17.

242 15 5
                                    

*Josh*

Co ten palant tutaj robił?! Nick Mathews. Mój pieprzony kuzyn.  Nienawidziłem go najbardziej na świecie. Przy nim każda mafia z jaką miałem do czynienia to malutki pikuś. Gdy go zobaczyłem automatycznie podskoczyło mi ciśnienie. Miałem ochotę go zabić.  Spytać ie dlaczego? A no dlatego, że od dziecka odbierał mi to na czym mi najbardziej zależało.  Mayę też próbował.  I w tedy z nienawidziłem go już całkowicie. Mimo, że to mu się nie udało.  Ale skąd mogłem wiedzieć czy nie spróbuje ponownie. I czy tym razem nie osiągnie swego celu? Co do tego nie mogłem mieć pewności. I to najbardziej bolało.  Zwłaszcza, że nie wszystko między mną i Mayą było na chwilę obecną jasne. Nie licząc wściekłości, w tej chwili czułem się jeszcze bardziej zmieszany niż przez ostatnie trzy tygodnie. Bo skąd on mógł cokolwiek wiedzieć o Hart? T o nie było normalne. I martwiło mnie. Czyżbym o czymś jeszcze związanym z nią nie wiedział? C zyzby coś jeszcze ukrywała? N o dobra. Napewno ukrywała jeszcze wiele rzeczy. W końcu to Maya Hart. Ale wątpiłem... A raczej chciałem wierzyć, że ten idiota Nicolas nie ma z tym nic wspólnego.  Niestety co do tego również nie mogłem mieć żadnej pewności. Powoli to wszystko zaczynało mnie przerastać.
-Nico, brachu.- Vince przywitał się z moim kuzynem jakby był jednym z nas.- Co to się stało, że z nowu się widzimy? Miałeś być w Rio de Janeiro.
-I byłem.- kretyn wzruszył ramionami i rozsiadł się na kanapie.- Wróciłem, bo ptaszki mi wyćwierkały, że nasza droga Hart znowu ma kłopoty. Ale nie spodziewałem się tutaj ciebie kuzynie.
-Zacznijmy od tego, że Maya nie jest twoja.- z nerwów zaciskałem zęby- I nigdy nie będzie.  A tak w ogóle to nie twój interes co się dzieje. No i przede wszystkim ty nic o niej nie wiesz.
-Zluzuj majty stary.- jego to wszystko bawiło.- Vince on nie ma o niczym bladego pojęcia, prawda?
-Zgadza się.- O czym niby nie miałem pojęcia.- Wiesz jaka jest Młoda. Nie lubi mówić o sobie. A my przecież nie będziemy się wtrącać.
-Cześć chłopcy!- do domu weszła nasza cudowna Mia.- O! Nick, a co ty tutaj robisz?
-Ciebie też miło zobaczyć Mia.- debil uściskał dziewczynę.- A jak myślisz co mogę tutaj robić?
-No tak.- westchnęła włoszka.- Tam gdzie kłopoty, tam Nicolas Mathews.
-Halo?- miałem już dość.- Czy ktoś mi wyjaśni co się dzieje? Włącznie z tym skąd ten kretyn was wszystkich znajomych?
-Spokojnie kuzynie.- miałem ochotę zetrzeć mu z twarzy ten jego kretyński uśmieszek.
-No tak.- westchnęła Mia.- Nico jest jednym z nas. Dołączył do nas w tym samym czasie co Maya. No i byli naprawdę zgranym dietę.  A od kąd wyjechał, wracał za każdym razem, gdy Hart wpakowała się w jakieś kłopoty.  Od cała filozofia.
-A teraz Blonde Beuty znowu ma kłopoty, więc jestem.- podsumował Nicolas.
-Nie mów tak na nią.- wycedziłem.
-A to dlaczego?- ewidentnie się ze mną drażnił. Nie chciałem dać się wciągnąć w tę grę.  Ale było już za późno.  Miał mnie w garści. Udało mu się mnie sprowokować.  Podszedłem do niego i przywaliłem mu z pięści w twarz.
-Nie masz prawa tak o niej mówić.- cały się gotowałem w środku.- I nawet nie waż się do niej zbliżać. Jeżeli chociaż zobaczę Cię w jej towarzystwie to przysięgam, że będzie z tobą źle.
I poprostu wyszedłem z salonu. Miałem już dość.  Musiałem ochłonąć. Wyszedłem na weranda.  Wieczorne powietrze działało na mnie kojąco.  Po co ten idiota w ogóle wracał? Mógł się siedzieć w tym swoim Rio. Wiedziałem, że za nic ma moje groźby.  I tak czy siak będzie kręcił się przy Mayi. A przez to wszystko stawało się jeszcze bardziej skomplikowane. Przez niego już tak naprawdę niczego nie mogłem być pewien...

*Maya*

Wszystko było tak jak planowaliśmy. Letty z chłopcami byli w pogotowiu, a ja czekałam na tych ignorantów przed opuszczoną fabryką. Nie czułam się zbyt dobrze ze świadomością, że o kłamałam Josh'a. Ale naprawdę nie było już innego wyjścia.  Gdyby przyjechał tu z nami, nie pozwolił by na realizację naszego planu. Co ja  w ogóle mówię. W życiu by nawet się nie zgodził na mój przyjazd tutaj. A nawet jeśli już by się zgodził, t o wszystko by popsuł.  A tu chodziło o niego. O jego dobro. Nie moje. Ja miałam być tylko narzędziem do zniszczenia jego. I naszej ekipy. A na to nie mogłam pozwolić.  Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.  Nawet jeżeli miałam sobie wyrzucać, że robię to za jego plecami. Teraz miałam okazję na od wdzięczenie się za wszystko co dla mnie zrobił.  A trzeba przyznać, że było tego nie mało.  Przez te wszystkie lata naszej znajomości nagromadziło się tego więcej niż trochę.  A ja nie mogłam tego tak zostawić.  Nie lubię mieć nie wyrównanych rachunków. Nawet jemu nie zamierzałam być niczego winna. I to był mój sposób jednocześnie na chronienie go i spłatę długo wdzięczności... Nowojorczycy nareszcie się zjawili. Długo kazali na siebie czekać.  Co tylko potwierdziło moje zdanie, że są nowicjuszami. Tylko amatorzy w tym fachu nie zjawiają się na czas na umówione spotkanie. Oni ewidentnie nimi byli. Po raz kolejny moja i Letty ocena sytuacji się sprawdziła.  Czyli teraz też wszystko pewnie się potoczy tak jak przewidziałyśmy. Czyli krótko mówiąc, uśpią mnie i zabiorą ze sobą do swojej bazy. Co będzie początkiem ich porażki.  Ale na początek tradycyjna rozmowa.
-No no no.- zagwizdał typ, który wysiadł z czarnego volvo.- Ale nam się ślicznotka trafiła.
-Przypominam, że jesteśmy tu w interesach.- prychnęłam.- Zachowujmy się jak należy w takiej sytuacji.
-Nie poznajesz mnie Blondi?- szatynka wydał się zawiedziony.- To naprawdę szkoda.
-A powinnam Cię pamiętać?- przeglądałam mu się i nic mi nie światło.
-To napewno wiele by ci rozjaśniło w główce.- zacmokał.- Ale to nic. Jaremy Parker. Mówi ci to coś?
-Chodziliśmy razem do liceum.- zmarszczyłam brwi.- W drugiej klasie zaprosiłeś mnie na bal jesienny. A ja dałam ci kosza. I przyszłam na ten bal z Josh'em...
Nagle wszystko stało się tak cholernie jasne. To nie byli amatorzy. Wręcz przeciwnie. Chcieli tylko sprawiać takie wrażenie.  To było częścią planu Jaremy'ego. Im w cale nie chodziło o złamanie Josh'a... Nim zdążyłam jak kolwiek zareagować już ktoś trzymał mi ręce za plecami.
-W tym wszystkim od początku chodziło tylko o ciebie.- Parker nachylał się do mojego ucha.- Taka mała słodka zemsta. Skoro ja nie mogłem Cię mieć, o n też nie będzie mógł.  A teraz dobranoc.
Przyłożył mi do twarzy szmatkę nasączoną płynem, który miał mnie uśpić.  Do końca zachowuje pozory. Czyli wie, że nie jestem sama. Dlaczego nie zgodziłam się na ten  holerny podsłuch? T o była moja ostatnia logiczna myśl.  Po tym oparłam w nicość...

I don't know...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz