III

898 59 5
                                    

~~Zanim zaczniecie czytać chcę tylko powiedzieć kilka słów tym, którzy już wcześniej zaczęli czytać to ff. Wstawiłam tu opis z mojego prologu, a tamten usunęłam. Tak wiem. Jestem człowiekiem niezdecydowanym. Przepraszam za to. Jeśli nie chce wam się czytać tego samego to możecie ominąć. Za dużo tam nie zmieniałam. Miłego czytania ^.^

Kayaai


(...) Odwróciłem się. Moje oczy nie dowierzały temu, co widziały. Otworzyłem usta nie mogąc z siebie wykrztusić choćby słowa. Ian zauważył to i już miał się spytać o co chodzi, ale odwrócił się i zrobił taką samą minę jak moja. Czemu? Bo przed nami widniał na ogromnym wzgórzu wielki, czarny zamek, wokół którego rozciągały się drewniane domy i stragany, a wszystko odgrodzone było wysokim murem. Spojrzałem na zielonookiego, który powiedział tylko:

- Co do cholery?

Patrzyłem się jak słup soli na piękny, malowniczy krajobraz wyciągnięty niczym z jakiejś bajki o księżniczce, która miała zaraz zostać uratowana przez dzielnego rycerza. Po chwili ochłonąłem, przypominając sobie każdy szczegół naszej niespodziewanej „podróży", jeśli można było ją tak nazwać. Spojrzałem na Iana. Chłopak był niezwykle rozkojarzony. Skoczyłem z siana na trawę i jej dotknąłem. Była mokra, czyli prawdziwa. Zaraz za mną zobaczyłem czarnowłosego.

- Może pójdziemy w stronę tego miasta- wskazałem- Tam ktoś powinien nam pomóc- mówiłem nie będąc pewny własnych słów.

-To dobry pomysł- odpowiedział. Ruszyliśmy w stronę dróżki. Po drodze nie odezwaliśmy się do siebie choćby słowem. W pewnym momencie drogę zagrodził nam mężczyzna, który pojawił się nie wiadomo skąd. Niższy ode mnie chłopak z piwnymi oczami. Jego głowa owinięta była białą opaską, spod której wydobywało się kilka brązowych kosmyków. Mężczyzna ubrany był w dłuższą fioletową koszulę lekko rozciętą u dołu, owiniętą dwoma białymi pasami, białe spodnie i brązowe kozaki aż do kolan oraz granatowy szal zarzucony za ramię. Strój idealnie pasujący do wędrownego muzyka- wskazywała na to trzymana przez niego lutnia. Jednak nie byłem pewien, ponieważ na plecach nosił kołczan ze strzałami i łuk.

-Witam...- uśmiechnął się, przyglądając się nam od góry do dołu- dziwnie ubranych wędrujących kompanów- spojrzałem się na Iana a on na mnie. Przecież wyglądaliśmy normalnie- Może wybieracie się do Keshin, stolicy Tekin?- spytał nas mężczyzna. Nie wiedzieliśmy co odpowiedzieć. Co to jest Tekin? I gdzie my do cholery jesteśmy?!- O wybaczcie za moje maniery. Nie przedstawiłem się jeszcze. Jestem Negro, wędrowny muzyk, łamacz kobiecych serc oraz dzielny wojownik tekińskich ziem- powiedział, kłaniając się przy tym.

- Jestem Rael, a to jest Ian- wskazałem na chłopaka obok- Jesteśmy z Furatane i chcielibyśmy się dowiedzieć, gdzie jesteśmy i w jaki sposób możemy wrócić do domu.

Po tych słowach Negro spojrzał na nas z jeszcze większym zdziwieniem.

- No dobrze panowie. Słońce już zachodzi a do miasta jeszcze kawał drogi. Co wy na to żeby rozpalić ogień i lepiej się zapoznać? Może będę w stanie wam pomóc - powiedział z szerokim uśmiechem. Odwróciłem się w stronę czarnowłosego. Potaknął głową na znak, że zgadza się z tym i poszliśmy razem z muzykiem do lasu, który był zaraz obok, żeby zebrać drewno na opał. W tym czasie zielonooki zajął się układaniem kamieni. Poszło nam niespodziewanie szybko i już po chwili siedzieliśmy wszyscy wokół rozpalonego ogniska. Trwała bardzo niezręczna cisza. Nagle do mojej głowy dostał się nowo poznany głos:

- Dziwni ludzie. Spotkałem wieluświrusów, ale oni są jakby z nie tego świata-pomyślał zapewne brązowowłosy mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie. Musiałzauważyć moją minę po usłyszeniu tych myśli, bo od razu odwrócił się w stronęRaela i zaczął- A więc mówicie panowie, że nie wiecie gdzie jesteście i jak siętu znaleźliście?- spytał z lekkim stwierdzeniem faktów Negro.

Kwiat Lilii (PORZUCONE NA CZAS NIEOKREŚLONY)Where stories live. Discover now