12.

359 21 8
                                    

O czym on do mnie mówił? Przepraszał mnie. Ale za co? Jedyne czym mi chwilowo zawinił to tylko to spóźnienie.  Nie do końca ogarniałam co się właściwie dzieje. Pocałował mnie. I przeprosił.  Może właśnie za ten pocałunek? T o by w sumie miało sens. Ale przecież już nie mam chłopaka.  Już nie ma za co przepraszać. Przynajmniej nie ma żadnego powodu o którym mi wiadomo. Z resztą nie jesteśmy ze sobą.  A to tym bardziej nie zobowiązuje go do Przepraszania mnie za co kolwiek. No kurde. Co z nim jest nie tak? A może to ze mną jest coś nie tak?
-O co tobie właściwie chodzi?- odepchnęłam jego ręce.- Za co ty mnie przepraszasz?
-Za to co zrobiłem.- odpowiedział jakby to była oczywista oczywistość, przynajmniej dla niego.- I za to czego nie zdążę zrobić a powinienem. A przede wszystkim za to co zamierzam zrobić.
-Josh do cholery!- wydarłam się na niego.- Mów do mnie normalnie! Nic nie rozumiem!
-Maya ja wyjeżdżam...- Miałam wrażenie, jakby wszystko waliło mi się na głowę. Oparłam na łóżko.  Nic nie czułam. Kręciło mi się w głowie.  Ostatni raz tak miałam, g dy pierwszy raz miałam w dłoni pistolet. Ale teraz to nie było wywołane adrenaliną. Tylko czymś zupełnie innym. Czymś co mnie przerażało. Chociaż nie wiedziałam dlaczego.
-Maya?- przykucnął przede mną i chwycił mnie za dłonie.- Wszystko w porządku?
-Powiedz, że nie wpakowałeś się w żadne guwno.- czułam, że trafiłam.  Chociaż sama nie wiem skąd w ogóle miałam takie przeczucie. Może dlatego, że w brew pozorom tak bardzo byliśmy do siebie podobni? A może z innego powodu. Ciężko mi było powiedzieć.
-Przepraszam Mayu.- ucałował moje obie dłonie.- Chciałbym tak powiedzieć. Ale byłoby to kłamstwo.
-Powiedz mi o co chodzi.- czułam się jak nie ja. Jeszcze przed chwilą byłam na niego wściekła.  Teraz bałam się jak cholera. To było tak bardzo nie w porządku.  Nie potrafiłam jednoznacznie określić moich uczuć do niego.
-Mayu przykro mi, ale nie mogę.- no chyba go zaraz udusze.- Nie chcę Cię narażać.  Ani w to mieszać.  Proszę Cię tylko, żebyś uważała na siebie. Mayu Penelope Hart, proszę obiecaj mi, że będziesz miała się na baczności.
-Kiedy znowu przyjedziesz?- Chciałam z niego wyciągnąć ile tylko się da.- I kto jeszcze wie, że wyjeżdżasz.
-Nie wiem.- widziałam żal w jego patrzałkach.- Tylko ty. Reszta się dowie jak juz będę daleko.
-Dlaczego akurat ja?- nadal byłam nie co otempiała.
-Bo ci ufam.- przycisnął policzek do moich dłoni.- Tak bardzo będzie mi ciebie brakować.  Uważaj proszę na siebie. Na mnie już pora. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Pocałował mnie w policzek i wyszedł tak jak wszedł. Dopadłam do okna. Widziałam jak zbiega po schodach i wsiada do jakiegoś auta, które czekało na dole. Nie obejrzał się ani razu. Może było to dla niego tak samo trudne jak dla mnie. Ale i tak bolało. Bardzo bolało. Odwróciłam się plecami do okna i osunęłam na podłogę.  Czułam dziwną pustkę i smutek. Sama siebie nie rozumiałam.  To było dziwne. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałam co czuję.  A co gorsze nie wiedziałam co myśleć.  Czułam się zagubiona.  Zdezorientowana. Nienawidziłam tego uczucia. Nigdy nie potrafiłam sobie z nim poradzić.  I miałam skrytą nadzieję, że udało mi się go wyzbyć.  Jednak osobnik znany jako Joshua Mathews udowodnił mi, że  się myliłam.  I to bardzo się myliłam.  A teraz musiałam sobie jakoś z tym poradzić.  I to sama. Nie mogłam się wyżalić Riley. Nie mówiąc już o Lucas'ie czy Farkle'u. Po za tym nie byłam typem dziewczyny użalającej się nad sobą. Gdybym była, n ie przetrwała bym na tym świecie nawet chwili. Mimo tego co się działo w mojej głowie. .. Nie mówiąc już o sercu. Nie zamierzałam siedzieć z założonymi rękoma. Jeżeli myślał, że tak to zostawię, t o się grubo mylił.  Nie tylko on miał swoje sekrety. Ja również nie byłam święta.  I wiedziałam doskonale gdzie szukać wsparcia w takiej sytuacji. I już teraz miałam zamiar przystąpić do działania. ..

I don't know...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz