Stałam ubrana w swój kostium Rogue przed czteropiętrowym budynkiem, który z pozoru wyglądał na opuszczony, gdyby nie zauważyć prawie niewidocznego światła wydobywającego się z ostatniego piętra. Byłam oddalona o kilkanaście metrów, obserwując uważnie otoczenie. Za mną, w ciemnej uliczce, tłoczyło się ośmiu najemników i dwoje starych kumpli - tresowanych piesków mojego ojca, którzy byli ze mną w barze.
Odwróciłam się, obrzucając ich mało serdecznym uśmiechem.
- Słuchajcie, ludzie, w tamtym niepozornym budyneczku mieszka sobie jegomość, o którym pewnie nie raz usłyszeliście. Od was zależy, czy przeżyjemy, czy nie, ale ta pierwsza opcja byłaby o wiele bardziej miła.
Jeden z nich parsknął aroganckim śmiechem, jednak zignorowałam go.
- Kamery zostały już załatwione godzinkę temu. To nie tak, że nie działają. Bardziej nie działa gość, który ich pilnował... Tak czy inaczej, wchodzimy niepostrzeżenie albo bardziej postrzeżenie w zależności od ilości ochrony. Raczej wątpię, żeby było jej dużo, w końcu kto chciałby zaatakować Jokera? - Wzruszyłam ramionami, przypominając sobie, że to ja jestem taką osobą. - Jeden niech patroluje budynek z zewnątrz, dwaj niech pilnują wyjścia w środku, kiedy już wejdziemy. Reszta ma się skupić na nieoczekiwanych przeciwnikach. Oczy i uszy otwarte, jasne? - Nikt się nie poruszył, ale byłam pewna, że zrozumieli rozkaz. - Ja nie idę z wami. Uderzam od razu na samą górę, oknem. Dam wam znać, kiedy wracamy.
- Czekaj, czekaj... - Jeden z najemników wystąpił przed szereg. Był to facet po trzydziestce z lekceważącym wyrazem twarzy. - Mamy rozumieć, że wchodzimy sobie drzwiami, jak gdyby nigdy nic, a ty podlatujesz do okna, strzelasz do Jokera i uciekasz? Słyszysz sama siebie jak bardzo jest to niedorzeczne?
- Nie spodziewają się tego. Jeśli masz jakieś lepsze pomysły...
- Zdetonujmy budynek - zaproponowała kobieta z tyłu.
Pokręciłam głową. Może moja decyzja nie była najmądrzejsza, ale miałam ku temu swoje powody.
- Chcę go załatwić sama. Chcę zobaczyć jak umiera.
- Dobra, Pani Dramatyczna - warknął znowu ten sam najemnik. - Ale jeśli nam się uda, dostajemy dwa razy więcej, niż nam obiecano.
- Nie ma problemu, Dave. - Uśmiechnęłam się nieszczerze w jego stronę.
- Nie nazywam się Dave.
- Szkoda. - Machnęłam dłonią. - To zróbmy wszytko na żywca. Bez planu, totalny spontan. Co wy na to? Nie ważne. - Odwróciłam się i ruszyłam w stronę budynku. - Idziemy.
Usłyszałam za plecami parę przekleństw i zirytowanych westchnięć. Oraz całą masę obelg skierowanych w moją stronę.
- Ta dziewczyna ma nie po kolei w głowie...
Och, nie. Po prostu byłam zmotywowana.
:)
Stanęłam pod ścianą, oceniając swoje szansę na dotarcie do wcześniej wypatrzonego sobie okna. Nie byłam jeszcze specem w dziecinie latania, jednak ten dzień spędziłam całkowicie na ćwiczeniach, aż opanowałam chociaż podstawy.
Z duszą na ramieniu wznosiłam się powoli, lecąc prostopadle ze ścianą. Dopiero teraz zaczęłam zauważać jaka byłam głupia i to, że to wszystko było bezsensowne. Barbara nie chciałaby tego przecież... A może? Nie wiedziałam tego. Rzadko rozmawiałyśmy na ten temat. Tak czy inaczej, było już za późno, więc starałam odzyskać swoją pewność siebie i przekonanie, że zemsta jest słuszna.
CZYTASZ
[1] Rogue • dcau/gotham
Fiksi PenggemarGotham - cudowne miasto dla kryminalistów. Jacqueline Cobblepot nie zawsze chciała występować w ich szeregi, zwłaszcza, że policja już i tak krzywo na nią patrzyła dzięki tatusiowi. Ale pewnego dnia uznała: "Hej, dobrze mi idzie chowanie zwłok". No...