1.

1K 34 7
                                    

Wigilią. Perspektywa spędzenia jej samotnie nie była taka zła. Jednak nie miałam na co liczyć, przyjaźniąc się z Riley Mathews. Ona nie mogła na to pozwolić.  I tak o to siedziałam w salonie u Mathews'ów z zawieszony na szyi łańcuchem na choinkę. Mathews'owie są dla mnie jak rodzina. I wiem, że oni traktują mnie tak samo. Ale wolałabym spędzić ta wigilię w samotności.  Albo w knajpie, w której pracuje mama. Chociaż ona nie lubi jak tam przesiaduje. Ale co na to poradzić. Mogłam spędzić święta z Lucas'em. Ale jesteśmy ze sobą tylko trzy miesiące, więc tak głupio. Dlatego czekały mnie kolejne święta z Mathews'ami. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Nim ktokolwiek się ruszył, d rozwiązania stanęły otworem i do środka wparowali dziadkowie Rils. Auggie niezmiernie ucieszył się na ich widok. Jak zawsze. Starszy pan Mathews rozejrzał się po salonie.
-Kiedy ja ostatni raz miałem dzieciaki w domu?- zaśmiał się. Jak my wszyscy.
-Dzisiaj rano tato.- do salonu z walizkach wszedł nie kto inny jak Joshua Mathews. Obiekt moich westchnień od kadry skończyłam 5 lat. Myślałam, że skoro jestem z Lucas'em to mi przeszło.  Myliłam się. Gdy tylko go zobaczyłam wszystko wróciło.  Pieprzone wspomnienie nasze pieprzonego pocałunku z przed 2 lat. Ale nie zamierzałam dać nic po sobie poznać. Mieliśmy zapomnieć.  Niech myśli, że właśnie tak się stało.
-Wujek Josh!- Rils uściskała chłopaka. Postanowiłam pójść w jej ślady. Niech myśli, że zwariowałam. Nie będzie się to bardzo miało z prawdą. Wstałam z kanapy i gdy tylko moja przyjaciółka odkleiła się od swojego wujka...
-Wujek Josh!- wręcz rzuciłam się na niego.
-Maya...- był w szoku.- Ale ja nie jestem twoim wujkiem.
-Tak, wiem.- przyznałam odrywając się od niego.- Ale przecież jesteś 3 lata starszy. A per pan, nie zamierzam się do ciebie zwracać.
-No tak.- westchnął przyglądając się mi uważnie.- Wyrosłaś. I wyładniałaś.
-To również wiem.- zarzuciłam włosami i wróciłam na swoje miejsce.
-Brawo.- pochwaliła mnie Rils.- Jestem dumna.
-Dzieciaki do stołu.- zarządziła pani Topanga. Zajęliśmy swoje miejsca. Jedyne wolne zostało obok mnie. I tam właśnie usiadł Josh. Zapowiadał się milutkiego wieczór...
***
Po tradycyjnym śpiewaniu kolęd mogliśmy porozchodzić się do pokoi. Czas gdy Rils pomagała sprzątać poświęciłam na rozmowę ze swoim chłopakiem.
L: I jak tam kochanie?
M: Nie jest źle. Ale wolałabym spędzić ten czas z tobą. Mogłeś nie wyjeżdżać do tego cholernego Texasu.
L: Uwierz, że też żałuję. Chcą żebym wziął udział w Bollu.
M: Nawet się nie waż. Wiesz co o tym myślę.
L: Wiem i robię wszystko, żeby jednak tego uniknąć. Ale to nie takie proste...
-Cześć Lucas!- do pokoju weszła Riley.
L: Pozdrów Rils.
-Lucas pozdrawia.- zwróciłam się do przyjaciółki.
-Wzajemnie!- zawołała.- Już wam nie przeszkadzam.
M: Wracając do tematu... Nie ma opcji, żebyś brał w tym udział.
L: Spokojnie. Wiesz, że nerwy ci nie służą.
M: Obiecaj, że nie weźmiesz w tym udziału.
L: Maya...
M: Lucas Obiecaj!
L: Dobrze. Obiecuję. Maju muszę już kończyć. Odezwę się jutro.
M: Dobrze. Pa.
L: Papa.
Rozłączyłam się. Mój dobry nastrój pękł niczym bańka mydlana. Miałam nadzieję, że dotrzyma słowa. Głupi Boll. Już zapomniał jak w wakacje się to dla niego skończyło? Zapomniał jak to przeżywałam mimo, że nie byliśmy ze sobą? N ie podobało mi się to.
-I co tam u Lucas'a?- wróciła Riley przebrana już w piżamę.
-Chcą by wziął udział w Bollu.- westchnęłam wyjmując piżamę z szuflady.
-A tobie się to nie podoba.- nic przed nią nie potrafiłam ukryć.
-Owszem.- przyznałam.- Idę pod prysznic.
Opuściłam pokój. Masakra. Dzień nie był zły.  Ale z niewiadomych przyczyn czułam się okropnie zmęczona. Miałam ochotę na gorący prysznic i pójście spać. Nic po za tym. Cieszyłam się, że t en dzień dobiega końca...

I don't know...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz