XI

355 43 3
                                    

Wschodzące słońce oświetlało niewielkie kropelki wody spływające po małym okienku kajuty. Kilka promieni przedostało się przez czyste kawałki szkła i oświetlało moją twarz, co obudziło mnie natychmiastowo. Przetarłem oczy odwracając się na drugą stronę i wyciągnąłem rękę. Miejsce obok mnie było ciepłe, jednak nikt na nim nie leżał. Zdziwiłem się i wstałem, żeby poszukać osoby, która jeszcze nie dawno spała koło mnie. Wyszedłem na korytarz, ale zaraz się cofnąłem, ponieważ okropnie zimne powietrza sprawiło, że miałem ciarki na całym ciele. Nie posiadałem żadnych dodatkowych ubrań, więc wziąłem tajemniczy koc, którego wcześniej tu nie było, a którym ktoś mnie przykrył, gdy spałem. Owinąłem się nim jak naleśnik i wolnym krokiem, żeby nie obudzić Negro, wyszedłem z pokoju. Idąc długim, wąskim korytarzem, minąłem kilku marynarzy i ludzi "na gapę" tak jak my. Jest tak wcześnie rano,a oni nie śpią. Ale co ja się dziwię? Sam łażę po statku, ale to wina jego, że sobie gdzieś poszedł i teraz "muszę" go szukać. Dopiero po kilku chwilach zauważyłem, że marynarze, których minąłem, byli ubrani w długie, nie wiem czy to tak można nazwać, kurtki i grube czapki. No w końcu jest zimno, ale czemu aż tak? Przecież nie dawno było tak gorące, że ledwo udało mi się wytrzymać kilka minut na słońcu. Wszedłem na drewniane schody i pokonując kilka stopni, stałem przed drzwiami, prowadzącymi na pokład statku. Usłyszałem jakieś świsty, które trochę mnie przestraszyły, mimo to pociągnąłem za klamkę i moja mina chyba była bezcenna. Na początku myślałem, że dostałem się do Narnii, chociaż nie przeszedłem przez szafę tylko drzwi, ale zaraz zauważyłem kilka znajomych twarzy i postać człowieka, który odwrócony tyłem do mnie, opierał się o barierkę. Przykryty był długim czarnym kocem, który z każdą chwilą stawał się co raz bielszy przez prószący śnieg. Cały pokład wyglądał jakby był obsypany grubą warstwą mąki. Trochę rozśmieszyła mnie tak myśl, jednak zaraz wróciłem do siebie i wróciłem wzrokiem do postaci w czarnym przykryciu. Chłopak stał, nie zwracając uwagę na ciągłe zamieszanie na pokładzie, spoglądał swoimi szmaragdowymi oczami gdzieś w dal, jego nos co kilka chwil się marszczył , prawdopodobnie przez zimno, a krótkie kruczoczarne włosy zmieniały po woli swoją barwę na jaśniejszą wraz, co dopiero później zauważyłem, oczami. Przyjrzałem się chłopakowi dokładniej: jego ręce dotykały drewna, na którym zaczął powoli pojawiać się lód- piękny i tak czysty niczym najlepiej oszlifowany diament. Z każdą chwilą na barierce pojawiało się co raz więcej lodu, a ja przyglądałem się temu z zaciekawieniem, jednak zaskoczyło mnie mocno, gdy nagle włosy i oczy chłopaka zaczęły robić się czerwone niczym krew, a śnieg wokół niego topniał. Po zauważeniu, że lód jak i woda, która po nim została znikły, a drewniana barierka zaczęła się palić, podbiegłem szybko do przyczyny tego zjawiska.

- Ian! Co ty wyprawiasz!- pociągnąłem go za ramie, aby oderwać dłoń od przedmiotu. Wziąłem skrawek koca i zacząłem uderzać nim w miejsce, gdzie tlił się ogień. Na szczęście za chwilę zgasł- Co to było?! Co ty sobie myślałeś?!- spojrzałem na Iana, który wyglądał jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Patrząc mu w oczy nie byłem pewny, czy mówię teraz do "tego" Iana- Hej! Słyszysz mnie?!- chłopak nadal nie odpowiadał. Koc zsunął się z jego ramion, a on sam przestał na mnie patrzeć, gdy jego nogi zaczęły się uginać- Ian!- złapałem chłopaka zanim ten całkowicie upadł- Pomóżcie mi! Szybko!- krzyknąłem do kilku marynarzy, którzy przechodzili obok- Znieśmy go do kajuty- niosąc chłopaka na barkach, czułem jak moje ręce drżą ze strachu. Nie wiedziałem, co się działo z Ianem. Jest mi tak bliski i dla mnie ważny, że nie zniósłbym, gdyby coś mu się stało. 

Położyliśmy chłopaka na łóżku. Negro nie było w kajucie, gdyż poszedł na spotkanie z kapitanem. Może to i dobrze- pomyślałem. Poprosiłem wszystkich, żeby wyszli i zacząłem badać chłopaka- nie wiem czemu, ale kiedyś przemknęło mi przez myśl, że zostanę lekarzem i przeczytałem kilka książek o leczeniu, chociaż w praktyce to się różni. Jednak nie poddawałem się. Dotknąłem czoła chłopaka- było zimne. Wziąłem w ręce jego dłonie- jedna była strasznie gorąca, a druga lodowata. 

Kwiat Lilii (PORZUCONE NA CZAS NIEOKREŚLONY)Where stories live. Discover now