To nie do końca normalny rozdział, ponieważ będzie bardziej świąteczny! :) Akcja dzieje się normalnie, tylko parę tygodni po rozdziale szóstym i to w ten wyjątkowy dzień, kiedy wszyscy są razem, więc postaram się uniknąć dramatycznych sytuacji xD
:) :) :)
Nie byłam jakimś tam Grinchem czy innym złym stworem starającym się zniszczyć Święta Bożego Narodzenia, jednak nie ukrywałam, że nie jest to mój ulubiony czas w roku. Lubiłam przebywać z bliskimi i najeść się od syta, aczkolwiek problemem dla mnie był jeden fakt. Otóż w ten dzień ludzie obdarowywali się najróżniejszymi prezentami. A ja nie byłam ani fanką dawania prezentów, ani ich otrzymywania.
Dlatego też nigdy nie reagowałam przesadnie smutno, kiedy tata ogłaszał co roku, że niestety, ale musi pracować. Dosłownie co roku. Nigdy nie liczyłam, że zjemy razem świąteczny posiłek, jednak zawsze robiło się człowiekowi przykro, kiedy od tylu lat kończył na kanapie oglądając serial i zajadając się popcornem w czasie, kiedy inne rodziny celebrują razem narodziny Chrystusa.
Ale nie ma tego złego, jak to mówią. Już zdążyłam się przyzwyczaić i mimo licznych próśb Barb, abym dołączyła do niej podczas kolacji wigilijnej, solidnie odmawiałam. Jednakże w tym roku postanowiłam zrobić wyjątek. Było to ze względu na jej wypadek. Mimo że spędziłam z nią podczas tych ciężkich chwil sporo czasu, to bardzo chciałam, aby nie była w ten dzień sama. Szczególnie, że jej tata - podobnie jak mój - w tym roku również musiał zająć się policyjnymi sprawkami. Killer Croc szalał na przedmieściach i wydawałoby się, że nawet Batman nie spędzi świąt radośnie.
Umówiłam się z Barbarą, że nie będziemy kupować sobie prezentów i po prostu usiądziemy przed telewizorem ze spaghetti i będziemy oglądać świąteczne filmy. Klimat może średni, ale przynajmniej będziemy razem. Gdzieś tak po północy komisarz Gordon podobno miał skończyć zmianę i dołączyć do nas.
Niestety, plany łeb wzięły, kiedy obydwie dostałyśmy ładnie ozdobiony list od Bruce'a Wayne'a, który zaprosił nas do swojej rezydencji na przyjęcie gwiazdkowe. Wyglądało na to, że zrzeszał ludzi, którzy nie mieli gdzie się podziać w święta. Ja nie miałam na to specjalnej ochoty, jednak Barbara nalegała, a biorąc pod uwagę jej aktualny stan, byłam w stanie zgodzić się na wszystko, byleby uszczęśliwić moją najlepszą przyjaciółkę.
Przyjechałam pod jej dom specjalnym busem dla osób niepełnosprawnych. A raczej poprosiłam tatę, aby mi go załatwił. Miałam go od zaledwie kilku dni, ale już widziałam, jak zawsze Barb oczy święcą się na jego widok. Lubiła nim jeździć, ponieważ chociaż przypominał jej o chorobie, to wiedziała, że będzie mogła się dzięki niemu o wiele wygodniej poruszać.
Zapukałam do ciemnobrązowych drzwi jej domu trzy razy i czekałam na odpowiedź. Ta nie nadeszła, więc westchnęłam teatralnie, a następnie zapukać głośniej. W pierwszej chwili odniosłam wrażenie, że moja przyjaciółka po prostu nie słyszy, ale już kilka sekund później umierałam ze strachu przed najgorszym.
- Barbara! - krzyknęłam, niemal waląc pięścią w drzwi. Kiedy znowu nie usłyszałam odpowiedzi, chwyciłam za klamkę i z ulgą stwierdziłam, że jest otwarte. Weszłam cicho do środka i wyciągnęłam pistolet. W domu było jasno, wszędzie paliły się światła. Starałam się zachowywać jak najciszej, kiedy zmierzałam w stronę pokoju rudowłosej.
Drzwi były uchylone. Pochyliłam się, aby zajrzeć przez szparę i niemal nie zadławiłam się powietrzem. Wbiegłam z hukiem do środka, chowając pistolet w torebce.
- Barb! - Podbiegłam do dziewczyny leżącej na podłodze, która lekko wiła się i szlochała. Kucnęłam przed nią i chwyciłam jej twarz w dłonie, a ona przykryła je swoimi, patrząc na mnie cała zapłakana. - Barbie... Co się stało?
CZYTASZ
[1] Rogue • dcau/gotham
FanfictionGotham - cudowne miasto dla kryminalistów. Jacqueline Cobblepot nie zawsze chciała występować w ich szeregi, zwłaszcza, że policja już i tak krzywo na nią patrzyła dzięki tatusiowi. Ale pewnego dnia uznała: "Hej, dobrze mi idzie chowanie zwłok". No...