7.

530 35 5
                                    

*Oczami Josh'a*
Maya była już nieźle wcięta. Mary jeszcze się jakoś trzymała.  Ale nie wiele jej brakowało.  I to zaczynało mi się co raz mniej podobać. I to nie dlatego, że obie po mnie jechały.  To akurat najmniejszy problem. A dla świętego spokoju, najłatwiej było im poprostu przytakiwać. Przecież nie będę się kłócić z dwiema pijanym blondynami. Z czego jedną musiałem jakoś dostarczyć do domu. A drugą nie co ogarnąć przed powrotem mojego brata. Co nie będzie łatwe.  Poprostu cudowny Sylwester.  Będę musiał podziękować mojej bratanicy. To miał być miło spędzony wieczór.  A wyszło jak wyszło. I zamiast się bawić,  zamartwiałem się. Ale co na to poradzić. Musiałem zagryźć zęby i ogarnąć ten bałagan. Nikt tego za mnie nie zrobi...
-Nie wiem jak wy, ale ja się przenoszę gdzie indziej.- stwierdziła nagle Mary zbierając swoje rzeczy.- Chcę mi się tańczyć.
-Ja się na to piszę.- Maya chciała wstać z kanapy. Ale i tak ponownie na niej wylądowała.
-Hart zapomnij, zostajesz.- mój głos nie znosił sprzeciwu.- Mary zamówić ci taksówkę?
-Spokojnie Mathews.- starsza blondi nie miała problemu z utrzymaniem pionu.- Jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę.
-No dobrze.- westchnąłem z ulgą, że chociaż jeden ''problem'' mi odpadł.  Tyle dobrego. Mogłem się skupić na ledwo żywej Hart. Odprowadziłem znajomą i wróciłem do zadanej w trupa małolaty. No dobra. Już nie małolaty. Pięknej młodej kobiety. Naprawdę pięknej.
-Nie gap się tak.- rzuciła we mnie poduszką.- Wiem, że wyglądam jak siedem nieszczęść.  Nie musisz mi tego uświadamiać.  Najlepiej Odejdź i daj mi spać.
-Nie pozwolę ci spać w salonie.- Nie mogłem się przestać uśmiechać jak idiota, chociaż sytuacja raczej powinna mnie martwić.- Topanga i Cory wrócą dopiero za dwa dni. Śpisz w ich sypialni.
-Jak myślisz, że t am przejdę, to się grubo mylisz.- schowała głowę w poduszkę.  Co było równoznaczne ze stwierdzeniem: zanieść nie albo daj mi spać. I do tego nie wierzyła, iż zrealizuje pierwszą opcję. Podszedłem do niej, przewróciłem ją na plecy i wziąłem na ręce.  Odruchowo objęła mnie za szyję i wtuliła głowę w moje ramię. Wyglądała tak niewinnie. Pewnie nie jeden typ by wykorzystał to w jakim jest stanie. Ciśnienie mi się podnosiło na samą mysl. Cieszyłem się, że j ednak była w tej chwili przy mnie. Że to przy mnie doprowadziła się do takiego stanu. To świadczyło o zaufaniu, którym mnie dążyła. Mimo, że nigdy by się do tego nie przyznała. Ale ja też w prost bym się nie przyznał do tego jak na mnie działa. I jak bardzo się o nią martwię. Nawet opcji takiej nie ma. Ułożyłem ją na łóżku brata i szwagierki. I od razu chciałem odejść.  Jednak Maya chwyciła mnie za rękę.
-Kładź się i przykry nas.- rozkazała mi na wpół żywa.
-To nie jest dobry pomysł.- powiedziałem spokojnie okrywając ja kołdrą.
-Mathews nie bredź, tylko się kładź w tej chwili.- mi się wydawało, czy ona się za chwilę popłacze? Nie podobała mi się ta opcja. Nie chciałem, żeby płakała.  Nie przy mnie. Nie przeze mnie. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie potrafił bym. Dlatego czym prędzej położyłem się za jej plecami, przykrywając się.  I mocno ją do siebie przytulając.
-Teraz lepiej?- zapytałem łagodnie.
-Bliżej.- jej głosik wyrażał prośbę. Którą bez wahania spełniłem. Przysunąłem się do niej najbliżej jak to możliwe i jeszcze mocniej ją przytuliłem.
-A teraz maleńka?- wiedziałem, że nie lubi, gdy ją tak nazywam. Ale nie potrafiłem się oprzeć. Była w tej chwili taka krucha i delikatna. Tak bardzo chciałem ją chronić przed wszelkim złem tego świata.  Nawet przed sobą samym. Gdyby mi tylko na to pozwoliła... Jej oddech był taki spokojny i głęboki.  Ale odpowiedzi nie uzyskałem. Albo nie usłyszałem.  A Hart najwyraźniej spała w najlepsze w moich ramionach. I to był kolejny dowód jej zaufania...

I don't know...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz