VIII

376 37 2
                                    

(...) Odwróciłem się i spojrzałem na Negro, a potem na Iana. Nie mogę polegać wyłącznie na nich, jeśli mam uratować ten świat. To ja was ochronię, ponieważ zgodziliście się mi towarzyszyć, zgodziliście się zaryzykować dla mnie tak wiele. Ja zrobię to samo.


Po przycumowaniu statku do brzegu wyspy poszliśmy w kierunku tłumu ludzi. Nie zdziwiłem się, że jest tu ogromny ruch. W końcu jest to raj kupców. Z każdej strony oblegały nas stoiska z przeróżnymi rzeczami od ryb i dziwnych owoców oraz zwierząt do płaszczy, skór i tym podobnych. Na szczęście Negro szybko znalazł dla nas miejsce. Kiedy się rozkładaliśmy, Ian poszukał przedmiotów do zrobienia prowizorycznej perkusji. Ja nie musiałem się zbytnio przygotowywać. Ostatecznie zajmuję się wyłącznie śpiewem i muszę jedynie znać słowa piosenki. Kilka chwil później wśród straganów rozbrzmiewała nasza muzyka. Szybko zebrał się tłum ludzi, którzy kołysali się i klaskali w jej rytm. Po skończeniu piosenki brązowowłosy zaczął zbierać pieniądze od przechodniów. Nie mogłem uwierzyć, jak dużo udało się nam zarobić.

- Idziemy znaleźć jakiś nocleg, żeby odpocząć. Jutro zajmiemy się zwiedzaniem.

Bez żadnych sprzeciwów zgodziliśmy się z Negro, gdyż byliśmy mocno zmęczeni podróżą.

„Biała latarnia" to naprawdę miła karczma. Na szczęście- albo i nie- każdy z nas miał oddzielny pokój. Po rozłożeniu wszystkich rzeczy w niewielkim pomieszczeniu od razu położyłem się na łóżko. Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a do głowy co chwila przychodziły myśli kilkudziesięciu osób z ulicy. Wstałem szybkim krokiem i zamknąłem okno z nadzieją, że głosy ucichną. Wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia, czyli wylegiwania się. Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Postanowiłem wstać i pójść po szklankę mleka- może ono pomoże. Otworzyłem drzwi i spojrzałem przed siebie. Zatrzymałem się w progu, po zobaczeniu naprzeciwko siebie Iana, który także miał zamiar opuścić swój pokój. Jego widok i szeroki uśmiech, który mi pokazał po zauważeniu mnie, mocno poprawił mi humor.

- Też nie możesz zasnąć?- spytał swoim jak zawsze zmartwionym głosem.

- Taaak... trochę. Idę napić się mleka. To zazwyczaj mi pomaga.

- Hmm. Dobry pomysł. Mogę pójść z tobą?

- No jasne.

Poszliśmy razem do stolika nie daleko kuchni i złożyliśmy zamówienie. Po krótkiej chwili otrzymaliśmy dwie szklanki ze świeżym i ciepłym mlekiem.

- Ahh. Pyszne.

- Mhmm.

Po dłuższej chwili Ian wstał bardzo szybko i ruszył w stronę kuchni.

- Zaraz wrócę.

- Dob..- nie zdążyłem odpowiedzieć, a on był już za drzwiami. Czekałem kilka może kilkadziesiąt minut. Już miałem po niego pójść, gdy zauważyłem go z drugiej strony karczmy. Zdyszany podbiegł do mnie.

- Gdzie byłeś tak długo?

- Przepraszam, ale po prostu musisz to zobaczyć.

- Że co?

- Wypiłeś już, prawda? To chodźmy teraz!

- Gdzie?- bez żadnej odpowiedzi złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi wyjściowych, po czym odwrócił się do mnie i posłał mi wielki uśmiech, który miał mi wszystko wytłumaczyć. No super. Wyszliśmy na drogę. Niebo było już okryte czernią, a gwiazdy były jedynym światłem wskazującym drogę w tym mroku. Chłopak, który ciągnął moją rękę, nie puszczając jej nawet na chwilę, szedł przed siebie, co jakichś czas przyśpieszając lub zwalniając. Podoba mi się ta jego część charakteru. Jest taki miły i troskliwy, zabawny i odważny. Jest dla mnie ideałem. Ale czy jego dobroć jest prawdziwa? Czy może on mi tylko współczuje tego, w jakiej znajduję się sytuacji? Czy to litość? Te myśli kłębiły się w mojej głowie i niszczyły te kilka mile spędzonych chwil z chłopakiem.

Kwiat Lilii (PORZUCONE NA CZAS NIEOKREŚLONY)Where stories live. Discover now