytał ją o położenie sali z języka hiszpańskiego, ta odpowiedziała tak szybko i niewyraźnie, że nie zdołał nic zrozumieć, co świadczyło o jej chorobliwej wręcz nieśmiałości. Blondyn nie mógł jednak poprosić jej wtedy, aby powtórzyła, bowiem od razu odwróciła się na pięcie i odeszła, wbijając wzrok w podłogę. Pamiętał ten dzień doskonale. To był ósmy raz, gdy jego noga stanęła w tej szkole po przeprowadzce z Mullingar położonego mniej więcej w centralnej Irlandii.

Teraz na jego słowa mogła zareagować dynamicznie. W końcu ludzie się zmieniają; tacy głupi jak on dojrzewają, a tacy wrażliwi jak ona stają się gruboskórni i obojętni na jakiekolwiek czynniki i ludzi niszczących im życie. Dlatego też miał ochotę się spoliczkować, gdy z jego ust wydostało się zbyt pogodne, żałosne powitanie:

That imperfect Christmas Eve ||1DWhere stories live. Discover now