10.

385 19 0
                                    

Dni mijały.  Pora wrócić do szkoły.  I do normalnego życia. Jeśli chodzi o Josh'a... Nic nie uległo jak narazie zmianie. No prawie nic. Jakby troszkę mniej mnie wkurzał. I zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Nie jak para. Ale bardziej na stopie przyjacielskiej. Według Rils to był dobry początek.  I też tak myślałam. Tak było łatwiej.  Bez żadnych obietnic. Poprostu budowanie zaufania i milo spędzony czas. Żadnych deklaracji czy wyznawania  uczuć. Mogłam być spokojna. Chociaż im częściej zostawiliśmy sami, tym częściej marzyłam by ponownie poczuć jego usta. To było najgorsze. Tego najbardziej się bałam.  I tego nie chciałam.  Tak jak kilku innych rzeczy. Jak na przykład szybciej bijące serce gdy był blisko. Ciarki gdy przypadkiem mnie dotknął. Czy przyspieszony oddech gdy na chwilę jego twarz znalazła się zbyt blisko mojej. Nigdy wcześniej tak nie miałam.  I przerażało mnie to. Czułam się przez to jak chora. I chciałam się od tego uwolnić. A szkoła to idealny pretekst. Zamiast całego dnia będzie tylko popołudnie. Albo nawet nie. Bo przecież nie mogę zaniedbać szkoły.  Trzeba się uczyć i w ogóle. Gdy dotarłyśmy z Rils do szkoły chłopcy już tam byli.
-Hej.- z przyzwyczajenia pocałowałam Lucas'a w policzek. A Farkle'a uściskałam.
-No cześć.- Friar wyglądał na lekko zmieszanego. Ale nie skomentował mojego zachowania. I bardzo dobrze.
-Co mamy pierwsze?- otworzyłam swoją szafkę.
-Oczywiście historię.- odpowiedziała mi Rils.- A po tym artystyczne i wf.
-Dzięki. - wzięłam odpowiednie zeszyty i poszliśmy do klasy. Oczywiście zajęliśmy swoje stałe miejsca. Czyli Lucas siedział za mną.  Cały czas czułam jego wzrok na moich plecach...

*Josh*

Maya była w szkole. A ja nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić.  Zbyt łatwo się do wszystkiego przyzwyczajałem. Zwłaszcza do przyjemności jakimi było spędzanie czasu z Hart. Ta blondynka działała na mnie jak nikt inny. I gdy nie było jej obok nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Była dla mnie bardzo ważna.  Jak żadna inna. Nie wiem czy nie ważniejsza nawet od Riley. I wiedziałem, że nic już na to nie poradzę.  Po śniadaniu, które jadłem sam wyszedłem na miasto. Musiałem jakoś zabić czas do powrotu bratanicy i diablicy. Tyle że nie miałem żadnego pomysłu jak to zrobić.  Mogłem iść do ich szkoły.  Ale w tedy Cory by mnie chyba zjadł. Mogłem iść do Topanga's ale szwagierka zaraz by mnie zagoniła do pracy. A naprawdę nie miałem ochoty na bycie miłym i kulturalnym dla obcych. Czyli zostało jedynie bezcelowe szwendanie się po mieście.  Cudownie... Z rozmyślania wyrwał mnie mój własny telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.  Dominic. Odebrałem bez zastanowienia.
J: Co jest?
D: Potrzebuje wsparcia.
J: Aktualnie jestem w Nowym Jorku. I nie mam pojęcia kiedy wrócę.
D: To się nawet dobrze składa.
J: Jaśniej Dom.
D: Mógłbyś ściągnąć opłatę z jednego typa. Wisi mi sporo hajsu za części.
J: Myślałem, że masz to już ogarnięte.
D: Uwierz chciałbym mieć.  Ale to nie takie łatwe. Czyżbyś zapomniał jak to jest?
J: Takich rzeczy się nie zapomina. Co to za jeden?
D: Farkle Minkus.
J: że co?! Powiedz, że żartujesz. To nie może być Minkus.
D: Wiesz, że nigdy nie żartuję w takich sprawach. Co z typem nie tak?
J: To chłopak mojej bratanicy. I chyba najmądrzejszy typ jakiego w życie poznałem.  Nie bawiłby się w czarny rynek.
D: Potrzebował części na już.  I to takich jakich legalnie nie dostanie. A skoro twierdzisz, że jest mądrym chłopcem to mam nadzieję, że szybko odzykam kasę.
J: Ogarnę to jakoś.  Do jutra będziesz miał swój hajs. Jedno małe ale... Nie rób więcej interesów z tym dzieciakiem.
D: Masz to jak w banku. Nie płaci na czas.
J: No tak. Narazie.
D: Postaraj się.
Schowalam komórkę.  No super. Czegoś takiego bym się nie spodziewał po Minkusie.  Trzeba go z tego wyciągnąć za nim w pakuje się w jeszcze większe guwno...

I don't know...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz