XV

266 20 1
                                    

Ian

Wziąłem do ręki medalik, na którym była wyrzeźbiona biała orchidea- znak rodu Verano- jednak szybko przewróciłem go na drugą stronę i ujrzałem lilię- delikatną, prostą, lecz silną, dostojną i piękną- Ród Inverno- przypomniałem sobie o słowach Raela i uspokoiłem swoje myśli, pozwalając powoli zanikać rozpalającemu się ogniu.

- Dziękuję.

- Dziękujmy Raelowi, że nie spaliłeś całego statku, bo to byłby nasz koniec.

- Ta-ak.

- Widzę ląd! - usłyszałem jednego z marynarzy, którzy doglądali naszego kursu.

- Wreszcie dopływamy do brzegu- stwierdził Negro.

- Już po ciebie idę. Czekaj na mnie, Rael.

Kiedy statek cumował do brzegu, nie czekając na innych, wskoczyłem na pomost, tracąc przy tym równowagę. Na szczęście machnąłem w ostatnim momencie ręką i zrobiłem mały wir powietrza, który pomógł mi prosto ustać.

- Gdzie się tak śpieszysz?

- Idę na partyjkę kart, a ty?- popatrzyłem na niego jak na głupka, którym zresztą często był- Musimy go odnaleźć, a im wcześniej tym lepiej.

- Najpierw musimy pomóc tutaj, inaczej będzie z nami źle. Jestem winień kapitanowi przysługę.

- Co znowu?

- Trzeba rozładować całą broń na tamten brzeg- wskazał palcem na miejsce, gdzie stały stragany.

- Nie za blisko?- spytałem sarkastycznie, co wyczuł i machnął ręką, żebym się ruszył.

Zdenerwowałem się jak nigdy dotąd. Wreszcie dotarliśmy do miasta i mogłem rozpocząć poszukiwania Raela, jednak zawsze było coś jeszcze. A może tak użyję mocy? Nie podnosiłem jeszcze tak dużych przedmiotów, ale nie zaszkodzi spróbować.

- Negro!- chłopak odwrócił się w moja stronę, a ja szybko rozejrzałem się dookoła- Odsuń się!- co dziwne posłuchał się mnie bez mniejszych zarzutów. Kiedy to zrobił, podniosłem rękę i zacząłem obracać nadgarstkiem tworząc coraz to większy podmuch wiatru. Ten szybko podniósł ciężki ładunek składający się z więcej niż dziesięciu skrzyń, które chwilę później znajdowały się na wyznaczonym przez brązowowłosego miejscu.

Uśmiechnąłem się szeroko z wykonanego zadania.

- Czy teraz możemy iść?- spytałem usatysfakcjonowany.

- Tak- westchnął chłopak- Zajdziemy po drodze do sklepu. Musimy kupić kilka rzeczy zanim wyruszymy i zapytać o coś.

- Czy ty zawsze musisz tak wszystko komplikować?

- No jasne, bo najlepiej to po prostu wyruszyć bez żadnego przygotowania do lasu, należącego do Dzikich, którzy nie dawno zaatakowali nasz statek, a w każdej chwili mógłby nas zabić jeden z nich, bo wszędzie panuje wojna!

- Spokojnie, już się nie odzywam.

- Dziękuję, a teraz chodźmy.

Rozumiałem bardzo dobrze to, o czym mówił mi Negro. Wszędzie było niebezpiecznie. Nie wiedzieliśmy, czy ktoś przypadkiem nas nie śledzi i czy tamten atak był wyłącznie zbiegiem okoliczności. Musieliśmy także szukać na nieznanym nam terenie. Do tego dodać fakt, że nie mamy bladego pojęcia, gdzie jest Rael. Muszę wziąć się w garść. Nie po to tyle ćwiczyłem. Obiecałem mu, że go uratuję i jeśli jeszcze gdzieś tam jest, to na pewno go odnajdę.

Kwiat Lilii (PORZUCONE NA CZAS NIEOKREŚLONY)Where stories live. Discover now