XIV

306 29 5
                                    

Ian 

Deszcz. Śnieg. Mróz. Zimno, a jednak go nie czułem. Nie wiedziałem, co robię. Wszystko działo się tak szybko. Był przy mnie, a w następnej chwili już go nie widziałem. Tylko chwila. Sekunda, wystarczyła bym go stracił. To musi być sen. Muszę się uspokoić. Przecież nie zniknął na zawsze. Powiedział, żebym go znalazł. I to zrobię. Muszę. Haha, to zabawne- oparłem się o zniszczoną ściankę i zsunąłem na drewnianą podłogę- Od zawsze się o niego martwiłem. Nie. Od kiedy go tylko zobaczyłem. A było to wcześniej niż może mu się wydawać. Ile miałem wtedy lat? 12? A może 13?


Ok. 5 lat temu- Ziemia

Dzień jak co dzień. Leżałem w łóżku, kiedy do pokoju weszła starsza, lecz młodo wyglądająca jak na swój wiek, kobieta. Wolnym krokiem podeszła do zasłon, które zaraz odsunęła, a następnie otworzyła okno, aby wpuścić świeżego powietrza.

- Wstajemy paniczu- mówiła spokojnym i delikatnym głosem, który bardzo lubiłem- Musisz dzisiaj wcześniej wstać, żeby zdążyć na zajęcia klubowe.

- Mhmm..- mruczałem nie mając siły na choć by otwarcie jednej powieki- Jeszcze kilka minut.

- Nie możesz paniczu Ianie. Proszę wstać i się ubrać. Śniadanie czeka na dole- powiedziała i już stała w progu drzwi,  gdy powiedziałem:

- Dziękuję Mario- uśmiechnąłem się. Była dla mnie taka dobra.

- Wszystkiego najlepszego paniczu- odpowiedziała, na co otworzyłem szeroko oczy, przypominając sobie, że dzisiaj są moje urodziny. Zawsze kojarzyły mi się tylko z jednym: utratą rodziców. Mimo to wierzę, że nie chcieli by, żebym całe życie chodził ze spuszczoną głową. Kochali mnie, a ja ich i to jest najważniejsze. Wstałem z łóżka i poprawiłem pościel, aby następnie ubrać się w szkolny mundurek. Wszedłem do łazienki i przemyłem twarz wodą, aby następnie przeczesać ręką kruczoczarne włosy i udać się na niższe piętro. Już będąc na ostatnim schodku poczułem zapach pysznej jajecznicy. 

- Dzień dobry paniczu- powiedział mężczyzna w podeszłym wieku. Trochę to zabawne, że otaczają mnie same starsze osoby, jednak jest jeszcze ktoś.

- Witaj Sebastianie. 

- Śniadanie już gotowe. Anna przygotowała dzisiaj dla panicza ulubione danie.

- Super- usiadłem na krzesełko, gdy do jadalni weszła młoda brązowowłosa kobieta ubrana w biały fartuch i czapkę kucharską. Zawsze uważałem, że wygląda w niej zabawnie. 

- Witaj Ianie. Patrz co mam dzisiaj dla ciebie: jajecznica ze świeżych jajek ze szczypiorkiem, chleb żytni z masełkiem i dopiero co wyciskany sok pomarańczowy.

- Pyszności- przyglądałem się jedzeniu i chwyciłem za widelec nie mogąc już wytrzymać z głodu- Dziękuję Anno- zwróciłem się do kobiety. Była młodą kilkunastu letnią studentką, kończącą już szkołę kucharską. Miała zostać naszym stałym pracownikiem po jej ukończeniu. Cieszyłem się, gdyż jej jedzenie było najlepsze pod słońcem. 

Gdy na talerzu został wyłącznie kawałek kromki chleba, Anna weszła do pomieszczenia niosąc ze sobą coś zakrytego. 

- Co to?- spytałem zaciekawiony. Kobieta podniosła kąciki ust i poprosiła Sebastiana oraz Marię o przyjście. W tym samym momencie odsłoniła tacę, na której znajdował się niewielki, lecz ślicznie udekorowany tort. 

- Wow, dziękuję- powiedziałem i podbiegłem do Anny, gdy postawiła na stół prezent. Przytuliłem ją, a później resztę. Zjedliśmy po kawałku tortu i poszedłem szybko do samochodu, aby Sebastian zawiózł mnie do szkoły. 

Kwiat Lilii (PORZUCONE NA CZAS NIEOKREŚLONY)Where stories live. Discover now