Kiedy chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej i średniej, nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Główną przyczyną był strach przed moim nazwiskiem. No, bo kto chciałby się przyjaźnić z córką słynnego gangstera? Ludzie z góry byli przekonani, że mam nie po kolei w głowie, więc trzymali się ode mnie jak najdalej. Na początku trochę mnie to bolało, jednak z biegiem czasu zaczęłam zauważać, że wcale nie są mi potrzebni. Miałam przecież parę bliskich osób i nie było ważne, że większość z nich to kryminaliści.
Po zakończeniu liceum, miałam głowę pełną planów na przyszłość. Na przekór tego, kim byłam, chciałam zostać neurochirurgiem i pomagać ludziom. Nie miałam w szkole szczególnie wspaniałych ocen, jednak sam strach przed moim ojcem pozwalał mi się dostać, gdziekolwiek bym nie chciała. Ja wolałam jednak studiować w mieście, abym nie musiała rozstawać się z tatą.
Już na pierwszym roku zauważyłam, że to nie jest to samo, co szkoła. Tutaj byli już prawie dorośli ludzie, którzy nie patrzyli przez pryzmat mojego nazwiska. Tak zyskałam paru znajomych, jednak szczególną sympatię zyskałam u przyszłej pani komisarz, która dzielnie pragnęła iść w ślady swojego ojca, Barbary Gordon.
Chociaż była o rok ode mnie młodsza, prędko się zaprzyjaźniłyśmy. Po jakimś czasie stałyśmy się nierozłączne. Kochałam ją za to, jak bardzo mnie docenia. Nigdy nie patrzyła na mnie ze strachem albo jakbym była kimś gorszym. Wspierała mnie we wszystkim, a ja odwdzięczałam się tym samym. Nie porzuciła mnie nawet wtedy, kiedy zaczęła umawiać się z Dickiem Greysonem, a ja byłam dla niej oparciem po ich zerwaniu. Mimo to, nasi ojcowie nie byli przekonani do tej relacji i stale starali się nam ją wybić z głowy.
Dwa lata temu nastąpił przełom. Wracając późno do domu z imprezy, zostałam świadkiem morderstwa. Niewiele myśląc, wyciągnęłam z kurtki pistolet, który kazał mi nosić tata, i zastrzeliłam sprawcę. Później dopiero dotarło do mnie, co zrobiłam. Miałam teraz dwa ciała na głowie, więc sprawnie upozorowałam morderstwo z samobójstwem. I udało się. Nikt nie domyślił się, co wydarzyło się naprawdę. A ja dostrzegłam w czym jestem dobra.
Poprosiłam tatę, by znalazł mi stanowisko wśród płatnych zabójców. W końcu chciałam jakoś zarabiać na życie, jednak postawiłam jeden warunek - moimi ofiarami mają być tylko osoby winne, które zdradziły mojego ojca i jego ludzi lub działały przeciwko nam. Pingwin na początku nie był zachwycony moją prośbą, jednak ubłagałam go, twierdząc, że będę wykonywała zadania zlecone przez jego ludzi jako anonimowa osoba. Byłoby w końcu głupio, gdyby płacił mi tata, nie? A nie chciałam też, żeby jego ludzie się o tym dowiedzieli. W końcu przemógł się i tak narodziła się Rogue. Mimo, iż więcej osób znało nazwisko Jacqueline Cobblepot, to nie przeszkadzało mi to. Im mniej ludzi o mnie słyszało, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że ktoś zainteresuje się moimi małymi sprawami.
Porzuciłam, więc studia i skupiłam się głównie na mojej "karierze". To jednak nie zburzyło mojej przyjaźni z Barbarą. Ciągle spotykałyśmy się przynajmniej kilka razy w tygodniu, chodziłyśmy na domówki do starych znajomych i po prostu świetnie się bawiłyśmy. W każdy piątek chodziłyśmy przed południem do Gotham Cafe.
I tak było też dzisiejszego piątku.
Weszłam do kawiarni z uśmiechem na ustach. Miałam wyjątkowo dobry humor, którego nie był mi w stanie popsuć tata ponownie narzekający na moją przyjaźń z Barb. Od razu dostrzegłam ją siedzącą przy naszym stoliku. No, nie do końca był nasz, jednak lubiłyśmy przy nim siedzieć. Ruszyłam w jej kierunku, jednak ona kompletnie mnie nie zauważyła, przeglądając jakieś papiery.
- Hej, Barbie - przywitałam się, siadając na przeciwko niej. - Co to?
Dopiero po chwili podniosła wzrok i mruknęła coś na przywitanie.
CZYTASZ
[1] Rogue • dcau/gotham
FanficGotham - cudowne miasto dla kryminalistów. Jacqueline Cobblepot nie zawsze chciała występować w ich szeregi, zwłaszcza, że policja już i tak krzywo na nią patrzyła dzięki tatusiowi. Ale pewnego dnia uznała: "Hej, dobrze mi idzie chowanie zwłok". No...